piątek, 27 lipca 2012

Nowy początek? Tak jakby

Cześć.Skończyłam przenosić bloga. Nie jest źle prawda? Zajęło mi to trochę czasu, ale w końcu wzięłam się w garść i to zrobiłam. Rozdziały będę pisać tak jakbym wcale nie opuściła blog.onet. W spisie rozdziałów są wszystkie poprzednie rozdziały. Jeżeli pominęłam jakieś blogi z zakładki "Ulubione" to napiszcie. 
I ci ogólnie sądzicie o tej zmianie? 
Nowy rozdział (szósty) dodam już niedługo. Planuję dodać coś dłuższego niż zwykle, bo ostatnio jest tyle zamieszania, że notki są rzadkie. Tylko pytanie w kogo oczach? Rayne vs Sawyer? Czy może obydwoje? 
Jeżeli jesteś nowym czytelnikiem to wszystkie rozdziały można znaleźć w spisie treści. Rozdziały z Pierwszej Części są sklejone po 4 na jeden post, żeby nie trzeba było tyle wracać do zakładki z rozdziałami. 
W takim razie do zobaczenia niedługo! :)

Część 2: Rozdział 5


Rozdział 5 
Podstęp

Alex

Tak, czy nie?
Tak.
Nie.
Skrzyżowałam swoje ręce na klatce piersiowej, zastanawiając się co zrobić. Wszyscy w pokoju patrzeli na mnie, czekając na moją decyzję. To była dla mnie świetna okazja. Nawet nigdy nie myślałam o tym, by coś zrobić z swoim głosem. Ja i śpiewanie? Jedyna osoba, która wiedziała o tym od początku to mama. Sama zawsze włączała moje ulubione piosenki w samochodzie i w domu, by mnie przekonać do spróbowania pójścia w tą stronę. Ale zawsze przeszkadzała mi trema. Robiłam się nieśmiała przed dużą grupą ludzi i miałam ochotę zapaść się pod ziemię.
A co na to Sawyer? Spytał się głos w mojej głowie.
Sawyer. Dobrze zdawałam sobie sprawę z tego co się stało ostatnim razem. Czy chciałam tego ponownie? Tak, Sawyer miał problemy z zazdrością. Ale czy tylko o to chodziło? Nie wiedziałam, czy on i Corey wogóle się znają. Nigdy o nim nie wspomniał. I raczej mi na to nie wyglądało by blondyn należał do grona jego znajomych.
Nie. Sawyer nie powinien mnie powstrzymywać od robienia tego, czego chcę. Ja nigdy nie zabroniłabym mu jeździć na Stelli, mimo, że boję się tego potwora. To był mój wybór. I ta myśl popchnęła mnie do zgodzenia się.
-No okej. Dwa tygodnie. Potem jeśli nie będę się do tego palić, do dasz mi spokój. Zrozumiano?- Uniosłam swój podbródek, patrząc na Corey’a. Zdałam sobie sprawę z tego, że był wyższy od Sawyer’a, co było dla mnie nowością.
-Oczywiście.- Posłał mi uśmiech. –I dzięki- Chwycił mnie za łokieć i obrócił w stronę reszty kapeli. –Panie i Panowie…O to Alex. Nowa wokalistka „To Whom It May Concern”
Gabe i Holly zaczęli klaskać, a brunet siedzący na kanapie zagwizdał. Zaśmiałam się, widząc, że im na tym naprawdę zależało.
-Raczej należy ci powiedzieć jak tu wszystko działa- powiedziała Holly po chwili. Założyłam swoje dłonie za swoje plecy i oparłam się o ścianie. Byłam praktycznie w pomieszczeniu z obcymi osobami, prócz Holly.
-Holly gra na perkusji- dołączył Corey, gdy dziewczyna zaczęła uderzać dłońmi w swoje kolana, udając, że gra na tym instrumencie. –Gabe na gitarze. Jego solówki wymiatają
-Corey, przestań ze mną flirtować.- Blondyn złapał się dramatycznie za serce. –Cześć, Alex- uśmiechnął się do mnie szeroko. Nie mógł być starszy od Beck’a, nawet młodszy. Corey pokręcił głową na jego komentarz i kontynuował.
-Seth gra na gitarze i basie (!!!!!? Dobrze!!!!), oraz pisze wszystkie nasze piosenki.- Skinął głową na chłopaka, który nadal siedział na starej, brązowej kanapie. Brunet uniósł swój wzrok z swojej gitary i pomachał ręką.
-Uwierz mi. Za dwa dni uciekniesz stąd z krzykiem. To dom wariatów- powiedział, poważny. Przełknęłam ślinę, nagle czując się niewygodnie. Seth zobaczył, że mnie wystraszył i posłał mi sympatyczny uśmiech. – Żartowałem. Rozluźnij się. Nikt tu nie gryzie prócz Gabe’a, jeśli zabronisz mu jeść.                                                                                       
Zerknęłam na blondyna. Seth miał rację. Obok niego leżało co najmniej pięć papierków po batonikach.
-On ma żołądek bez dna.- Holly wywróciła oczami.
-Czy to moja wina, że ciągle jestem głodny?- Spytał Gabe, wyglądając na zranionego.
-Twoja mama naprawdę nie powinna ci wciskać tego kitu „Jest dużo, to będziesz dużym chłopcem”. Od dawna podejrzewałem, że chce cię zapisać na walki sumo.- Dodał Seth, odkładając swoją gitarę na bok.
-Jakoś nie miałeś problemu, gdy upiekła ci szarlotkę, gdy byłeś chory.- Chłopak wzruszył ramionami, patrząc na swojego kolegę. –I jeśli mnie pamięć nie myli, to poprosiłeś ją o jeszcze jedną…I dwa dniu później o kolejną
-To nie moja wina, że twoja mama robi takie dobre wypieki.- Seth zaczął się bronić.
-Dobra, dobra. Dajcie sobie buzi i się przeproście- Holly uniosła głos. Pewnie gdyby tego nie zrobiła, była bym światkiem ich wielkiej debaty na temat jedzenia Gabe’a i jego mamy. Widać było, że byli jak jedna, wielka rodzina. I nagle bardzo chciałabym być jej częścią. To nie było to samo co z Hendersonami. Nawet, gdybym nie chciała należeć do ich rodziny, mój związek z Sawyer’em zapewniał mi tam miejsce.
-Alex. Chcesz zostać i zobaczyć jak gramy?- Spytał mnie Seth. Na pierwszy rzut oka wyglądał jak ci zranieni muzycy, którzy kochali tylko swoją gitarę. Te ciemne włosy i oczy…Czy on czasem nie nosił kontaktów? Cała jego postura mówiła, że jest artystą. –Za godzinę zaczynamy
-Jasne- odparłam, bez zastanowienia.
Przez następne pół godziny patrzałam jak nastrajają swoje instrumenty i rozprawiają się z wszystkimi problemami, dotyczący ich występu. Robili to z takim entuzjazmem, że chciałam już do nich dołączyć i być częścią tego wszystkiego. Nawet nie myślałam już o swojej tremie, o tym mogłam się martwić, gdy nadejdzie odpowiednia pora. Ale miałam nadzieję, że moja przyjaciółka wcale się nie zjawi. Przeszkadzała mi tylko. Gdy skończyli wszystko szykować, Holly zaciągnęła mnie do damskiej toalety, by poprawić swój makijaż.
-My musimy sobie pogadać- oparłam się o jeden z zlewów, patrząc jak nakłada czerwoną szminkę na swoje wargi.
-Oh.- Zatrzymała się w połowie malowanie dolnej wargi, patrząc w lustro. –Myślałam, że to mnie ominie- zaśmiałam się.
-Czemu mnie okłamałaś?- Spytałam ją. Moja złość całkowicie nie znikła. Nadal czułam mały jej płomyk palący w mojej klatce piersiowej. Nie lubiłam, gdy ktoś mnie okłamywał. Możliwe, że czułam się wtedy bez kontroli. Nie była wobec mnie fer. Tak. Pewnie bym się nie zgodziła przyjść za pierwszym razem, ale pewnie bym w końcu się zgodziła.
-No wiesz…Nie wiem.- Wzruszyła ramionami. –Gdybyś wiedziała, pewnie byś powiedziała Sawyer’owi
Czy ja dobrze słyszałam? Powiedziała jego imię jak by to było jakieś przekleństwo. Nie. Pokręciłam głową. Wydawało mi się. Możliwe, że za nim nie przypadała. Przecież to przez niego nie zgodziłam się prędzej, prawda? Westchnęłam. Już go obwiniałam. To nie była jego wina…
-Przepraszam. Obiecuję, że już tego nie zrobię.- Zerknęła na mnie w lustrze, nakładając resztę swojego makijażu. Wyglądała inaczej, niż na co dzień. Ostre kolory na jej powiekach i ten krwisty kolor na ustach sprawiały, że wyglądała na groźną.
Kiwnęłam głową. Wierzyłam jej. Po co by miała teraz kłamać? Zgodziłam się na te próbne dwa tygodnie. Potem to był już mój wybór, czy chcę zostać, czy nie. Jeśli oczywiście oni pierwsi mnie nie wykopią.

Sawyer

Miał ochotę uderzyć tego doktora.
-Tutaj?- Spytał, dotykając miejsce na jego brzuchu. Miał zimne palce i nie podobało się mu, że musi być obmacywany przez obcą osobę.
-Przecież powiedziałem, że bolą mnie żebra, nie brzuch- odparł Sawyer, jakby mówił do pięciolatka, a nie starszego mężczyzny po studiach medycznych. Ale nie mógł nic na to poradzić. Przez ostatnie pięć minut doktor dotykał różne punkty na jego ciele. Brunet wyraźnie mu powiedział, co jest powodem jego niechcianej wizyty. Wcale nie chciał tutaj być, ale Will go tutaj przywiozła. Jej troska o niego była nieraz powodem jego irytacji. Nie potrzebował niczyjej pomocy. Sam dawał sobie radę.
-A tu?- Spytał, kładąc swoją dłoń i ściskając. Sawyer o mało nie wrzasnął. Cholerny doktorek. Powstrzymał się od wypuszczenia ataku przekleństw na niego i zacisnął mocno zęby.
-Tak- wycedził. Mężczyzna kiwnął głową i przesunął swoją dłoń w prawo, ponownie ściskając. Brunet odwrócił swoją twarz od doktora, patrząc na plakat wiszący na jednej z ścian. Palenie i picie zabija. Jakby tego nie wiedział. Był tam, zrobił to i wrócił. Palenie było chwilowe. Akt jego buntu. Albo tak lubił myśleć.
Wtedy był głupi. Zaledwie czternaście lat. Ubrany w bluzkę z nadrukiem wtedy sławnego rapera i dżinsy, które co chwile mu spadały. Siedział sobie przed jednym z sklepów z swoimi obecnymi kumplami, papieros ukradnięty z paczki swojego wujka w dłoni. Chciało mu się wtedy śmiać, gdy widział osoby wychodzące z super marketu. Omijali ich szerokim łukiem, jakby byli jakąś zakaźną chorobą.
Potem przyszło picie. Najpierw były te tanie butelki i piwa. Potem udawało mu się zdobywać coś lepszego. Pił by mieć lepszy humor. A dziewczyny tu lubiły. Kleiły się do niego jak durne osy do jedzenia. Nie musiał nawet próbować. One same przychodziły. Jedna po drugiej. Znikały dosyć szybko. Gdy już je rzucił, unikały go. Były naiwne. Wiedziały jaki był, ale jednak przychodziły. Robiły wszystko by zwrócić na siebie jego uwagę.
Potem był kolejny okres. Dołączył do drużyny Lacrosse. Był dobry. Coraz więcej dziewczyn przychodziło i odchodziło. Chciały chodzić z kimś z drużyny. Sawyer był dobry, ale nie kochał grać tak jak inni. Jednak to dało mu większą sławę. Był popularny. Chodził z cheerleaderkami i pojawiał się na każdej imprezie. Nie palił już, ale nadal pił. Nie tyle jak kiedyś, ale nadal lubił sobie wypić. Jednego dnia zdobył sztuczny dowód osobisty. Nie wpuścili go i na dodatek zaprowadzili do właścicielki klubu. Było już tam trzech chłopaków i jedna dziewczyna.
-Niezłe z was ziółka- powiedziała, gdy usiadł. Wszyscy próbowali się dostać do klubu. Wszystkich złapano. Wtedy poznał Will, Mason’a, Caleb’a i Rayne’a. Była jeszcze Lindy. Kochał tą kobietę, jakby znał ją całe życie. Wkrótce po tym przestał grać w Lacrosse. Miał nowych przyjaciół, nie potrzebował dawnych. Tamci przestali zwracać na niego uwagę. W końcu znalazł to co lubił. Motory. Prędkość go nakręcała. Z sportowca stał się motocyklistą. Mówili, że był również dilerem. Niech tak myślą, mówił. To tylko dawało mu więcej rozgłosu.
Zjawiały się kolejne dziewczyny. Były ciekawe kim jest trzeci z Hendersonów. Wcale nie podobny do swoich braci Les’a i Beck’a. Obydwoje byli poukładani i dobrze się uczyli, gdy Sawyer przeskakiwał z gniazda na gniazda i ignorował to co działo się w szkole. Miał wszystko gdzieś, ale jego przyjaciele nadal się ego trzymali. Akceptowali jaki był. Przy nich pozwalał sobie ukazywać trochę dawnego siebie, zanim ona go zniszczyła. Mówili, że jest cienka linia pomiędzy miłością, a nienawiścią. Nie raz potrafił ujrzeć ją jak się śmieje i czuł to samo uczucie, zanim go wykorzystała. Nienawidził ją, za to co zrobiła i siebie, za to, że był taki naiwny. Naiwny idiota. Dzieciak, który łudził się, że ona może mieć z nim coś wspólnego.
Te myśli zawsze wracały i z dnia na dzień go to coraz bardziej niszczyło. Nie umiał kochać. Wystarczył mu jeden zawód. Ona zabrała mu wszystko. Wzięła sobie jego serce bez pozwolenia i rzuciła je na pożarcie swoim zwierzakom. Stracił wtedy część siebie, która nadal gdzieś się chowała. Ale powoli wracała. Przez nią.
Alex. Alex Darcy. I pomyśleć, że na początku chciał ją tak egoistycznie zepsuć. Myślał, że była to kolejna zabawka, którą rzucił mu los pod choinkę. Marionetka dla jego znudzonych dłoni. Szybko to się zmieniło. Przez te pierwsze dni patrzał, jak przechadza się po domu. Jak włosy jej opadały na ramiona, gdy nie miała je związane. Lubił patrzeć, gdy zagryzała swoją wargę w koncentracji, myśląc o czymś. Nie wymienił z nią nawet jednego słowa. Kiedy przyjechała, nawet się nie przedstawił. Ale kiedy powiedziała jego imię…Nie, powiedziała, że ma interesujące imię. Była miła, gdy on nawet nie chciał się do niej odezwać.
 Potem zobaczył swoją okazję, gdy jej mama nazwała ją swoim kaczorkiem. Nie pasowało to do niej. Nie podobało się mu. Zobaczył jej zaskoczenie, gdy nachylił się i wyszeptał jej do ucha swoją opinię. Żabka. Była dla niego żabką, a nie jakimś brzydkim kaczątkiem. Uśmiechnął się, a ona posłała mu spojrzenie, które sygnalizowało, że była niezadowolona. Ale jego oczom nie uniknęły rumieńce, które narodziły się na jej policzkach. To był dla niego znak. Przez kolejne dni nie widział jej za wiele. Wiedział, że unikała wszystkich. 
Na początku chłodno go traktowała, ale jej się nie dziwił. Potrafił odtrącać od siebie ludzi bez zdawania sobie z tego sprawy. Był zaskoczony, gdy z nim zatańczyła. Ale potem wszystko było jak przedtem. Patrzał jak spędzała czas z Les’em. Czemu on nie mógł być jak swój starszy brat?
Byłem taki. I jak skończyłem?
To była kwestia wyglądu. Nosisz okulary i aparat na zęby – nie masz za wiele przyjaciół. Wymieniasz to na kontakty i siłownię – jesteś bardzo lubiany. Mili i ładni chłopcy mieli dużo znajomych. Takie było życie. A Sawyer nie miał zamiaru być jakąś marną kopią swojego brata. Chciał się wyróżniać z całej rodziny. A nie mówili „to jeden z tych Hendersonów”.
Był zazdrosny o to, że wolała Les’a, od niego. A gdy chciał z nią porozmawiać, odtrącała go, tak jak w Walmarcie. Wtedy w końcu postanowił dać sobie z nią spokój. Nie widział powodu by za nią się uganiać, skoro ona i tak go nie widziała. Był przecież samolubnym dupkiem.
Nie spodziewał się tego, że gdy będzie się wymykał, ona go przyłapie. Widział jak Les wystawił ją do wiatru, a gdy spytała, czy jedzie do domu, miał wrażenie, że chce jechać razem z nim. Wtedy był zły. Nie był jakąś zabawką do pocieszenia. Ale widząc ją, gdy wzięła od niego krok do tyłu, nie mógł jej tak zostawić. I nie żałował.
Gdyby wiedział wcześniej, zgrywał by bohatera wcześniej. Nigdy by się nie spodziewał, że go pocałuje. I jeszcze za to przepraszała? Potem było tylko lepiej. Aż w końcu wszystko runęło. A to wszystko była jego wina. Jego zazdrość. Ale co mógł na to poradzić?
A teraz znowu to zrobiłeś.
Alex nie mogła o tym wiedzieć. Nie chciał widzieć zawiedzenia w jej oczach. Sawyer jej obiecał. I co, dotrzymał? Nie. Nienawidził się za to i nienawidził Corey’a. Nie żałował tego, że go uderzył. Tacy jak on sobie zasłużyli.
I odezwał się hipokryta
-Tak myślałem. Masz kilka pękniętych żeber- powiedział doktor. Miał siwe włosy i wąs, który zakrywał większość jego górnej wargi. Sawyer nic nie odpowiedział, tylko patrzał dalej na ścianę. W niektórych miejscach odleciały kawałki cynku i farby. Ściana była zniszczona. Dokładnie jak jego życie. Każdy ubytek reprezentował jego porażki. Alex była dla niego tym kwiatem w tym całym bagnie. Nie mógł jej stracić.
Alex nie mogła się dowiedzieć. Nie, nie, nie. Nie mogła. Ale teraz nie mógł już cofnąć czasu. Nie myślał wtedy. Smakował tylko chwili, gdy jego pięść połączyła się z twarzą Corey’a.
-Musisz mi powiedzieć co się stało.- Usłyszał doktora. Obrócił swoją głowę w jego stronę, patrząc na plamę na jego białej koszuli. Kawa, czy sos czekoladowy. Miał ochotę mu powiedzieć, że tam jest. Ale co mu to da?
 Doktorek sobie ją wypierze. A ty, Sawyer? Nie możesz wyprać swoich wszystkich problemów.
Chciałby. Wrzucić je wszystkie do pralki i prać dopóki staną się bialutkie i będą symbolizować coś dobrego w jego życiu.
-Uderzyłem się- odparł, spuszczając swój wzrok. Co go obchodziło, jak się doprowadził do takiego stanu. Płacili mu za leczenie ludzi, a nie zadawanie pytań. Sawyer sądził, że go i tak nie obchodziło jak to się stało. Więc po co mówić.
-Wdał się w bójkę- powiedziała Willow, rzucając mu spojrzenie. Doktor machnął ręką, jakby się tego spodziewał i zaczął wypisywać receptę na leki. Sawyer spojrzał na swoją przyjaciółkę, jakby mówił „A nie mówiłem”. Brunet spuścił swoją bluzkę na dół, siadając.
Rayne powiedział mu, że będzie go krył. Nie wiedział do jakiego stopnia, ale był mu wdzięczny. Jego przyjaciele zawsze ratowali go w potrzebie. Chłopak zabrał swoją receptę i wyszedł z gabinetu bez słowa, zostawiając za sobą dziękującą Will. Po co miał mu mówić dziękuję? Za to, że katował go przez ostatnie pięć minut. Jasne.
Zaczął sobie nucić swoją ulubioną piosenkę.
Wszystko będzie dobrze, Sawyer.

Część 2: Rozdział 4


Rozdział 4
Podstęp

Rayne
-Będziemy potrzebować jakiś narzędzi.- Czerwone usta Will ruszały się tak szybko, że nie mogłem nadążyć. Zawsze zadziwiało mnie to, jak szybko potrafiła zmieniać swoje oblicza. Will, którą znało większość osób była opanowaną flirciarą, która była pewna siebie. Po drugiej stronie drzwi stała druga drzwi, do których tylko kilka osób miało klucz. Ta dziewczyna była straszną gadułą i nie kryła swoich uczuć pod stworzoną przez siebie maską.  Te całe wyzywające ubrania, masa chłopaków z którymi przychodziła do domu pijana...Do tego była zdolna by tylko zwrócić na siebie uwagę swoich rodziców. Ale nie ważne jak się ubrała, czy ile wypiła, oni nadal traktowali ją jak powietrze. Jessie nie odczuwał tego tak jak ona. Raz na jakiś czas zauważyłem, że był zły, gdy ich rodzice znowu wyjechali na kolejne spotkanie. Nie wiedziałem co zachodziło w jej głowie, ale jedno było jasne. Chciała być kochana i zauważana przez swoich rodziców.
-Pytaj o to Caleba. Pewnie jakieś ma.- Sawyer siadł obok niej, kładąc swoje stopy na jej kolanach.
-A ci czasem nie za wygodnie?-Spytała go, spychając jego nogi. Brunet wzruszył ramionami, zamykając oczy. Słońce dawało o sobie znać. Czułem, że jeśli nie znajdę niedługo jakiegoś cienia, będę wyglądał jak rak. Same uroki bycia rudowłosym.
-Pamiętasz jak kiedyś nie chciałaś się do mnie zbliżać?-Spytałem blondynkę, przypominając sobie o wczesnych latach naszej przyjaźni.
-Myślałam, że zabierałeś ludziom ich dusze.- Zaśmiała się, przyciągając swoje kolana do klatki piersiowej. Położyła na nich swój podbródek, patrząc na mnie.
-A kogo to była wina?- Strzeliłem żartobliwie brunetowi mordercze spojrzenie. Sawyer tego nie widział, ale po chwili otworzył jedno oko i podniósł swoją dłoń do góry.
-Powiedziałem, że każdy pieg reprezentował jedną duszę, którą ukradłeś innej osobie
-A ja głupia ci uwierzyłam- dodała Will, zagarniając kosmyk swoich platynowych włosów za ucho.
-Ale po kilku tygodniach o tym zapomniałaś i oświadczyłaś mi się w piaskownicy- uśmiechnąłem się na wspomnienie. Spojrzałem na blondynkę. Mógłbym przysiąc, że się zarumieniła. Nie. Przez to słońce źle widziałem.
-Pierścionek z żelka. Pycha- wyszeptała głośno.
-Nie zapominaj, Romeo, że mi też się oświadczyła- wtrącił Sawyer. Posłałem mu środkowy palec, na co Will pokręciła głową.
-Ty kawalerem nie jesteś, więc siedź cicho- powiedziałem. Nie trudno było nie zauważyć, że on i Alex byli parą. Była miłą dziewczyną, której jak najbardziej on potrzebował.
-I kto to mówi. Singiel z wyboru, czy żadna cie nie chce?- Zaśmiał się brunet. Wziąłem najbliższą puszkę po coli, którą piłem i rzuciłem nią w niego. Chłopak zerwał się z swojego miejsca szybko i puszka nawet go nie zahaczyła.
-Ej, ej. Rayne ma narzeczoną.- Will oznajmiła, mówiąc o sobie.
-Która zdradza go z pierwszym lepszym.- Tym razem to Will rzuciła w niego puszką. Oparłem swoje łokcie o stolik, słuchając jak sprzeczają się o głupoty. Uwielbiałem spędzać z nimi czas. Will była jak matka dla naszej grupy. Gdy nam wszystkim odbijało, ona wszystko zawsze rozwiązywała. Nie miała dużo znajomych, którzy byli dziewczynami. One widziały w niej tylko...Złość się we mnie gotowała, gdy tylko przypominałem sobie o tych rzeczach, które nieraz usłyszałem o niej na korytarzu. Niektóre dziewczyny potrafiły być takie puste. Owszem. Willow często chodziła na randki, ale nie posuwała się do takiego stopnia, gdzie zwijała sobie czyjegoś chłopaka. Miała do siebie więcej szacunku, które one nie widziały. I co zazdrość może zrobić z człowiekiem. One nie wiedzą, że kiedyś się nacięła. Ktoś złamał jej serce. Wiedziałem, że nie lubiła tego okazywać, ale nadal to trochę odczuwała. Zjawiła się u mnie jeden wieczór w październiku. Jej nowa fioletowa sukienka była zmoczona do suchej nitki. Była cała zapłakana, gdy powiedziała mi jak on ją rzucił. Zwykły dupek. Był o trzy lata starszy od niej. Mówią, że pierwsza miłość najbardziej boli. Tylko dlaczego nie mogła zakochać się w osobie, która sama odwzajemniała to uczucie i nadal odwzajemnia?
-...co ty na to, Rayne?
-Co?- Wyrwałem się z swoich myśli. Sawyer i Will przestali się kłócić i wrócili do sprawy, którą wcześniej omawialiśmy.
-Mówiłam, że pomożemy Lindy w weekend- powiedziała powoli. Kilka pijanych chłopaków zrobiło rozróbę w weekend. Włamali się i zaczęli rozwalać wszystko co im stanęło na drodze. Gdy Lindy usłyszała hałas było już za późno. Połowa klubu była zdemolowana. Właścicielka ledwo wiązała koniec z końcem na co dzień, a teraz to. Jacy idioci mogli zrobić takie coś? Lindy nie miała dość pieniędzy by naprawić wszystkie zniszczenia, a to co dostała od ubezpieczalni ledwo pokryje kupienie nowych szklanek i stolików. Wszyscy z nas proponowali, że dadzą jej trochę pieniędzy, ale ta kobieta była strasznie uparta i nie chciała ich przyjąć "Nie będę brała pieniędzy waszych rodziców" powiedziała. Nie pozostawało jej nic innego jak zamknąć klub. Gdy ostatnio odwiedziłem ją z Masonem, nawet jej ulubione czekoladki nie sprawiły, że się uśmiechnęła chociaż na chwilę. Lindy była dla nas wszystkich jak druga matka. Serce mi się krajało, gdy teraz na nią patrzałem. Zawsze była taka szczęśliwa. Musiałem jej pomóc, ale nie wiedziałem jak. Na razie musieliśmy zając się małymi naprawami.
-Jasne. Kończę pracę po piątej- odparłem. Spojrzałem na swój zegarek. Mieliśmy jeszcze piętnaście minut do ostatniej lekcji. Dzisiaj nasza trójka piątą lekcje miała wolną. Moi rodzice nieszczególnie popierali to, że pracowałem w domu dziecka. Nie raz byłem zły, gdy słyszałem ich słowa. Jedyne co różniło ich od tych dzieci było wartość pieniędzy, którą mieli w kieszeniach. Sawyer przywoził stare zabawki Jett'a i Tony'eyo, gdy nie były zniszczone.
-Będę musiała pojechać w takim razie autobusem- powiedziała Will. Reszta chłopaków miała treningi.
-Nie potrzeba. Ja cię zawiozę- zapewnił ją Sawyer. Nie miałem ochoty iść na następną lekcje, ale wiedziałem, że zadzwonią do moich rodziców, jeśli zauważą moją nieobecność. Nienawidziłem szkolnego systemu. Cień w kącie mojego wzroku przykuł moją uwagę. Zwróciłem się w jego stronę.
-Co ty tu robisz?- Pytanie wydostało się z moich ust, zanim zdążyłem je zatrzymać. Sawyer i Will odwrócili się w stronę blondyna.
-Szukam pewnej dziewczyny- odpowiedział, podchodząc do nas. Włożył dłonie do kieszeni swoich dżinsów, patrząc na nas wszystkich z kolei.
-Kogo?- Will uniosła jedną brew, zaskoczona.
-Twojej koleżanki.- Corey skinął głową w stronę Sawyer’a. –Alex- dodał, uśmiechając się do niego. Nie musiałem spojrzeć na dłonie bruneta, by wiedzieć, że były zaciśnięte w pięści. Słyszałem o kłótni Alex i Sawyer’a na mojej imprezie, ale on nie chciał mi powiedzieć o co chodziło. Sposób w który on patrzał na Corey’a, mówił wszystko. Zatrudniłem go i jego kapelę „To Whom It May Concern” na swoją imprezę. Byli jedyną kapelą, która była dostępna na ten dzień. Obiecałem muzykę na żywo i musiałem dotrzymać swojego słowa. Byli dobrzy. Grali covery i swoje własne piosenki.
-Radził bym ci iść- powiedział Sawyer przez zaciśnięte zęby.
-Bo co? Stary, przestań trzymać ją na smyczy- zaśmiał się kpiąco, kręcąc głową. Skrzyżował ręce na swoim torsie. 
-Ty chyba nie rozumiesz... Masz. Ją. Zostawić. W. Spokoju- odparł, dając nacisk na każde słowo. –I nie trzymam jej na smyczy, tylko bronię przed takimi dupkami jak ty-
-Wiele nas nie różni, prawda?- Spytał Corey, uśmiechając się, jakby ktoś właśnie dał my tysiąc dolarów. Mówił o tym, że obydwoje złamali komuś serce. Sawyer zrobił to wiele razy. Kiedyś pożerał kilka serc w miesiąc, jakby nie miał żadnych wyrzutów sumienia. Musieliśmy zaakceptować go jakim był. Nie raz zastanawiałem się, czy Alex też chciał tak egoistycznie zepsuć. A Corey złamał serce...Willow. Kątem oka zerknąłem na nią, by upewnić się, czy wszystko w porządku. Starałem się nie okazywać złości, bo Will nie kazała się wtrącać nam w jej związki, ale nie raz było to trudne. Jeżeli teraz coś czuła, to tego nie okazywała.
-Słuchaj, Sawyer. Ja chcę pogadać tylko z Alex o mojej propozycji- wytłumaczył blondyn, podnosząc swoje dłonie.
Jakiej propozycji?
Sawyer nie chciał powiedzieć o co się pokłócił z Alex tego dnia. Nie wnikałem w to, bo nie była to moja sprawa.
-Powiedziała, że nie jest zainteresowana- powiadomił go Sawyer. Drugi chłopak uniósł jedną brew, udając zaskoczenie. Spojrzeliśmy z Will na siebie. To nic dobrego nie wróżyło.
-Kiedy ostatnio z nią pisałem, mówiła, że potrzebuje trochę więcej czasu- powiedział. Włożył z powrotem dłonie do swoich kieszeni. –Czy ty czasem nie czujesz się zagrożony? Te kłamstwo mówi za ciebie. Ale od ciebie nie można się więcej spodziewać. Jestem zaskoczony, że jeszcze cię nie rzuciła. Zasługuje na kogoś lepszego, niż takiego śmiecia
I kto to mówi? Miałem ochotę spytać. To nie była moja kłótnia. Nawet nie zauważyłem, że Willow się do mnie zbliżyła, dopóki nie poczułem jej oddechu na mojej szyi.
-Sawyer go zaraz uderzy. Jak to zrobi musisz ich rozdzielić- wyszeptała do mojego ucha, gdy oni zaczęli wymieniać się wszystkimi przekleństwami pod słońcem. Corey musiał w końcu uderzyć w sedno, bo Sawyer w końcu uniósł swoją pięść i go uderzył. Blondyn wziął kilka kroków do tyłu, chwytając swoją szczękę w swoją dłoń. Z jego górnej wargi zaczął lecieć mały strumień krwi, który powoli zaczął lecieć na jego podbródek i szyję. Sawyer nie czekał na jego reakcję, tylko od razu zabrał się do kolejnego ciosu. Zdawałem się z tego, że Will kazała mi ich rozdzielić, ale czułem satysfakcję, widząc jak Corey oberwał. Powinien dostać już dawno. Należało mu się. Chłopak jednak w porę ominął pięść mojego przyjaciela i zniżył swoją głowę. Zaczęli wymieniać się ciosami. Skrzywiłem się, gdy Sawyer uderzył blondyna prosto w oko. Przeszedł przez mnie mały dreszcz, gdy Corey uderzył go w żebra. Jeden, dwa, trzy razy. Brunet zgiął się w pasie, cofając się do tyłu.
-Rayne! Zrób coś, ty idioto!- Wrzasnęła Will, bliska płaczu. Otrząsnąłem się i zerwałem się na równe nogi, podbiegając do nich. Sawyer był bliski upadnięcia na ziemię. Wszedłem między nich i odepchnąłem Corey’a.
-Spieprzaj! Jeszcze nie skończyłem- napluł przede mną, ocierając krew, która sączyła się z jego nosa.
-Nie. Zrobiłeś już wystarczająco. Wynoś się z tąd- powiedziałem chłodnym głosem. Byłem przygotowany na to, że ja też oberwę. Jego oczy powędrowały do Sawyer’a, który był oparty o Will. Przez chwilę w jego oczach pojawiła się nowa złość, ale po chwili westchnął i machnął ręką, jakby nic się właśnie nie stało.
-Nie ważne. Ale jestem ciekawy, co Alex na to powie. O ile pamiętam, to nie była zadowolona twoją zazdrością?- Spytał, jakby było mu to obojętne. Wyciągnął paczkę papierosów i wyciągnął sobie jednego, zapalając go. Chuchnął na mnie dymem, uśmiechając się przez zakrwawione usta. Odszedł bez słowa. Przez chwilę miałem ochotę pójśc zanim i skopać mu tyłek za Sawyer’a.
-Nic ci nie jest, stary?- Zwróciłem się do niego. Brunet siedział na ławce,trzymając się za żebra.
-Nie, Rayne. Czuję się świetne. Zaraz idę na lekcje polki- odparł, jego głos ociekający sarkazmem. Ta, typowe zachowanie Sawyer’a. Próbował to wszystko zamaskować.
-Weź mój samochód i pojedź z nim do szpitala.- Rzuciłem blondynce swoje kluczyki. Złapała je bez problemu i chwyciła naszego pobitego kolegę w pasie. Zaczął protestować, między kolorowymi przekleństwami, gdy wstawał. Tak. Musiał jechać do szpitala. Will była jednak stanowcza i już zaczęła iść w stronę samochodu.
-Alex nie może się o tym dowiedzieć. Nie mogę jechać- powiedział, jego usta skrzywione w bólu. Pokręciłem automatycznie głową. Corey nieźle go urządził. Może nie było widać tego po twarzy, ale wiedziałem, że będzie miał kilka dobrych siniaków. Spojrzałem na niego. On naprawdę nie chciał by ona o tym wiedziała. Nie wiedziałem jak Alex by na to wszystko zareagowała.
-Będę ciebie kryć. A teraz idź- westchnąłem. I potrzebne mi było dobre kłamstwo.

Alex

-Zoey?- Siedziałyśmy razem w małym stoliku w stołówce. Myśli o Blaise męczyły mnie od rana i nie mogłam przestać myśleć o najgorszym.Byli już ze sobą dwa razy. Co ją zatrzymywało by być z nim kolejny raz? Nie miała żadnych przeszkód. Ja nie mogłam nawet się zaliczać do małej puszki na jej drodze.
-Hm?- Blondynka spytała, biorąc gryz swojej kanapki z tuńczykiem. Jej niesforne loki były dzisiaj związane w luźny kok, z którego wydostało się już kilka loków.
-Co wiesz o Blaise Miller?- Oparłam swój łokieć o stół. Napiłam się swojego soku pomarańczowego, czekając na jej odpowiedź. Gdy ją o to spytałam, przestała przeżuwać swoje jedzenie i spojrzała na mnie jakbym zwariowała.
-Nie mów, że mój brak poczucia humoru odstraszył cię na ciemną stronę- zaśmiała się, odkładając swoje jedzenie na bok. Mimo tego jak fatalnie się czułam, na moich ustach pojawił się uśmiech. Przez te kilka dni spędziłam dużo swojego czasu z Zoey. Mama była zadowolona, że zdobyłam w końcu nową koleżankę. Czułam się trochę winna, że wcale nie widziałam się z Cat. Coraz rzadziej ją widywałam. Nie wiem co się stało. Jednego dnia po prostu przestałyśmy do siebie pisać i widziałyśmy się tylko na korytarzu. Mogłam się tego spodziewać. Przecież ona miała też inne koleżanki. Zauważyłam je razem z nią pierwszego dnia. Na pierwszy rzut oka było widać, że nie pasuję do ich grupy. One wszystkie były wysportowane, a ja ledwo dawałam radę nie spuścić sobie kuli do kręgli na stopę. Nawet nie czułam się zazdrosna. Miałam przecież Zoey i teraz jeszcze doszła Holly.
-Nie, nic z takich rzeczy.- Wywróciłam oczami. –Czy ona chodziła z Sawyerem Hendersonem?- Spytałam niepewnie. Zoey uniosła jedną blond brew, strzepując okruszki z swoich dżinsów.
-Chodzili ze sobą dwa lata temu i na początku gimnazjum- odpowiedziała powoli, niepewna jaką odpowiedź chce usłyszeć. –Sądziłam, że w tym roku wróci z nią przy swoim boku. Od jakiegoś czasu Blaise się do niego kleiła
-Skąd wiesz?
-Nie trudno nie było tego zauważyć, Alex. Wymienił z nią kilka całusów przy widowni, ale nie słyszałam, żeby byli na jakiejś randce.- Wzruszyła ramionami, odkręcając swoją wodę. Całusów? Na jej słowa kompletnie straciłam apetyt. Odsunęłam swoją bagietkę z daleka, wymuszając zaciekawioną minę. Nie chciałam już więcej słuchać. Jej słowa tylko potwierdziły moje obawy.
-Ale nie chodzili ze sobą. Podobno Sawyer ma teraz dziewczynę- dodała, nie zdając sobie sprawy, że tyle już mi wystarczyło. –Pewnie to jakaś studentka, albo należy do gangu motocyklistów w którym jeździ- mówiła dalej. Sawyer w gangu? Miałam ochotę wybuchnąć śmiechem.
-On nie należy do żadnego gangu- powiedziałam, zanim zdałam sobie sprawę co mówię. Zoey urwała się w połowie swojego zdania i spojrzała na mnie zaskoczona. Spuściłam swój wzrok, bawiąc się moją bransoletką. Nigdy nie wiedziałam kiedy trzymać usta na kłódkę. Skoro było takie wielkie halo wokół ich związków, to wolałam by jak najmniej osób wiedziało o tym, że jesteśmy z Sawyerem parą. Zoey była mądra i już po kilku sekundach usłyszałam jej głos.
-No nie wieżę. To ty nią jesteś?- Zniżyła swój głos, by nikt nas nie usłyszał. Między nami a innymi uczniami były dwa stoliki, ale były tak blisko ułożone, że bez problemu dało się usłyszeć nie swoją rozmowę. –Nie masz czasem schowanego noża w plecaku?- Spytała mnie. Zaśmiałam się i pokręciłam głową.
-A ołówki się zaliczają?
-Jak najbardziej.- Kiwnęła głową. Spojrzałyśmy na siebie i wybuchłyśmy śmiechem. Od razu zrobiło mi się lżej na sercu. Trajkotanie Zoey jednak zdołało podnieść mnie na duchu.
-On nie jest taki zły- powiedziałam, gdy się uspokoiłyśmy. Zoey wróciła do swojej kanapki i zaczęła ją jeść z nowym apetytem.
-Skoro potrafił oczarować taką dziewczynę jak ty, to na pewno ma w sobie trochę dżentelmena.- Wzięła kęs swojej kanapki, przeżuwając. Gdy skończyła, dodała. – Nie martw się. Blaise nie ma z tobą szans
Uwierzyłam w jej słowa. Była ich taka pewna, że sama nie mogłam się powstrzymać od wierzenia w tego co powiedziała. Może nie byłam idealna i nie wyglądałam jak Blaise Miller, ale Sawyer mnie kochał. Prawda?

Reszta tygodnia minęła spokojnie. Zadania domowe zajmowały większość mojego popołudnia, a w szkole miałam świetne towarzystwo. Z niecierpliwością czekałam, aż nadejdzie piątek. Nigdy nie słyszałam muzyki na żywo, więc byłam podekscytowana. Piątek nie mógł nadjeść szybciej. Umówiłam się z Holly na głównej ulicy o wpół do szóstej. Mówiła, że chciała być trochę wcześniej, zanim wszyscy się zjawią. Kilka razy usłyszałam rozmowy innych osób, którzy rozmawiali o kapeli, która miała grać w u Pinecole. Gdy wróciłam z szkoły zjadłam obiad i oznajmiłam mamie, że wychodzę. Przez dziesięć minut zastanawiałam się co ubrać. W końcu przystałam na topie w czerwoną  kratkę z obciętymi rękawami, który był zawiązywany z przodu. Ubrałam do tego krótką spódniczkę ze spranego, elastycznego materiału z gumką w talii i czarne sandały na płaskim obcasie. Rozpuściłam swoje włosy z warkocza i nałożyłam tylko trochę błyszczyku na usta. Gdy przyszłam w miejsce, gdzie umówiłam się z Holly, ona już tam była. W jej włosach było kilka dodatkowych niebieskich pasemek, tylko że ty były ciut ciemniejsze. Miała na sobie skórzane spodenki i t-shirt na którym pisało „Łowca Zombie”. Przywitałyśmy się i zaczęłyśmy iść w stronę Pinecole.
-Myślałam, że ten dzień się nigdy nie skończy. Dopiero co szkoła się zaczęła, a ja już marzę o wakacjach- powiedziała, niezadowolona.
-Przeżyłaś tyle lat, więc ten rok to będzie nic- odparłam, uśmiechając się. Słońce nadal świeciło tak samo jak w południe, ale jakby co wzięłam swoją marynarkę. Nie wiedziałam o której wrócę do domu. Spodziewałam się, że trochę później niż zwykle. Mamie to nie przeszkadzało. Była szczęśliwa, że w końcu się zaaklimatyzowałam w tym mieście.
-Daj spokój. Wstawanie o takich godzinach do szkoły powinno być nielegalne- zaśmiała się, kopiąc kamyk przed sobą. Zatrzymałyśmy się przed jednym z budynków niedaleko głównej ulicy. Z okien wylewał się witające światło. Nad drzwiami wisiał napis z nazwa klubu, ale jeszcze się nie palił, co oznaczało, że klub był jeszcze zajęty. Zdziwiło mnie to. Czemu byłyśmy tak wcześnie? Holly nie widziała w tym nic złego i pchnęła drzwi, które otworzyły się bez żadnego problemu. Weszłam za nią do środka, nadal się zastanawiając, o co tutaj chodzi. Klub był bardzo duży. Najdalej od drzwi był bar, który mógł usiedzieć dobre dziesięć osób. Po prawej była scena, już przygotowana na występ kapeli. Parkiet był większy niż ten w klubie Lindy. Całe pomieszczenie wyglądało świetnie. Nie dziwiłam sie, że Holly lubiła tu przychodzić.
-No w końcu!- Usłyszałam głoś dorosłego mężczyzny. Nie zauważyłam go, gdy weszłam. Stał za barem i wycierał szklanki ręcznikiem. Jego cała prawa ręką była wytatuowana.
-Cześć, Quinn- przywitała się Holly. –To jest Alex- przedstawiła mnie mężczyźnie, który posłał mi ciepły uśmiech. Odwzajemniłam go i pomachałam dłonią.
-Reszta jest z tyłu. Lepiej idź, bo już się niecierpliwią- powiedział, odkładając szklankę na bok. Zarzucił ręcznik na swoje ramie, przelatując dłonią po swojej zgolonej głowie. Jaka reszta? Ktoś w myślach mi mówił, że powinnam o czymś pamiętać. Spotkałam wcześniej Holly, ale nie pamiętałam gdzie. Przełknęłam swoje zmartwienie i zaczęłam iść za brunetką. Dopiero, gdy wyszłyśmy z sali usłyszałam znany mi głos.
I can see you there with the city lights
Fourteenth floor pale blue eyes
I can breathe you in
Two shadows standing by the bedroom door
No, I could not want you more
Then I did right then
As our heads leaned in
Słychać było tylko jego głos i melodię, którą ktoś grał na gitarze. Corey. Wiedziałam już to, zanim Holly otworzyła drzwi i ujrzałam go siedzącego na jednym z wysokich krzeseł. Mimo tego, że Holly mnie okłamała, weszłam za nią. Pierwsze co zauważyłam to, że było tam trzech chłopaków. Jeden z nich siedział na kanapie i brzdąkał na akustycznej gitarze piosenkę, do której śpiewał Corey. Miał pochyloną głowę w koncentracji i jego ciemne włosy opadały na jego czoło. Przez chwilę patrzałam jak jego palce zwinnie poruszały się po strunach.
-Holls, myślałem, że zginęłaś!- Krzyknął chłopak z tyłu i podszedł do niej w kilku szybkich krokach.
-Pewnie byś się ucieszył, Gabe- zaśmiała się, kładąc ręce na swoich biodrach.
-Nie zaprzeczam- odparł i od razu dostał w ramie od brunetki. Więc stąd kojarzyłam Holly. Ich twarze z imprezy u Rayne’a. Holly grająca na presji, Gabe i ten brunet na gitarach oraz Corey jako wokal. Okłamała mnie. To wszystko był to był podstęp by mnie zaciągnąć. Ale ze mnie idiotka, pomyślałam. Powinnam już dawno się domyślić. Zacisnęłam mocno zęby, patrząc na nich wszystkich poklei. Mój wzrok w końcu wylądował na Corey’u, który podparł swoje łokcie o kolana i patrzał na mnie z małym uśmiechem na ustach. Jego prawe oko było podbite i udekorowane niebiesko-fioletowymi sińcami, a górna warga miała małe rozcięcie. Moja intuicja kazała mi połączyć to z zdarzeniem z przed kilku dni, ale ja tylko mogłam się skupić, na tym, że Holly mnie tutaj zaciągnęła.
-Cześć- powiedział w końcu Corey. Rzuciłam mu mordercze spojrzenie i zwróciłam się do brunetki, która siedziała obok chłopaka z gitarą. Jego oczy były równie ciemne jak jego włosy, które były krótkie, ale nadal się trochę kręciły. W prawym uchu miał czarny kolczyk i miał na sobie starą granatową koszulkę z krótkim rękawkiem.
-Czemu nie mogłaś mi powiedzieć prawy?- Spytałam Holly. Skrzyżowałam swoje ręce na klatce piersiowej, pokazując jej, że jestem zła. Czułam to też wobec siebie. Już przy wejściu coś mi nie pasowało, ale to zignorowałam. I co mi to dało?
-Wtedy byś wcale nie przyszła- odparła spokojnie. Podwinęła swoje nogi pod siebie, obserwując mnie.
-Masz rację- wymamrotałam i odwróciłam się do wyjścia.
-A teraz chociaż możemy z tobą porozmawiać. Nie dałaś jeszcze Corey’owi odpowiedzi- usłyszałam ją za sobą. Odwróciłam się z powrotem, opierając się o drzwi. Blondyn, Gabe, wrócił na swoje miejsce i brzdąkał coś na gitarze.
-Alex, słuchaj. Naprawdę przyda nam się ktoś z takim głosem jak ty- zaczął Corey, ale mu przerwałam.
-Ja mam tremę- powiedziałam, czując jak moje policzki lekko się rumienią. Jeżeli on to zauważył, to nie zareagował.
-Każdy tak ma. Świetnie śpiewasz, a my potrzebujemy takiej osoby jak ty...- wstał z swojego miejsca, podchodząc do mnie. Zerknęłam kątem oka na Holly, ale ona patrzała na mnie prosząco jak Corey. – Daj temu szansę. Proszę? Poświęć nam dwa tygodnie. Jeśli ci się spodoba, zostaniesz. A jeśli nie...No to będę dalej musiał śpiewać sam.- Położył dłoń na moim ramieniu. Uniosłam swój wzrok i spojrzałam mu w oczy. Prosił tylko o dwa tygodnie. Ale co by powiedział na to Sawyer? Corey był powodem dla którego się wtedy pokłóciliśmy. Obiecał mi, że nie odstawi już więcej takiej szopki, ale czy naprawdę mógł się powstrzymać? Ale z drugiej strony, on nie powinien mnie powstrzymywać od tego co chcę robić. Była to dla mnie świetna okazja. Miałam mieszane uczucia. Nadal czułam resztki złości w żołądku. Holly mnie okłamała, ale tak naprawdę bardzo chciała bym w końcu się zgodziła. Westchnęłam, przelatując dłonią przez swoje włosy.
Tak, czy nie?

Część 2: Rozdział 3


Rozdział 3 
Zaproszenie

-Mamo! Co ty tu robisz?- Spytałam, zaskoczona na jej widok. Nie mogłam wyczytać z jej wyrazu twarzy, co teraz czuje.
-O ile pamiętam, to tutaj mieszkam- odparła, zaciskając swoje usta w cienką linię. Przełknęłam ślinę i spojrzałam na Sawyer'a, który nadal siedział na mnie okratkiem. Moje oczy się zaokrągliły, myślàc o tym, co mama teraz widzi. Brunet też to zrozumiał i zerwał się na równe nogi.
-Jen...- zaczął, ocierajàc swoje zielone ręce o dżinsy.
-Możesz mi wytłumaczyć co się tutaj dzieje?- Spytała go. Jej włosy były spięte w profesjonalny kok, a jej biała koszula była idealnie wyprasowana. Zastanawiało mnie jak mogła chodzić codziennie w szpilkach.
-Malujemy płot.- Brunet skinął głową w stronę pomalowanego drewna.
-I przy okazji pofarbowałeś Alex włosy na zielono?- Uniosła jedną brew, gest którego niestety po niej nie odziedziczyłam. Chłopak podrapał się niezręcznie po głowie, niewiedzàc co powiedzieć. Nagle zgubił swój cięty język? Miałam ochotę uderzyć się dłonią w czoło. Powstrzymałam się i zerknęłam na mamę.
-Dzisiejsza młodzież- powiedziała pod nosem na tyle głośno, że usłyszałam. -Idzie się lepiej umyć zanim ta farba zaschnie- westchnęła, ruszając do domu. Gdy usłyszeliśmy zamykające się drzwi, Sawyer wybuchł śmiechem.
-Ty tchórzu.- Posłałam mu mordercze spojrzenie.  -To nie śmieszne-
-Co mogę powiedzieć? Mamy mnie nie lubią.- Pomógł mi wstać, broniąc się.
-To jest chyba twoja stała wymówka. Zobacz co ze mną zrobiłeś- wymamrotałam, patrząc na swój kolorowy ubiór. Wiedziałam, że wieczorem będzie mnie czekać rozmowa z mamą. Moje oczy powędrowały do ochlapanego krzesła. Zniszczyliśmy połowę ogródka. Kara gwarantowana. Ale tylko dla mnie. Sawyer'owi zawsze uchodziło wszystko płazem. Gdyby rodzina Hendersonów była mniejsza, pewnie nie miał by tak łatwo. Ale Gina miała pełne ręce roboty z bliźniakami, bo rozrabiali jak nigdy. Niedawno poprosili o mały basen. Gdy Gina odmówiła, o mało nie zatopili połowy domu, gdy zapomnieli, że puścili wodę do wanny.
-A, to da się naprawić.- Wzruszył ramionami. Zanim wiedziałam co się dzieje, jedna z jego rąk objęła mnie w biodrach, a druga owinęła się pod moimi kolanami.
-Co ty wyprawiasz?- Spytałam. Zaczął iść w stronę patio, trzymając mnie jak pannę młodą. Nie odpowiedział ki. Zamiast tego, położył mnie na betonie i podszedł do jaskrawego żółtego węża.
- Sama dam sobie radę.- Wstałam, wystawiając dłoń w jego stronę. Brunet uśmiechnął się łobuzersko i pokręcił głową. Odskoczyłam do tyłu, gdy mnie opryskał.
-Coś się stało, żabciu?- Spytał, niewinnie, gdy zacisnęłam mocno zęby.
- Ile razy ci mówiłam, że nie masz mnie tak nazywać?- Wzięłam mały krok w jego stronę, zerkając na wąż w jego dłoni.
-Ale czemu nie, żabciu?- Nałożył nacisk na moje przezwisko, drocząc się. Gdyby mama nie mama, pewnie by mnie tak nie nazywał. Widać było, że uwielbia mnie tak denerwować. Błysk w jego błękitnych oczach, oraz sposób w który unosiły się jego usta, wszystko mówiły. Gdy nie odpowiedziałam, opryskał mnie ponowie wodą. 
-Sawyer!- Wrzasnęłam. Nienawidziłam zimnej wody, a ta akurat była lodowata. Chłopak zaśmiał się i prysnął wodą tuż przed moimi nogami. –Sama dam sobie radę- powiedziałam, wyciągając dłoń w jego stronę. Brunet pokręcił głową. Moje krzyki pewnie usłyszała cała ulica.

Szkoła się dopiero zaczęła, a ja miałam już jej dość. Miałam tyle zadane, że przez cały wieczór spędziłam  pokoju je odrabiając. Wszystko było takie ciężkie. Nie wyobrażałam sobie co będzie za dwa lata. Odebranie dyplomu w tym momencie wyglądało jak coś niemożliwego. Przetarłam oczy, zapalając lampkę przy swoim łóżku. Przez otwarte drzwi, słyszałam, że mama ogląda swój ulubiony serial...Miała zwyczaj oglądania go bardzo głośno. Oczywiście nie rozumiałam dlaczego tak robiła. Chwyciłam pilot ot swojego radia i przełączyłam na inną stację. Kąciki moich ust uniosły się w górę, słysząc znaną mi piosenkę. Zamknęłam drzwi, pogłaśniając radio. Do moich uszów dotarła wspaniała nuta. A następnie nadszedł prymitywny głos Janis, wysyłając emocje z moich uszów do stóp i z powrotem, ożywiając wszystkie  komórki w moim ciele. Przymknęłam swoje oczy, siadając na swoje łóżko. Za każdym razem, gdy słuchałam jej piosenek, wszystko we mnie drżało. Jej głos, głośny i wyboisty, sprawiał że czułam zawroty głowy. Zignorowałam nawet swój telefon, który zaczął dzwonić. Janis domagała się mojej uwagi. Wzięłam głęboki oddech, kolejna zwrotka napływająca do moich uszów z kolejną falą emocji. Było to nie do opisania. Byłam zawiedziona, gdy piosenka się skończyła. Wstałam, chcąc włączyć ją od nowa, ale przypomniało mi się, że leciała w radiu. Westchnęłam, czując, że dostałam gęsiej skórki. Przetarłam swoje ręce, próbując się ich pozbyć. Usiadłam z powrotem na swoim łóżku, składając swoje nogi pod sobą. Ściszyłam radio, jednocześnie chwytając za telefon. Zerknęłam na zegarek. Było już po jedenastej. Moje oczy się zaokrągliły. Aż tyle czasu spędziłam na odrabianiu lekcji? Rzuciłam mordercze spojrzenie w stronę książek, marząc o tym by się zapaliły.
Od: Sawyer (1(309)133 - ****)
Świetnie wyglądasz w mojej bluzce :)
___________________________
Spojrzałam na swoje ubranie. Miałam na sobie spodenki i fioletową bluzkę Sawyer’a. Znalazłam ją w wypranych ciuchach pewnego dnia i postanowiłam ją sobie zatrzymać. Sądziłam, że bez jednej koszulki przeżyje. Po za tym była bardzo wygodna. Ale skąd on to wiedział? Nigdy przy nim jej nie nosiłam, bo się wstydziłam. Zaczęłam odpisywać, ale zatrzymał mnie dźwięk dobiegający z łazienki. Zerwałam się z łóżka, patrząc na drzwi. Wiedziałam, że to on, zanim się pojawił.
-Nie pamiętasz co powiedziała mama?- Spytałam go, uderzając go lekko w ramię. Sawyer chwycił mój nadgarstek w swoją dłoń, przytrzymując mnie w miejscu. –Miałeś wchodzić przez drzwi.- Zerknęłam za siebie, próbując usłyszeć jakiekolwiek oznaki, że mama coś usłyszała. Nic. Nadal oglądała swój serial. Gdyby telewizor był wyłączony, byłam pewna, że by usłyszała ten hałas, który on narobił.
-Myślałem, że dziewczyny lubią jak faceci skradają się do ich pokoi przez okno. A tak w ogóle, wolę te w sypialni. W łazience jest za małe- uśmiechnął się diabelsko.
-Jasne, gdy ich rodzice o tym nie wiedzą- odparłam. –Ale ty niestety zostałeś przyłapany na gorącym uczynku, pamiętasz?- Spytałam, próbując zabrać swój nadgarstek. Był tak blisko, że czułam zapach jego perfum. Powstrzymałam się od podejścia bliżej i zagarnęłam kosmyk swoich włosów za ucho.
-To nie moja wina, że twoja mama jest jak ninja- zaczął się bronić. Pokręciłam głową, odgłos niezadowolenia wydobywający się z moich ust. –No i...- Jego oczy zleciały trochę niżej i pojawił się jego znany uśmiech. –Każda kobieta powinna nosić ubrania swojego mężczyzny-
Jego bluzka. Zagryzłam dolną wargę, czując delikatne palenie na mojej twarzy.
-A czemu tu jesteś?- Spytałam po chwili. Nie była to odpowiednia godzina na odwiedziny. Miałam tylko nadzieję, że mama się nie dowie o tym, że znowu wkradł się przez okno. Jest ona wyrozumiała, ale tylko do pewnego razu.
-To już nie mogę odwiedzić swojej dziewczyny?- Wydął wargę, udając zranionego.
-Jasne, nie zemną takie gierki.- Wywróciłam oczami.
-Ale to prawda.- Zaśmiał się. –Żabciu, czy tak trudno uwierzyć, że po prostu się stęskniłem?- Przekręcił głowę lekko na bok, obserwując mnie. Udałam, że się nad tym zastanawiam.
-Tak
-Jak to?
Mój wzrok przykuła biała kartka, która wystawała z jego kieszeni. Westchnęłam i wsadziłam dłoń w przednią kieszeń jego dżinsów. Nie patrzałam na niego, ale usłyszałam jego odgłos zaskoczenia. Szybko ukrył to śmiechem.
-Ej, żabciu.- Schwycił moją dłoń. Uniosłam swój wzrok, jego oczy były przeniknięte psotą. –Raczej nie jestem jeszcze na to gotowy- powiedział. Niech go licho. Dotarło do mnie o co mu chodziło i zarumieniłam się.
-Ja..J...Eh...- zacięłam się, nie wiedząc co powiedzieć. Zdenerwowana, wyrwałam swoją dłoń i poszłam do swojego łóżka, kładąc się pod pierzynami.
-Powiedziałem coś złego?- Dotarł do mnie jego głos. Zignorowałam go. Gdybym była w kreskówce, pewnie bym rozpięła magiczni rozporek w łóżku i schowała się w środku. Nadal zawstydzały mnie jego komentarze. Powinnam się już do tego przyzwyczaić. Wiedziałam, że żartował, ale nie chciałam żeby widział, jak na to reaguje. Bałam się, że pomyśli, że jestem niedoświadczona. Tak, była to prawda. Nie chciałam, żeby porównywał mnie z innymi dziewczynami, z którymi był przedtem. Nie miałam doświadczenia w dziale relacji damsko męskich. Poczułam jak Sawyer usiadł obok mnie. Następnie zdjął ze mnie kołdrę, kładąc ją jak najdalej ode mnie. Skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej, kładąc się na swoich plecach. Brunet uniósł brwi do góry, przypatrując się mnie. Jego wskazujący i środkowy palec wylądowały na moim udzie, wędrując po nim powoli. Gdy nie zareagowałam, położył swoje dłonie na moich biodrach i przyciągnął do siebie do puki nie leżałam pod nim. Położył swój kciuk na mojej dolnej wardze, pocierając ją delikatnie aż w końcu się uśmiechnęłam.
-Co jest na tej kartce?- Spytałam, ciekawa. Brunet przyłożył swoje czoło do mojego. Poczułam powiew jego szamponu do włosów. Musiał to być jakiś owoc, ale w tej chwili nie byłam pewna jaki? Mieszanka limonki i czegoś jeszcze. Chłopak wyjął świstek papieru z swojej kieszeni i oddalił swoją twarz od mojej, bym mogła ją przeczytać.
-Miasto organizuje to co roku. Jest na cały weekend. Może chcesz się wybrać?- Mówił, gdy ja patrzałam na plakat. Na środku był obrazek ogniska, a pod spodem w niebieskiej czcionce informacje. Właściciel domków wakacyjnych niedaleko Brunsville co roku pozwalał gminie miasta wynajmować wszystkie domki na weekend dla nastolatków, którzy chcieli spędzić trochę czasu na łonie natury.
-Pomyślałem, że może będziesz chciała pojechać. Zostało jeszcze kilka miejsc...-powiedział niepewnie. Złożyłam kartkę w kostkę i odłożyłam ją na bok. Zagryzłam dolną wargę. Było to takie urocze. Wiedziałam, że go nie interesują atrakcje gdzie nie ma motorów, ani telewizji, a zamiast tego jest pełno komarów i śpiewanie przy ognisku.
-A kiedy to jest?- Spytałam, nie pamiętając daty, która była napisana na kartce.
-W ten we...-Zaczął, ale położyłam palec na jego ustach, uciszając go. Usłyszałam kroki mamy na schodach. Przeklęłam w myśli. Jej serial już się skończył. Spojrzałam na Sawyer’a, ostrzegając by nie ważył się nawet odezwać. Mama wyraźnie powiedziała, że ma używać drzwi. Żaden porządny rodzic nie odpuści kolejny raz.
-Alex, śpisz już?- Odezwał się głos mamy za drzwiami.
-Nie. Jeszcze odrabiam lekcje- odpowiedziałam jak najszybciej, modląc się, żeby nie otworzyła drzwi. Mój palec nadal leżał na ustach Sawyer’a, który wyglądał na bardzo rozbawionego. Pokręciłam mocno głową, komunikując, że nie ma nic kombinować.
-Tylko nie siedź za długo, bo nie wstaniesz
-Dobrze. Dobranoc.- Odetchnęłam z ulgą, słysząc jak drzwi od jej pokoju się zamykają. –Musisz przestać się tak wkradać. Przez ciebie dostanę dożywotni szlaban- zwróciłam się do bruneta.
-I tak będę się dalej wkradał.- Jego głos był pewny. Zniżył swoje usta do mojej dłoni i pocałował ją lekko, schodząc niżej w stronę mojego ramienia.
-A co jeśli założy mi kraty na oknach?- Spytałam, moje oczy obserwujące każdy jego ruch. Przełknęłam mocno ślinę, próbując utrzymać swoje myśli w ładzie.
-Wątpię, żeby się tak stało- zaśmiał się, odchylając się ode mnie. Tam gdzie były jego usta sekundę temu, czułam lekkie mrowienie. –Chyba nie sądzisz, że twoja mama aż tak źle o mnie myśli?- Położył swoją dłoń na mojej twarzy, głaszcząc mój policzek swoim kciukiem.
-Nie. Ty jesteś gorszy.- Wtuliłam się w jego dłoń, biorąc komfort z jego ciepła. Chłopak zniżył swoje czoło do mojego, wzdychając. Zamknęłam oczy, czując motylki. Czemu on tak na mnie działał?
-To ty mnie doprowadzasz do szaleństwa.- Brunet zniżył swoje usta do mojego czoła. –I jak? Zgadzasz się?
Miał na myśli tą ulotkę, którą przyniusł. Otworzyłam oczy. Usłyszałam miauczenie Elli, która wdrapała się na mój brzuch, patrząc na Sawyer’a swoimi kocimi oczami. Zagryzłam dolną wargę niepewnie, udając, że myślę. Już postanowiłam. Ale Sawyer’owi nie zaszkodzi trochę poczekać za odpowiedzią.  

Brunetka z niebieskimi pasemkami w włosach usiadła obok mnie, kładąc swoją torbę na ławce przed nami. Nauczycielka od muzyki nie wróciła jeszcze z swoich wakacji, więc na tą lekcje zostało przydzielone zastępstwo. Nauczycielka kazała się dobrać w pary i odpowiedzieć na pytanie wydrukowane na kartce A4. Zoey nie brała muzyki, bo nie miała cierpliwości do uczenia się piosenek. Dla niej stolarka była rajem na ziemi. Przez ostatnie dwa dni ujrzałam jej prace. Wszystko wyglądało na tak starannie wykonane, że nawet nie próbowałam sobie wyobrazić ile zajęło jej to czasu. Gdy nauczycielka kazała się dobrać w pary, wszyscy od razu poszli do swoich znajomych. Ja nie znałam nikogo. Złapałam oko jeden dziewczyny, która bez namyślenia dosiadła się do mnie. Miałam wrażenie, że gdzieś już ją widziałam, jednak nie mogłam do końca przypomnieć sobie kim była.
-Jestem Alex- przywitałam się. Jej brązowe tęczówki skierowały się w moją stronę.
-Holly Sumpthon- odparła, podając mi swoją dłoń. Przyjęłam ją, czując jak jeden z jej pierścionków wbija mi się w palce.
-Nowe mięso?
-Aż tak widać?- Zaśmiałam się niezręcznie. Holly wzruszyła ramionami, zarzucając swoje włosy za ramię.
-Znam tu wszystkich. Nie trudno ułożyć dwa kawałki puzzli w całość. Same plusy mieszkając w Burnsville.- Wyjęła swój długopis, niebieski, i napisała swoje imię drukowanymi literami.
-Mówisz jakby to miasto było jakąś katastrofą.- Wzięłam swój ołówek, podpisując się na kartce. Bruneta była ubrana w dżinsy których jedna strona była czarna, a druga w czerwoną kratkę. Jej nogawki znikały w czerwonych Dr Martensach na platformach. Do tego wszystkiego dochodził t-shirt z znaczkiem batmana i liczne bransoletki.
-To nie miasto. Tylko niektórzy ludzie, którzy tutaj mieszkają.- Mogłabym przysiąc, że posłała komuś mordercze spojrzenie. –„She's getting tired of her high class toys”- Zacytowała pierwsze pytanie. Musieliśmy tylko wypełnić jak najwięcej tytułów utworów, artystów i albumów.
-„Uptown Girl” Westlife- odpowiedziałam bez namyślenia. Holly wpisała moją odpowiedź w oznaczone miejsce.
-Ale te miasto nie raz daje swoje powody do mojej opinii- westchnęła, uśmiechając się. Podparłam swój podbródek łokciem. Głos Holly był ochrypły i szorstki, jakby paliła od kilku lat papierosy. Jednak nie wyglądała na taką, tym bardziej pachniała. Czułam od niej słodki zapach perfum. W drugim pytaniu był wpisany tytuł utworu. Brązowooka bez namyślenia napisała „My Chemical Romance” w odpowiedzi.
-Weź sobie na przykład autobusy. Ile ich tutaj jeździ? A o taksówkach nic nie mówię- powiedziała, marszcząc swój nos. Nie wiedziałam jak chodziły autobusy w Burnsville. Sawyer wszędzie mnie podwoził, a gdy wychodziłam z Cat, wyręczał go starszy brat mojej przyjaciółki, Trace. Nie miałam nigdy problem z transportem. Prócz wtedy, gdy pokłóciłam się z Sawyer’em na imprezie u Rayne’a. Skrzywiłam się lekko, niepotrzebnie sobie o tym przypominając. Mój żołądek zrobił fikołka do tyłu, gdy moje myśli powędrowały do tej dziewczyny z przed kilku dni. Ta, która stała przed szkołą. Nadal martwiły mnie jej słowa. Gdy to powiedziała, wyglądała na taką zawziętą, a tym bardziej na taką, której nigdy życie nie odmówiło.
-A już ci nie mówię o rozrywce. Masz tutaj jedynie dyskoteki dla nastoletnich zdzir.- Holly pokręciła głową, jej grzywka wlatująca jej w oczy. Odgarnęła ją szybko dłonią, zakładając przy tym niebieski kosmyk za ucho.
-Serio?- Uniosłam brew. Zauważyłam, że dużo dziewczyn w szkole ubierało się dosyć wyzywająco. Miałam takie przeczucie, że wszystkie podpatrywały to od tej dziewczyny. –Nie ma tutaj żadnych meczy, czy czegoś? „Good Times” Roll Deep”- Odpowiedziałam na dziesiąte pytanie, które przykuło mój wzrok.
-Jeżeli lubisz takie rzeczy, to czemu nie.- Wzruszyła ramionami, ale widziałam, że mecze ją nie interesowały. –Jedyna atrakcja, która ratuje to miasto to cotygodniowe koncerty u Pinecole
-Pinecole?- Spytałam, nagle zainteresowana. Nigdy nie byłam na koncercie. Mamy nigdy nie było w domu i byłam za mała by pójść sama.
-Mhm.- Kiwnęła głową. Jej oczy zabłysnęły radością i bez pytania wiedziałam, że kochała to miejsce. Widziałam to u Sawyer’a. Patrzał tak na Stellę, swój motor. Ten mechaniczny potwór sprawiał mu radość. Nie był by taki sam, gdyby nie mogł na niej jeździć.
-A tak w ogóle... Może chcesz się ze mną wybrać tam w piątek?- Spytała mnie nagle. Wyrwałam się z swoich myśli, zaskoczona. Ucieszyłam się, że ktoś chciał ze mną rozmawiać, a co dopiero gdzieś ze mną wyjść. Nie byłam najciekawszą osobą. –Oczywiście nie musisz, ale będą tam grać świetną muzykę. Przydałoby mi się trochę towarzystwa- dodała, gdy nie odpowiedziałam.
-Oczywiście. Pójdę z chęcią.- Uśmiechnęłam się, gdy otworzyła ponownie usta. Dziewczyna odwzajemniła mój gest i wymieniłyśmy się numerami telefonów, gdy nauczycielka patrzała w monitor komputera. Następnie zabrałyśmy się za skończenie wypisywania kartki. Nie sądziłam, że tak szybko zakoleguję się z tyloma osobami. Nie należałam do najśmielszych osób. Nie było we mnie coś co przyciągało osoby. Wyglądałam normalni, a mój charakter nie był jednak najbardziej kolorową kartką, spośród innych. W pewnym momencie, gdy Holly wpisywała odpowiedź do pytania dwudziestego siódmego, moje oczy wylądowały na wyjątkowo głośniej dziewczynie. Siedziała na jednym z głośników, nogi skrzyżowane elegancko przed sobą. Rozmawiała z jakimś chłopakiem, który wyglądał jakby zaraz miał upaść przed nią. Była u fryzjera. W jej karmelowych włosach pojawiły się blond pasemka, które dodawały blasku do jej włosów.
-Holly? Kto to jest?- Spytałam, zanim zdążyłam się powstrzymać. Dziewczyna miała na sobie czerwoną sukienkę, która tuliła jej figurę w wszystkich odpowiednich miejscach i buty, które kosztowały więcej niż miesięczna wypłata mojej mamy.
-Jestem zaskoczona, że jeszcze nie znasz jej imienia.- Uniosła brwi, gdy zdała sobie sprawę o kogo pytam. Dziewczyna siedząca na głośniku w tym czasie machnęła swoimi długimi włosami, przechylając głowę na bok, gdy powiedział coś do niej chłopak obok. –To Blaise Miller
Przez chwilę miałam pustkę w głowie. Potem wszystkie myśli wybuchły w mojej głowie jak rozbite szkło. Blaise. Blaise. Blaise. Dziewczyna, która wykorzystała Sawyer’a, zraniła go i wyśmiała. Zrobiło mi się niedobrze. Przeprosiłam Holly i poprosiłam nauczycielkę o przepustkę do toalety. Gdy w końcu mi ją dała, prawie wybiegłam z klasy. Blaise Miller. Ona go chce z powrotem. Sawyer był teraz ze mną. Ale co ją zatrzymywało od  zdobycia go? Zrobiła już to raz i z pewnością potrafiła to zrobić jeszcze raz.

Część 2: Rozdział 2


Rozdział 2
Na Kolorowo

Dokoła mnie uczniowie rozchodzili się w swoje strony. Niektórzy wsiadali do samochodów, inni do autobusów, a reszta szła pieszo. Oparłam się o ścianę, chowając się w cieniu budynku. Ułamki innych osób docierały do moich uczniów, gdy przechodzili obok mnie. W tym momencie marzyłam tylko o czymś chłodnym do picia. Woda, którą kupiłam na przerwie obiadowej, zrobiła się letnia i nie była odpowiednia do picia.
-Za mną czekasz? Wyglądasz mi na zgubioną.- Zwróciłam się w stronę głosu. Uśmiechnęłam się do chłopaka, opartego ramieniem o ścianę. Ściągnął swoje okulary przeciw słoneczne, wkładając je do kieszeni swoich dżinsów. Odkąd widziałam go na imprezie, obciął swoje włosy.
-Rayne. Hej- przywitałam się. –Nie, czekam za Sawyer’em- dodałam, zerkając na niego. Po za fryzurą nic się nie zmienił. Nie, to nie prawda. Przez to słońce, miał więcej piegów na nosie niż przedtem.
-Raczej sobie trochę poczekasz- rzekł.
-Nie rozumiem.- Uniosłam brwi. Rayne, widząc wielki znak zapytania namalowany na mojej twarzy, zaśmiał się lekko i skrzyżował swoje ręce.
-Siedzi w kozie- powiedział. –Przysięgam, on bije się z każdym, kto źle na niego spojrzy- westchnął. Jęknęłam, zamykając oczy. Znowu wpakował się w kłopoty? I to jeszcze w pierwszy dzień szkoły. Dziwiłam się, że nie dostał jeszcze wiecznego szlabanu od Giny i Bena. On na prawdę nie raz mnie zaskakiwał.
-O co znowu poszło?- Spytałam. Byłam zawiedziona. Miałam nadzieję, że spędzimy ze sobą trochę czasu po szkole.
-Nie mam pojęcia. Słyszałem to i owo, ale nie dosyć przy wszystko wiedzieć. Ale to nie jest teraz ważne.- Wzruszył ramionami, odrzucając moje pytanie. –Za rogiem serwują świetne napoje. Skusisz się?- Uśmiechnął się.
-Nie wiem...- Zagryzłam dolną wargę, nadal myśląc o tym, co tym razem nabroił.
-Chyba nie chcesz, żeby Sawyer skopał mi tyłek, bo nie zaopiekowałem się jego dziewczyną?- Zabrał ode mnie moją torbę. Moje ramie odetchnęło z ulgą, gdy ciężar książek je opuścił. Mogłabym przysiądź, że nauczyciele w Burnsville zapomnieli, że uczniowie też mają swoje życia prywatne.
-Nie zrobił by tego. Jesteś jego przyjacielem- zaprzeczyłam.
-Racja- zgodził się, kładąc moją torbę na swoje ramie. –Ale udajmy, że tak. Pójdziesz wtedy ze mną?- Zerknął na mnie zachęcająco.
-Niech ci będzie- zaśmiałam się.
-Świetnie.- Objął mnie w pasie, prowadząc do baru. –Powiedz mi, jak ci minął dzisiejszy dzień?
Opuściliśmy boisko i weszliśmy na chodnik. Na parkingu przed szkołą stało jeszcze kilka samochodów, z których większość należało zapewnię do nauczycieli. Przeszliśmy na drugą stronę, kierując się w stronę głównej ulicy. Budynki dostarczały dosyć cienia i czułam ulgę na lekki chłód.
-Okropnie- powiedziałam krótko.
-Aż tak źle?- Zaśmiał się. Był ode mnie o pół głowy wyższy, więc nie musiałam unosić wysoko głowy, tak jak w przypadku Sawyer’a.
-Dawanie tyle zadań domowych powinno być nielegalne w taką pogodę- wymamrotałam, nie ukrywając swojego niezadowolenia.
-Chodzenie do szkoły w taką pogodę powinno być nielegalne- wtrącił Rayne.
-Ty gdybyś pewnie mógł, wcale byś nie chodził do szkoły.- Zahaczyłam go swoim łokciem.
-Nie dziw się. Takie osoby jak ja nie są stworzone do siedzenia w ławce przez pięć dni w tygodniu-
-A ja niby jestem?- Prychnęłam. Weszliśmy do baru. Był niewielki. Miał duże okna, przez które napływał blask słońca, dodając temu miejscu radości.
-Oczywiście, że tak. Jesteś spokojną dziewczyną i do tego bardzo odpowiedzialną- powiedział. Usiedliśmy przy małym stoliku na dwie osoby. Rudowłosy wziął kartę z napojami i zaczął ją czytać.
-To nie prawda.- Położyłam rękę na karcie i spuściłam ją na dół. Rayne spojrzał na mnie pytająco, udając, że nic nie słyszał. Oparłam swoje łokcie o stolik, kładąc swój podbródek na mojej dłoni.
-Ująłeś to jakbym była nie wiadomo jaką nudziarą.- Zmarszczyłam nos. Chłopak zrobił taką samą minę, drocząc się ze mną. Kopnęłam go lekko w nogę.
-Oj, nie o to mi chodziło. Jestem pewny, że Sawyer ma z tobą pełne ręce roboty.- Poruszył brwiami, przesuwając kartę w moją stronę. Spuściłam swój wzrok, czując jak na moich policzkach tworzą się palące rumieńce.
-My...Ja...Nic nie...
-Jąkasz się jakbyś tłumaczyła się rodzicom.- Zaśmiał się, widząc moje zawstydzenie.  Zakryłam swoją twarz dłońmi, kręcąc głową.
-Jesteś gorszy niż on- wyszeptałam. Czemu wszyscy myśleli, że my...Wpierw mama, teraz  Rayne. Nie byłam taka. A na samą myśl o tym moje policzki robiły się jeszcze bardziej gorące.
-Zgaduję, że to komplement- usłyszałam jego śmiech. Kopnęłam go w nogę. –Ow!- Wrzasnął, podskakując w swoim miejscu. Odsłoniłam swoją twarz i posłałam mu mordercze spojrzenie.
-Jednak się myliłem

Pchnęłam furtkę nogą, patrząc na kawałki odlatującej farby, które przykleiły mi się do dłoni.
-Masz może w domu jakąś farbę do furtek?- Zerknęłam na Sawyer’a za swoje ramię. Brunet sprawdzał coś przy Stelli, która stała przy podjeździe, błyszcząc w popołudniowym słońcu.
-Jakieś tam są. Czemu?- Spytał, zasłaniając swoje oczy dłonią. Mamy znowu nie było w domu. Tym razem nie znalazłam żadnej kartki na lodówce, więc wiedziałam, że nie był jej od rana. Położyłam swoją torbę na blacie, wyciągając dwie zimne cole z lodówki. Rzuciłam jedną Sawyer’owi, który złapał ją bez trudu i usiadł przy stole.
-Farba schodzi z całego płotu. Będę musiała to przemalować- odpowiedziałam na jego wcześniejsze pytanie. Podeszłam do umywalki i zmyłam kawałki brązu z swoich dłoni. Gdy skończyłam, odwróciłam się w stronę bruneta. Nie raz facet naprawdę był potrzebny w domu. Mama nie nadawała się do wykonywania takich rzeczy. Większość czasu sama je wykonywałam.
-Mogę podjechać po kilka puszek.- Położył swoje nogi na krześle na przeciwko, krzyżując je w kostkach. Zauważyłam, że robił tak, gdy było mu wygodnie. Wziął kilka łyków coli, obserwując mnie.
-Jeśli to nie problem, było by świetnie.- Otworzyłam swoją colę. Krople wody spłynęły po mojej dłoni, chłodząc moją skórę. Chciałam już się napić, ale jego słowa mnie zatrzymały.
-Ale pod jednym warunkiem
-Jakim?- Uniosłam brew, opierając się o blat. Wzięłam duży łyk chłodnego napoju. Wiedziałam, o co chodzi, zanim mi powiedział. Gdy wyszedł z szkoły po kozie, chciał mnie pocałować, ale znowu mu się nie dałam i wyślizgnęłam się z jego dłoni. Byłam zadowolona, widząc, że tak szybko wymięka. Moje droczenie go jeszcze bardziej irytowało.
-Koniec tego głupiego zakładu- powiedział.
-Skończy się, gdy tylko powiesz, że się poddajesz- uśmiechnęłam się. Chłopak odstawił swój napój na bok i wstał z swojego miejsca, podchodząc do mnie. Położył jedną swoją dłoń na blacie, tuż koło mojego biodra, a drugą pochwycił kosmyk moich włosów.
-Ty na serio nie odpuścisz?- Owinął go wokół swojego palca, podchodząc bliżej. Pokręciłam mocno głową, ustawiając usta w cienką linię. Jego oczy powędrowały po mojej twarzy, jakby szukały innej odpowiedzi. Gdy zdał sobie sprawę, że moje zdanie się nie zmieni, westchnął i pogłaskał mnie po policzku.
-Przynajmniej przegrana ma jakieś dobre strony- musnął moje usta, przyciągając do siebie. Jeden jego dotyk rozpalał moją skórę bardziej niż słońce na zewnątrz. Skłamałam. Chciałam odpuścić. Ale Sawyer nie musiał o tym wiedzieć.
Pół godziny później siedzieliśmy na trawie, malując płot z przodu domu. Przebrałam się w swoje gorsze ciuchy i ubrałam stare tenisówki, które miały dziurę w podeszwie. Sawyer niestety o tym nie pomyślał i już po chwili miał zieloną plamę na swojej błękitnej koszulce. Szkoda. Świetnie w niej wyglądał. Zaczęliśmy malować od prawej strony. Brunet przywiózł różne puszki z farbami, które nieostały do końca użyte.
-Co się dzisiaj stało?- Zadałam pytanie, które mnie dręczyło od kilku godzin.Chłopak wsadził swój pędzel do czarnej farby i zaczął malować.
-Nic poważnego- odparł. Otarł swoje czoło ręką, zostawiając tam czarną smugę. Zaśmiałam się. –Co?
-Masz farbę na czole.- Zaczęłam dalej malować. –Musiało być coś poważnego, skoro wylądowałeś w kozie-
Zerknęłam na niego kątek oka, machając pędzlem w górę i w dół. Widziałam, że się waha. Nie wiedział, czy ma mi powiedzieć. O co chodziło. Otworzył usta, by mi powiedzieć, ale zmienił zdanie. Wzruszył ramionami w odpowiedzi. Zamoczył swój pędzel w zielonej farbie,zostawiając trochę czarnego w puszce i zbliżył się do mnie. Zanim zdążyłam się domyślić co planuje, na twarzy miałam zieloną farbę.
-Sawyer!- Wrzasnęłam, ocierając policzki dłońmi. Chłopak odchylił głowę do tyłu i zaśmiał się głośno.
-Za co to było?
-Do twarzy ci w zielonym.- Zamoczył ponownie pędzel, tym razem w czerwonej farbie. Zerwałam się szybko na równe nogi, cofając się do tyłu.
-Ani mi się waż!- Zagroziłam swoim pędzlem. Po chwili zaczął mnie gonić po podwórku z pędzlem w dłoni.
-I tak cię złapię- krzyknął za mną. Przyśpieszyłam, przeskakując przez obalone krzesło. Włosy, które uciekły mi z kucyka też były pokryte farbą. Nie miałam ochoty spędzić resztę popołudnia wypłukując z nich zielonego koloru. Sawyer złapał mnie w tali, obracając mnie w koło. Pisnęłam, próbując się wyrwać.
-Nie, Sawyer! Proszę!- Zaśmiałam się, uderzając go łokciem, ale to dawało mały efekt.
-Jaki wolisz kolor?- Wyszeptał do mojego ucha, śmiejąc się. Obróciłam mocno swoje biodra i uderzyłam go łokciem. Z zaskoczenia puścił mnie i wykorzystałam swoją szansę na ucieczkę. Brunet był tuż za mną, słyszałam jego śmiech. Podbiegłam do puszek z farbami i chwyciłam tą która była najbliżej.
-Jeśli się do mnie zbliżysz, to cię tym obleję.- Na wszelki wypadek wzięłam krok do tyłu. Wiedziałam, że nie miałam już gdzie uciekać. Dwa kroki za mną był płot a po prawej i lewej miałam krzesła i rzeczy, które on przywiózł.
-Nie zrobisz tego.- Powiedział, pewny siebie. Zagryzłam dolną wargę, kiwając głową. Pozwoliłam puszce opaść w moich dłoniach. Brunet uśmiechnął się tryumfalnie, miał tylko czarną smugę na swoim czole, którą sam zrobił.
-Dobra, zabierajmy się do pracy.- Otarł dłonie o swoje dżinsy i schylił się po nowy pędzel. Nikt nie powiedział, że się poddałam. Wykorzystując jego nieuwagę uniosłam  pojemnik i oblałam go farbą. Biorąc ją nie zauważyłam jej koloru. Chłopak odskoczył, niczym wystraszony kot i otarł swoje policzki. Był cały różowy.
-Ty diablico- spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
-Ktoś tu wyszedł z fabryki lalek barbie.- Zasłoniłam usta dłonią, próbując powstrzymać śmiech. Sawyer warknął i wystawił dłonie w moją stronę.
-Chodź tutaj
-Ale po co?- Spytałam, nadal się śmiejąc. –Nie, nie podchodź do mnie! Należało ci się!- Uniosłam ponownie głos. Tylko tego mi brakowało. Wyciągnęłam dłonie w jego stronę, sygnalizując, że mi wystarczy. Zignorował mnie i objął mnie, przyciągając do siebie. Uniósł mnie do góry, kręcąc do góry.
-Nie, puść. Saw.- Pisnęłam, czując jak różowa farba przylega do moich cuchów. Teraz to już było bez różnicy. Przytulił mnie mocno, kręcąc dookoła. Zaczęłam się śmiać razem z nim. Musiało mu się zakręcić w głowie, bo po chwili leżeliśmy na trawie. Brunet ponownie chwycił za pędzel. Obrócił się tak, że byłam przykuta do trawy i pomachał pędzlem przed moją twarzą. Już miał mnie pomalować na fioletowo, gdy zatrzymał go zaskoczony głos.
-A co tu się dzieje?!