piątek, 27 lipca 2012

Rozdziały 25 - 29


Rozdział 25 
Szokujące Wiadomości

Przez następny tydzień starałam się nie myśleć o tym co się stało na imprezie u Rayne'a. Sawyer ani razu się do mnie nie odezwał, nic. A gdy przyłapałam go na patrzeniu, odwracał wzrok. Bolało mnie to, ale sama nie miałam zamiaru tak szybko się złamać. To on był zazdrosny o coś, co nie istniało, nie ja. Nie dało się zauważyć tego napięcia między nami. Oliver spędzał ze mną więcej czasu, bliźniacy przychodzili do mnie z zabawkami, lub prośbami bym z nimi poszła do parku, nawet Victor, który nie szczególnie za mną przypadał, rozmawiał ze mną częściej. Les i Caroline zaprosili mnie do kina trzeciego dnia, ale odmówiłam. Próbowałam nie okazywać mojego złego humoru, ale nie byłam w tym dobra. Gina próbowała ze mną porozmawiać o tym co się dzieję między mną, a Sawyer'em, ale wykręcałam się od mówienia, wzruszaniem ramionami. Większość czasu spędzałam w swoim pokoju, wiedząc, że mam duże szanse natknąć się na niego. On podzielał swój czas na garaż i siedzenie w swoim pokoju, słuchając wulgarnej muzyki oraz małą część na mniej ważne dla niego zajęcia. Sama nawet postanowiłam wyjąć swoje słuchawki, które leżały na dnie mojej walizki. Wygłuszyłam świat piosenkami z mojego telefonu, a gdy natrafiłam na jakąś o złamanym sercu, skasowałam ją automatycznie. Niektóre z nich przypominały mi o mojej sytuacji i wcale nie chciałam o tym myśleć. Beck podrzucił mi kilka książek, które pomyślał, że mogą mi się spodobać. Najbardziej  w głowie utknęła mi książka Christopher'a Pike'a, o dziewczynie która zostaje zamordowana, poprzez zepchnięcie z balkonu podczas imprezy. Nawet włączyłam swój laptop, którego nie używałam ani razu, odkąd wprowadziłam się do Hendersonów. Próbowałam się czymś zająć, ale po kilku minutach wyłączyłam go, zrezygnowana. Właśnie gdy tak się czułam, usłyszałam głos Giny.
- Alex, jeśli masz ochotę to zejdź na dół za pięć minut!
Zamknęłam laptopa, kręcąc się na krześle. Było już dawno po śniadaniu, a na obiad było za wcześnie, więc chodziło o coś innego. Podeszłam do komody i przeczesałam swoje włosy, związując je w wysoki kucyk. Odkładając szczotkę do włosów, ruszyłam na dół. Nie przeoczyłam tego, że nikogo nie było na górze.
- Jesteśmy w salonie!- poinformował mnie Ben, usłyszawszy moje kroki na schodach. Zanim poszłam do wyznaczonego miejsca, gdzie zapewne siedziała cała rodzina Hendersonów, poszłam do kuchni i wyjęłam z lodówki puszkę coli. Otworzyłam napój i wzięłam łyk, czując jak zimny płyn spływa po moim przełyku. Napiłam się ponownie i weszłam do salonu. Gina siedziała na fotelu, a jej mąż na jego oparciu, trzymając ją za dłoń. Ich synowie siedzieli na dużej kanapie, zapewnię rozmyślając jaki jest powód tego rodzinnego zebrania. Brunetka obróciła swoją głowę w moją stronę i uśmiechnęła się. Czy ona wyglądała na nerwową?
- Dobrze, że przyszłaś. Siadaj- powiedziała, wskazując na kanapę. Zignorowałam chęć spojrzenia na Sawyer'a i siadłam między Oliverem a Drew, który wyglądał na bardzo znudzonego. Dwunastolatek objął moje ramię, tuląc mnie do siebie.
- Wiesz o co chodzi?- wyszeptał mi do ucha.
- Nie mam zielonego pojęcia- pokręciłam lekko głową, patrząc po kolei na wszystkich członków rodziny. Rodzicie chłopaków szeptali między sobą, co jakiś czas spoglądając w naszą stronę. Wielki znak zapytania wisiał w powietrzu. W końcu szeptanie między nimi stało się nie do zniesienia.
- Dobra, kto tym razem nabroił?- spytał Drew, a jego głos przerwał ciszę.
- Założę się, że to ty- odpowiedział Beck.
- Tak, to na pewno ty- powtórzył za nim Jett, śmiejąc się razem z swoim bliźniakiem. Drew powiedział coś pod nosem, krzyżując ręce. Gina uciszyła ich ostrzegającym spojrzeniem.
- Pewnie zastanawiacie się, czemu was tutaj zwołaliśmy...- zaczął Ben, spoglądając na swoją małżonkę kątem oka.
- Mamy dla was niespodziankę- przejęła za niego, patrząc po kolei na swoich synów, a uśmiech zawitał na jej twarzy.
- Mogę wziąć pokój Les'a, jak się wyprowadzi?- przerwał Drew z głosem pełnym nadziei.
- Chciałoby ci się, smarku- prychnął Sawyer, pobijając Les'a do odpowiedzi. Tym razem brunet otrzymał spojrzenie od swojej mamy.
- Możecie dać mi skończyć?- spytała i nie czekając na odpowiedź, kontynuowała. - Chodzi o to, że... No, nie wiem jak to wam powiedzieć- zaśmiała się nerwowo, głaszcząc ręką swój brzuch.
- Jesteś w ciąży- powiedziałam po chwili ciszy, gdy Gina straciła odwagę. Wszystko ułożyło mi się w głowie, gdy zobaczyłam jej gest. Te poranne wymioty wszystko tłumaczą. Wszyscy zaczęli mówić na raz, przekrzykując się nawzajem.
- Nie możecie znaleźć sobie innego hobby? Jeszcze jednego bachora zachciało się wam do tego cyrku?- spytał Sawyer, unosząc głos, by być usłyszany przez ten cały harmider. Ben  wyszeptał coś do swojej żony.
- Możesz trochę się pohamować?- te słowa wyrwały mi się z ust, zanim zdążyłam je zatrzymać. Spuściłam wzrok na swoje dłonie, które nadal trzymały puszkę coli. Podskoczyłam lekko na trzaśniecie drzwi. I kto tutaj miał humory? Oliver ścisnął lekko moje ramię, przytulając mnie do siebie. Spojrzałam na Ginę, która uśmiechnęła się do mnie wdzięcznie. Nawet ona nie wiedziała co zrobić z swoim synem.
- Chodzi o to, że gdy Alex przyjechała do nas, zrozumiałam, że chcę mieć dziewczynkę- wytłumaczyła reszcie obecnych.
- Nie masz pewności, że będzie to dziewczynka. Spójrz na nas- westchnął Les, kładąc łokcie na kolanach.
- Zdajemy sobie z tego sprawę- jego matka kiwnęła głową. Byłam zaskoczona, że Drew nic jeszcze nie powiedział. Pozwoliłam sobie zerknąć na niego. Z jego twarzy nie mogłam wyczytać żadnych emocji. Spuściłam rękę Olivera z mojego ramienia i objęłam Ginę w uścisku.
- Gratulacje- powiedziałam, składając im jako pierwsza życzenia.
Jednak to nie była jedyna niespodzianka tego dnia. Dowiedziałam się tego, gdy zeszłam na dół na obiad. Po tym nagłym zebraniu w salonie, poszłam na chwilę na dwór, ale pogoda się zepsuła i nie widziałam sensu, by siedzieć samej. Oliver wstąpił do mojego pokoju i powiadomił mnie, że obiad jest gotowy. Nie sądziłam, że gdy zejdę na dół, ujrzę ją siedzącą przy stole. Ale tu była. Ubrana w swoje ulubione spodnie i nową bluzkę. Obcięła się, gdy jej nie widziałam. Teraz sięgały jej do ramion, zamiast łopatek.
- Mama?- wydusiłam, patrząc na nią z niedowierzaniem. Ona od razu wystawiła dłonie w moją stronę, uśmiechając się szeroko. Weszłam w jej objęcia, tuląc się do niej.
- Co ty tutaj robisz?- spytałam, mając  twarz przyciśniętą do materiału jej zielonej koszulki. Łzy napłynęły mi do oczu i zanim zauważyłam, rozpłakałam się. Mama pogłaskała mnie po głowie. Po chwili chwyciła mnie za ramiona i spojrzała na mnie z matczyną troską błyszczącą w oczach.
- Przenieśli mnie do firmy bliżej miasta. Teraz mogę po prostu dojeżdżać, zamiast zostawiać cię z Giną i Ben'em- wytłumaczyła mi wszystko, gdy usiadłyśmy przy stole. Opowiedziała o tym, jak od razu zadzwoniła do Giny, gdy przyjęła ofertę i kazała nic mi o tym nie mówić. Nie podobało mi się to, ale nic nie mówiłam. Czułabym się lepiej przez te wszystkie dni, gdybym wiedziała. Mama od razu zaczęła szukać oferty domów do wynajęcia i w końcu znalazła dla nas idealne mieszkanie niedaleko centrum miasta.
- Przeprowadzamy się? Kiedy?- spytałam, kiedy skończyła mi opowiadać o ogródku, który jest z tyłu domu. Mama chwyciła moją rękę przez stół.
- Ja już jestem praktycznie rozpakowana- zaśmiała się. - Możesz tu zostać jeszcze kilka dni, jeśli masz na to ochotę. Mi to nie przeszkadza. Będziesz miała czas, by spakować się w spokoju.
Włożyłam swoje buty do walizki, kładąc je obok sandałów, które miała założone na paradzie. Bez zastanowienia powiedziałam mamie, że chcę od razu się przeprowadzić. Kazała mi jeszcze zostać na noc i się spakować i obiecała, że przyjedzie po mnie rano. Gina zapewniła mnie, że mogę przychodzić do nich codziennie. Widać było po jej oczach, że było jej trochę smutno. Ja jednak bardzo się cieszyłam. Zostawiłam mamę i Ginę przy piciu kawy i pobiegłam do swojego pokoju, by zacząć się pakować. Les przyniósł mi wszystkie moje rzeczy, które były porozwalane po domu. Byłam zaskoczona ile nowych ubrań uzbierało mi się przez te tygodnie. W jedną torbę spakowałam część swoich ubrań, a w karton zdjęcia i kosmetyki, które kupiła mi Gina. Miałam już się zabierać za wkładanie laptopa do jego torby, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Poprosiłam Les'a o dodatkową walizkę i kilka kartonów, bo nie zmieściła bym wszystkiego w to, co mam. Zamiast zawołać 'proszę', podeszłam do drzwi i je otworzyłam. To nie był Les', tylko Sawyer.
- Jest ktoś?- spytał mnie, patrząc za moje ramię.
- Nie... Czego chcesz?
Nie odpowiedział mi, zamiast tego wszedł do mojego pokoju. Cofnęłam się o krok do tyłu, próbując wrócić do pakowania.
- Nie wiem czego tutaj szukasz, ale ja jestem teraz zajęta- rzekłam z głosem bez żadnych emocji. On kopnął drzwi nogą, zamykając je z hukiem i zamknął między nami przestrzeń w dwóch zwinnych krokach. Chwycił moje policzki w swoje dłonie i przechylił swoje usta do moich. Mój protest zgubił się między naszymi ustami. Jestem pewna, że przez te kilka sekund zapomniałam jak oddychać. Jego ciepłe wargi rozpaliły moje, przypominając mi jak na nie działam. Przez ten cały czas stałam nieruchomo.
- Musiałem to zrobić- wyszeptał, gdy oddalił swoje usta, by nabrać oddech. Przyciągnął mnie delikatnie do siebie, kładąc jedną dłoń na moim biodrze. Drugą natomiast wplótł w moje włosy, schylając się ponownie. W porównaniu do innych pocałunków, ten był bardziej delikatny. Jego wargi posuwały się powoli, pozostawiając za sobą delikatnie mrowienie. W końcu z cichym westchnieniem, puścił mnie, drapiąc się niezręcznie po głowie. Oparłam się o ścianę, kładąc dłonie za swoimi plecami. Pomału docierało do mnie to wszystko. Powstrzymałam się od przyłożenia dłoni do moich ust.
- Chciałem zobaczyć, czy mam jeszcze jakąś szansę- powiedział cicho Sawyer. - Wiem, że jeżeli nie spróbuję, to będę tego żałować- ponownie zmniejszył między nami przestrzeń, kładąc swoje ręce po dwóch stronach mojej głowy. - Wiem, że przepraszałem cię wiele razy i masz prawo nigdy się do mnie nie odezwać, bo zachowałem się jak zazdrosny dupek, chociaż wcale nie powinienem. Ale Alex, cholernie mi na tobie zależy. Nigdy tego nie czułem do innej dziewczyny, ale z tobą jest inaczej i nie wiem jak ci to pokazać. Uszanuje twój wybór, nieważne jaki jest. Przepraszam cię.
Słuchałam każdego słowa uważnie, patrząc w jego niebieskie oczy, które były wypełnione żalem. Szukał odpowiedzi na mojej twarzy, ale jedyne co otrzymał to zaciśnięte wargi. Nasze nosy dzieliły kilka centymetrów, a jego ciepły oddech powiewał lekko małymi kosmykami włosów, które uciekły z mojego kucyka. Przez ten cały czas czułam jak rodzą mi się motylki w brzuchu, ale powstrzymałam uśmiech i postanowiłam go zostawić w niepewności przez jeszcze chwilę. A gdy już pomyślał, że moja odpowiedź to ‘nie’ i zaczął się obracać, by wyjść, chwyciłam go za koszulkę i przyciągnęłam z powrotem do siebie.
- Ani mi się waż.


Rozdział 26
Nocna Przygoda 

Pewnie bym się nie zbudziła, gdyby nie Ella. Odkąd się wprowadziłam z mamą do nowego domu, spała na moim łóżku codziennie. Miała swoje miejsce w kuchni, ale wolała spać przy moim boku. Nie raz znalazłam ją wylegającą się na grzejniku, lub na kuchennych szafkach. Kotka obudziła mnie swoim syczeniem w środku nocy. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że ktoś siedzi na krawędzi mojego łóżka. Gdy otworzyłam oczy, ujrzałam przed sobą ciemną postać. Nie była to mama, ta osoba była za wysoka. Otworzyłam usta by wydobyć z siebie krzyk, ale został stłumiony przez rękę na moich ustach. Wypełnił mnie zimny strach. Ugryzłam dłoń, która zasłaniała mi usta. Ona automatycznie zsunęła się z moich ust, wracając na bok właściciela. Nabrałam powietrza, by zacząć krzyczeć, ale zatrzymał mnie znany mi głos.
- Cholera, Alex. Czemu mnie ugryzłaś?
- Sawyer?- spytałam, siadając. Założyłam ręce na klatce piersiowej, zirytowana. – Co ty tu robisz?- zapaliłam lampkę nocną, która oświeciła pokój słabym światłem. Mam ją odkąd pamiętam. To jedyny z kilku przedmiotów, który zatrzymuję, gdy się przeprowadzam. Widać było, że ma już swoje lata po rozdartym materiale i garstce koralików, które wisiały na małych nitkach. Przysunęłam kołdrę do podbródka, przypominając sobie, że byłam w pidżamie. Sawyer za to był gotowy na nocne przechadzki. Miał na sobie ciemną niebieską bluzę,  zużyte dżinsy z dziurami  i, ku mojemu zaskoczeniu, bejsbolówkę Victora, którą pewnie mu zwędził.
- Postanowiłem cię odwiedzić- wzruszył ramionami, rozglądając się po moim pokoju.  Był mniejszy od tego, który miałam u Hendersonów, ale naprawdę mi się podobał.  Mama sama pomalowała ściany w moim ulubionym kolorze i wybrała meble, które spodobały mi się kilka miesięcy temu. Nie miałam dużo własnych rzeczy, tylko te, które spakowałam przy ostatniej przeprowadzce. Resztę wyrzuciłam do kosza, bo bez sensu zbierać tyle rupieci.
- Zwariowałeś- powiedziałam, ziewając. Zakryłam usta dłonią, posyłając mu mordercze spojrzenie. Kto normalny przychodzi do kogoś o takiej godzinie? Nikt, prócz Sawyera.
- Na twoim punkcie- odparł.
- Jak tu wszedłeś?- spytałam, próbując powstrzymać  rumieńce.
- Przez okno- skinął w kierunku otwartego okna. W nocy zostawiałam je otwarte, gdyby Ella chciała wyjść.  Brunet musiał wspiąć się po krzewie, który rośnie na ścianie obok „wejścia”.
- Po to są drzwi- westchnęłam, ocierając moje zmęczone oczy. Teraz chciałam zwinąć się z powrotem do snu.
- Tak, ale nie chce mi się tłumaczyć twojej mamie co tu robię.
- No to może mi wytłumaczysz?- Ella położyła mi się na kolana, chcąc wrócić do snu.
- Chcę cię gdzieś zabrać - powiedział, wstając z łóżka. Nie wiedziałam, czy mówi na serio, bo jego twarz była w cieniu daszka bejsbolówki.
- Gdzie?-
-  Dowiesz się, jak ze mną pójdziesz. Ubierz się- odpowiedział, idąc w kierunku okna.
- Sawyer, ja chcę iść spać- zmrużyłam oczy , opierając głowę o ramę łóżka. Chłopak wdrapał się na parapet i podparł się jedną ręką o okno.
- Gdzie się podziała twoja chęć do przygody?- uniósł brwi, uśmiechając się zachęcająco.
- Ma teraz przerwę.
- Jesteś strasznie uparta.
- Jakbym o tym nie wiedziała.
- Alex, daję ci pięć minut- powiedział stanowczo, jednak na jego ustach nadal grał rozbawiony uśmiech.  Po chwili zaczął się wspinać na dół, zostawiając mnie znowu samą.  Spojrzałam na mojego zwierzaka, który był skulony w małą kulkę na moich kolanach. Pogłaskałam ją lekko za uchem, zastanawiając się, czy mam iść się ubrać. Wiedziałam, że jeśli tego nie zrobię, to Sawyer po mnie wróci i znowu będzie mnie namawiał. Tylko co on znowu wymyślił? Wchodziła tu jeszcze mama. Spała już, ale jest możliwe, że się obudzi. W takiej ciszy wszystko wydawało się dziesięć razy głośniejsze. Pokój mamy był na przeciwko mojego. Dzielił nas tylko korytarz. Westchnęłam, zdejmując Ellę z siebie. Położyłam ją na poduszce i wydrapałam się z łóżka. Podeszłam na palcach do szafy, szukając po ciemku czegoś do ubrania. Światło lampki nie docierało do tej części pokoju. Wybrałam kilka rzeczy i poszłam do łazienki, która była dołączona do mojego pokoju. Zapaliłam światło i spojrzałam na to co wzięłam. Sukienka na sto procent odpadała. Chwyciłam za parę dżinsów, bluzkę w kratę z kapturem i podkoszulkę.  Ubrałam wszystko cicho, a następnie przeczesałam włosy i związałam je w luźny kucyk. Gdy wyszłam z łazienki chwyciłam swój telefon i spojrzałam na godzinę. W pół do pierwszej. Czy on nigdy nie śpi? Schowałam telefon do kieszeni  i podeszłam do okna.
- I jak ja mam zejść?- spytałam Sawyer’a szeptem.  Chłopak uniósł głowę do góry, patrząc na mnie.
- Tak samo jak ja- powiedział, jakby to była najłatwiejsza rzecz na świecie.
- Nie dam rady- pokręciłam stanowczo głową. Wychyliłam się trochę, patrząc jak daleko jest do ziemi, gdybym spadła. Gdybym upadła źle, pewnie bym połamała kilka kości.
- To złapię cię- wystawił ręce przed siebie, pokazując mi, że jest gotowy by mnie złapać.
- Nie przekonałeś mnie- wyszeptałam, zakładając buty. Nie zaczekałam na jego odpowiedź, tylko zaczęłam się wdrapywać na parapet. Wpierw położyłam nogę na pufę, która stała pod oknem, a drugą położyłam na parapecie. Podpierając się ściany, zrobiłam to samo z drugą nogą. Po mojej prawej był krzew, po którym on się wspiął.
- Romeo na ciebie czeka, Julio- usłyszałam go.
- Zamknij się- wysyczałam, chwytając się rośliny. Kilka kawałków drewna było przewiercone do ściany, tworząc dla mnie drabinę. Zaczęłam pomału schodzić. Odstępy pomiędzy szczeblami nie były równe i przy trzecim źle postawiłam nogę. Spanikowałam i zamiast dalej się trzymać, puściłam się liści i zaczęłam lecieć do tyłu. Niektórzy mówią, że fajnie by było zostać ptakiem, ale ja na pewno nie chciałabym być jednym.  Te dziwne uczucie w brzuchu było okropne, a świadomość tego, że zaraz uderzę w ziemię było jeszcze gorsze. Ale nie uderzyłam o nią, zamiast tego wylądowałam w rękach Sawyera.
- Dobrze, że miałem je wystawione- powiedział do mojego ucha. – Nic ci nie jest?
Kiwnęłam głową, przełykając mocno ślinę.  Gdy już się uspokoiłam, uderzyłam go lekko w ramię.
- Przez ciebie mogło mi się coś stać- powiedziałam ściszonym tonem.
- Ale nic ci się nie stało- odparł, postawiając mnie na nogi. – Chodź, motor mam niedaleko.
 
- Możesz mi powiedzieć dokąd mnie prowadzisz?
Sawyer zawiózł nas na przedmieścia i teraz prowadził mnie jakimiś ciemnymi uliczkami. Nogi zaczęły mnie już dawno boleć, a oczy domagały się o dawkę codziennego snu. Ziewnęłam głośno, nie troszcząc się by zakryć usta. Sawyer miał ze sobą czarną torbę, ale nie wiedziałam co jest w środku.
- Już jesteśmy- powiedział, wyprowadzając nas z uliczki. Staliśmy przed bramą do stadionu. Musiała to być tylna brama, bo za ścianą widziałam światła.
- Zamknięte- uznałam, gdy on spróbował ją otworzyć.
- Poczekaj tutaj- chłopak zaczął wspinać się po bramie. Zanim zdążyłam coś powiedzieć, był już po drugiej stronie. Po chwili usłyszałam metalowy pisk i jedna część bramy się otworzyła na tyle, bym mogła się przecisnąć. Jego głowa pojawiła się z cieni, uśmiechając się do mnie.
- Idziesz, czy masz zamiar tutaj tak stać?- uniósł brwi, czekając. Zacisnęłam usta w cienką linię i ruszyłam za nim. Zostawiliśmy bramę lekko otwartą. Chwytając mnie za rękę, zaczął mnie prowadzić w stronę trybun. Boisko było małe, ale za to bardzo zadbane.
- Czemu mnie tutaj przyprowadziłeś?- spytałam go, gdy stanęliśmy na środku boiska. Zapach trawy napłynął do moich nozdrzy. Chłopak ścisnął lekko moją dłoń. Byłam zirytowana tym, że nie widziałam jego wyrazu twarzy, przez tą bejsbolówkę.
- Chciałem spędzić z tobą trochę czasu.- Odparł.
- Możesz to robić o normalnych godzinach- zaśmiałam się, po raz kolejny przypominając mu jaka była pora. Sawyer westchnął, ściągając swoją dżokejkę. Zerknął na mnie, przelatując dłonią przez swoje ciemne włosy. Stanęłam na palcach i odgarnęłam dłonią kosmyki włosów, które wpadły mu w oczy. Chwycił moją dłoń i przyłożył ją do swoich ust.
- Ale wtedy byłbym jak inni. Po za tym, lubię cię mieć tylko dla siebie, bez innych osób dookoła- złożył kilka pocałunków w rożnych miejscach na mojej dłoni, patrząc na mnie. Tym razem nie ukryłam swoich rumieńców.
- No i...To jest randka.
- Słucham?- nie ukryłam swojego zaskoczenia.
- Randka- powtórzył, opuszczając moją dłoń. Przyciągnął mnie do siebie i objął w pasie, kładąc swój podbródek na czubku mojej głowy. Nie wiedziałam co powiedzieć. Położyłam głowę na jego torsie, zamykając oczy.
- Pamiętasz tą noc w klubie?- spytał mnie po chwili.
- Jak bym mogła zapomnieć. Najgorsza noc w moim życiu- powiedziałam, przypominając sobie tą bójkę przed barem. Poczułam wibracje na swoim policzku. Sawyer zaśmiał się, chowając twarz w moich włosach.
- Ja inaczej ją wspominam.- Jego ciepły oddech gilgotał moje ucho. Uniosłam głowę do góry, patrząc na niego. Sawyer przerzucił swoją dżokejkę na lewą stronę.
- Mam ci przypomnieć, żabciu?- spytał mnie, używając mojego przezwiska. - Ohh, jakie to było romantyczne! Jego usta smakowały jak maliny!- powiedział, udając dziewczęcy głos. Odepchnęłam go lekko od siebie.
- Ja nie mam takiego głosu. - Skrzyżowałam ręce, obracając się plecami do niego. Uśmiechnęłam się, słysząc jego rozbawiony śmiech. Brunet przytulił się do moich pleców, kładąc głowę na moim ramieniu.
- Przeczytałem to w twoim pamiętniku- powiadomił mnie, śmiejąc się.
- Nie mam pamiętnika- odparłam, obracając głowę, by na niego spojrzeć. - Wymyślając tę bajeczkę, chcesz się tylko dowartościować.
- Ałć- Sawyer zrobił zranioną minę. Jednak jego oczy go zdradziły. Te blade kolory wydawały się bardziej ciemniejsze, ale to pewnie była wina światła. Po stadionie rozległ się dziwny dźwięk. Oderwałam oczy od jego wzroku i rozejrzałam się po boisku. Dopiero teraz zauważyłam małe czarne główki, które pomału zaczynały się obracać.
- O nie- powiedziałam, zanim zraszacze się włączyły. Nawet Sawyer wydał z siebie dźwięk zaskoczenia. Odskoczyliśmy od siebie, czując jak zimna woda zaczyna nas moczyć.
- Pięknie- powiedziałam pod nosem, wycierając krople wody z oczu. Niebieskookiemu jednak to nie przeszkadzało, bo zaczął się ponownie śmiać. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Moje ciuchy pomału przemakały i czułam jak zimno rozprowadza się po całym moim ciele.
- Chodź, pójdziemy na trybuny- skinął w kierunku czerwonych siedzeń. Przytaknęłam i pobiegłam za nim. Gdy usiedliśmy na trybunach, byliśmy już całkiem zmoczeni. Zadrżałam lekko, tuląc swoje ramiona. Odgarnęłam kilka mokrych kosmyków, które uciekły mi z kucyka.
- Na szczęście przyniosłem kilka rzeczy- powiedział Sawyer, wyjmując mały termos z swojej czarnej torby. Odkręcił srebrną zakrętkę i nalał do niej brązowy płyn. Gorąca czekolada, zgadłam, gdy zapach dotarł do mnie. Podał mi zakrętkę napoju i nalał drugą porcję do małego kubka. Owinęłam dłoń dookoła srebrnego kubeczka, czując jak ociepla mi dłoń. Wzięłam jeden ostrożny łyk, sprawdzając jaka jest temperatura. Gdy upewniłam się, że nie poparzę sobie języka, wzięłam większy łyk. Chłopak przyniósł też koc. Był za mały by okryć nas obydwojga, więc usiadłam mu na kolana i przytuliłam się do niego. Przez mokre warstwy czułam ciepło jego ciała. Zamknęłam oczy, czując jego objęcia. Zmęczenie uderzyło we mnie jak wielka fala i nie mając już sił, oddałam się snu.


Rozdział 27 
Plany Sawyer'a

-Mi Chiquito!- pulchna Hiszpanka objęła Sawyer’a od razu, gdy weszliśmy do lokalu. Jej czarne włosy były spięte w luźny kok. Miała pogodną twarz z licznymi zmarszczkami, ale nie można było się nie uśmiechnąć, gdy mówiła do ciebie tym ciepłym głosem. Obudziliśmy się rano na stadionie. Musieliśmy oboje przysnąć. Wolałam nie myśleć, co powie mama, gdy wrócę do domu. Sawyer zaprosił mnie na śniadanie. Na początku nie chciałam się zgodzić, bo powinnam wracać do domu, ale on zapewnił mnie, że jedna godzina spóźnienia nic nie zmieni. Miał rację. Postanowiłam się cieszyć ostatnimi chwilami wolności, bo gdy wrócę do domu pewnie dostanę szlaban do końca życia. Ciemno skóra kobieta puściła bruneta i spojrzała na mnie.
- A ty to pewnie Alex. Sawyer dużo o tobie mówił- uśmiechnęła się, również mnie obejmując.
- Matilde...- westchnął chłopak, wyglądając na zawstydzonego. Kobieta ucałowała mnie w policzek i położyła swoje dłonie na moich ramionach.
- Powiedziałam coś złego?- zwróciła się do niego, śmiejąc się. On przeleciał dłonią przez swoje potargane włosy i pokręcił głową.
- Tak sądziłam- Matilde wywróciła oczami, machając dłonią. – Faceci...- Powiedziała do mnie, puszczając mi oko. Uśmiechnęłam się szeroko. Hiszpanka zaprowadziła nas do jednych stolików przy oknie, gdzie świeciło najwięcej słońca.
- Rozgośćcie się, a ja zaraz przyniosę coś do jedzenia- powiedziała, kierując się do drzwi, które zapewne prowadziły do kuchni. – Felipe!
- Dużo o mnie mówiłeś?- spytałam Sawyer’a, siadając przy jego boku. Chłopak objął moje ramie i spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami.
- Poczujesz się wyjątkowo jeśli powiem, że tak?- chwycił kosmyk moich włosów i owinął je dokoła swojego palca. Oparłam się o niego, zamykając oczy. Uwielbiałam leżeć twarzą do słońca. Ten żółto-pomarańczowy blask, który pojawiał się, gdy zamykałam oczy, był uspakajający. Wzruszyłam ramionami na jego pytanie. Tak, poczułabym się wyjątkowo. Po chwili przyszła Matilde z dwoma pełnymi talerzami jedzenia.
- O jejku. Ja tego wszystkie nie zjem.
- Nic nie szkodzi- kobieta machnęła obojętnie ręką, siadając na przeciwko nas. Gdy my jedliśmy, ona piła kawę z białego kubka. Na śniadanie podano nam torrijas. Było to Hiszpańskie pieczywo posypane cynamonem, cukrem i miodem. Między kęsami piłam świeży sok pomarańczowy.
- Sawyer mówił, że mieszkasz z jego rodziną?- Matilde zwróciła się do mnie.
- Już nie. Mieszkam teraz z mamą- odparłam, odkładając talerz na bok.
- Rozumiem- kiwnęła głową. – Macie zamiar się pobrać?- spytała nas obojga, po chwili zastanowienia. O mało nie wyplułam soku, którego się napiłam.
- Matilde!- powiedział Sawyer, zirytowany jej pytaniem. Na moich policzkach za to pojawiały się rumieńce, na samą myśl o tym co może być w przyszłości. Kobieta podniosła dłonie w swojej obronie.
- Tylko pytałam. Po za tym, ja w twoim wieku byłam już zaręczona- powiedziała nam. – Nie będę zabierać ci tak często Sawyer’a i będziecie mieli więcej czasu dla siebie.
- Nie rozumiem- zmarszczyłam nos, patrząc na kobietę, a następnie na bruneta. Hiszpanka rzuciła Sawyer’owi zaskoczone spojrzenie.
- Widać, że on wiele przed tobą kryje- powiedziała do siebie. – Sawyer tutaj pracuje jako kucharz- wytłumaczyła mi.
- Ale on nie umie gotować- powiedziałam od razu, pamiętając jak musiałam mu pomóc przygotować obiad. Ciemno włosa zaśmiała się, kręcąc głową.
- Tak ci powiedział?- Matilde uniosła brwi na niego. – On świetnie gotuje. Nie mam pojęcia, czemu jej nie powiedziałeś. Spodziewałam się, że ugotujesz jej coś dobrego, jak prawdziwy mężczyzna, a tu nic-
Zwróciłam swój wzrok na Sawyer’a, któremu zarumieniały się policzki.
- Czemu nie powiesz jej o twoich planach?- spytała go.
- Chciałem jej powiedzieć- odparł, krzyżując ręce na torsie. Ja jednak nic nie rozumiałam o co chodzi i nie ukrywałam swojej nie wiedzy.
- Sawyer?
Chłopak spojrzał na mnie i westchnął, obracając pustą szklankę w swojej dłoni.  Przybliżyłam się do niego i pocałowałam go lekko w policzek. Hiszpanka postanowiła zostawić nas samych.
- Sądziłam, że zostaniesz bandytą- zaśmiałam się mu w ucho, gdy Matilde zniknęła w drzwiach kuchni. Sawyer wybuchł śmiechem. Ponownie objął moje ramię i schował swoją twarz w moich włosach.
- Powiesz mi?- odsunęłam się trochę, nie powstrzymując swojej ciekawości.
- Może kiedyś- powiedział, jego kąciki ust uniosły się w droczącym uśmiechu.
- Nie fair- szturchnęłam go. – Chcę wiedzieć.
- Ok, ok- potargał moje włosy. – Od dwóch lat tutaj pracuję.
- Myślałam, że cały czas naprawiasz ten motor w garażu- przerwałam mu.
- Tylko czasem. Nie często wchodzisz do garażu, prawda? No więc pracuję tutaj, bo chcę zarobić na otworzenie własnej knajpy.
- To czemu wtedy powiedziałeś mi, że nie umiesz gotować?- spytałam, wracając do jednego z pierwszych dni w domu Hendersonów.
- To był tylko pretekst, by spędzić z tobą trochę czasu.


Rozdział 28
Zmyłka


- Poradzę sobie- powiedziałam, ponownie się powtarzając. Sawyer jednak nie brał słowa "nie" za odpowiedzieć i nadal szedł ze mną do drzwi. 
- Muszę wytłumaczyć twojej mamie gdzie byłaś przez całą noc- wytłumaczył mi. Brwi uniosły mi się automatycznie. 
- O! Czyli nagle udajesz dobrego nastolatka?- spytałam, powstrzymując śmiech, który próbował wydobyć się z moich ust. 
- Przecież nim jestem- odparł z niewinną miną. 
- Ciekawe z której strony?- zagryzłam dolną wargę, próbując się nie uśmiechać. Powaga była mi jednak nie dana i po chwili uśmiechnęłam się. Nie widziałam czy mama czeka na mnie przy oknie. Mogłam sobie ją wyobrazić, siedzącą na kanapie, nasłuchując otwierających się drzwi. Swoje klucze miałam w tylnej kieszeni, wzięłam je zanim wyszłam przez okno. 
- Wcale mi nie pomagasz.- Sawyer zmarszczył czoło. 
- Jestem ciekawa co jej powiesz. Prawdę?- westchnęłam, czując jak śniadanie, które przygotowała Matilde, przewraca mi się pomału w żołądku z nerwów. Mój uśmiech pomału zniknął, gdy pomyślałam o tym co mnie za chwilę czeka. 
- Oczywiście.- Brunet kiwnął głową. - Calutką prawdę. 
- Postradałeś zmysły. 
Nie odpowiedział mi, bo doszliśmy do drzwi. Wyciągnęłam klucz z kieszeni i włożyłam go w zamek, przekręcając go w lewą stronę. Przełknęłam mocno ślinę i weszłam do środka, Sawyer szedł tuż za mną. Mama nie pojawiła się na korytarzu, więc poszliśmy do kuchni. Szykowałam się na zobaczenie jej siedzącej przy stole, piszącą na laptopie coś do pracy, ale kuchnia też była pusta. Nigdy nie robiłam takich rzeczy, jak wymykanie się na całą noc, zawsze byłam dobrą córką. Nie wiedziałam jakiej reakcji mogłam się spodziewać się od mamy. Na lodówce zauważyłam jedną żółtą karteczkę. Niebieskooki podszedł do lodówki i oderwał karteczkę, czytając jej treść. 
- Poszła do pracy- powiedział, zgniatając  świstek. Sawyer uniósł wzrok na mnie i wybuchł śmiechem. 
- Co?- spytałam, widząc jak opiera ręce na swoich kolanach z śmiechu. Gdy to powiedział, odetchnęłam z ulgą. Karteczka oznaczała, że nie miała pojęcia, iż mnie nie było w domu. Mama wcale nie musiała się dowiedzieć o tym wybryku. Chłopak mi nie odpowiedział i dalej się śmiał, kręcąc głową. Nalałam sobie szklankę soku pomarańczowego i usiadłam na blacie, czekając, aż mi powie co go tak śmieszy. 
- T...Tw...Twoja...- Śmiał się dalej, próbując wydusić z siebie słowa, ale nic to nie dawało. Gdy się już uspokoił, spojrzał na mnie i znowu wybuchł. Nigdy nie widziałam Sawyera, śmiejącego się tak mocno, by nie mógł z siebie wydusić słowa. Co chwilę mnie zaskakiwał. Tak bardzo zmienił się od kiedy go poznałam. Nie raz potrafił być oschły, ale w takich chwilach jak te, był kompletnie inną osobą, jakby miał dwie strony, które zmieniał dla różnych osób. Te zachowanie należało do tej rzadszej osłony. Gdy się śmiał, jego twarz się zmieniała. Wyglądał na młodszego. Czułam się wyjątkowo, wiedząc, że nie boi pokazać mi swojej lepszej strony. 
  
Mama zadzwoniła do mnie około pierwszej, przepraszając, że musi zostać w pracy do późna. Zapewniłam ją, że nic nie szkodzi i obiecałam, że zostawię jej obiad w lodówce. Przez trochę siedziałam w domu, siedząc przed telewizorem, ale po chwili szukania jakiegoś dobrego programu, postanowiłam pójść do ogródka. Poopalałam się trochę na kocu, czytając jedną z gatek, które znalazłam w salonie. Czytałam artykuł o szczeniakach znalezionych pod mostem, gdy poczułam wibracje mojego telefonu. Na wyświetlaczu pojawiła mi się jedna nowa wiadomość od nieznajomego numeru. 
Od: 1(309)888 - **** 
Zastanowiłaś się już? 
__________________ 
Nie musiałam długo się zastanawiać nad tym, od kogo jest ta wiadomość. Corey. Wokalista kapeli, która śpiewała na imprezie Rayne'a. Przez te kilka dni wypadło mi to z głowy. Od razu przypomniała mi się kłótnia z Sawyer'em. Był o niego zazdrosny. Bez powodu, ale nie wiedziałam jakby teraz zareagował, gdybym o nim wspomniała, mimo tego, że obiecał mi nie decydować za mnie. Zależało mu na mnie, ale czy potrafił powstrzymać swoją zazdrość? Nadal nie widziałam, przez co był wtedy zazdrosny. Z Corey'em wymieniliśmy tylko kilka zdań. W tym była też propozycja dołączenia do jego kapeli. Była to dla mnie szansa. Nigdy się w nic nie angażowałam, bo wiedziałam, że moje starania poszły by na marne, bo za kilka miesięcy, w niektórych przypadkach tygodni, przeprowadzimy się do nowego miasta. Nadal nie czułam się bezpiecznie. Nie raz miałam wrażenie, że zaraz usłyszę mamę, mówiącą mi, że czas się spakować i przeprowadzić. Może, gdybym się zgodziła, poczuła bym się bezpieczniej? Te zajęcie mogło by mnie trzymać przy ziemi. Ale, z drugiej strony był Sawyer. Jaka by była jego reakcja? Nie byłam pewna tego, że mnie popierze w tym wyborze. Nie miałam pewności, czy znowu nie stanie się zazdrosny, jak ostatnim razem. Czemu wszystko zawsze musiało być takie trudne? Nie chciałam znowu się z nim kłócić, ale z drugiej strony to był mój wybór i Sawyer nie powinien mnie powstrzymywać od tego, co pragnę robić. Nasz związek i moje zainteresowania to były dwie różne sprawy. Nadal miałam wątpliwości do tego, czy możemy się nazwać parą, bo to wszystko było takie niepewne. Wiem, że czułam do niego coś większego niż tylko sympatię, ale czy on dzielił moje uczucia? Trapiły mnie komentarze innych. Mówili, że jestem inna od poprzednich. Ale w jaki sposób? Czym różniłam się od poprzednich? Może byłam od nich gorsza? Nie raz miałam ochotę spytać Sawyer'a o co wszystkim chodzi, ale nie sądziłam, że chętnie by na nie odpowiedział, więc dawałam sobie spokój. Po chwili patrzenia w ekran mojego telefonu, odpowiedziałam mu krótką wiadomością. 
Od: 1(309)111 - **** 
Daj mi jeszcze czas. 
_________________ 
  
Odłożyłam telefon na bok i wznowiłam czytanie, ale po chwili mój telefon znowu zaczął dzwonić. Myślałam, że to kolejna wiadomość od Corey'a, ale tym razem była to Caroline. Nadusiłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam telefon do ucha. 
- Cześć, Alex- usłyszałam jej głos po drugiej stronie. 
- Hej- przywitałam się. 
- Pomyślałam czy może masz ochotę wyjść ze mną dzisiaj? Wiesz, taki babski wieczór. 
- Jasne- zgodziłam się od razu. Nie mogłam jej odmówić. Po za tym i tak nie miałam co robić, a mamy nie będzie do późna, więc równie dobrze, mogłabym spędzić ten wieczór ciekawie. 
- Super! Przyjadę po ciebie za piętnaście siódma. 
  
Po zjedzeniu obiadu, poszłam wziąć prysznic. Woda zdawała mi się bardzo zimna przez to, że spędziłam tyle godzin na słońcu, więc wykonałam tą czynność jak najszybciej. Wilgotne włosy zwinęłam w niechlujny kok i podmalowałam trochę oczy. Ubrałam czarne rurki, białą podkoszulkę i na to kamizelkę z dżinsu. Na nogi założyłam sandały, które kupiła mi Gina. Zeszłam na dół i posprawdzałam, czy wszystko jest powyłączane, nawyk którego nauczyłam się od mamy i zaczekałam, aż Caroline przyjedzie pod dom. Po chwili jej samochód zaparkował na krawężniku. Sprawdziłam czy drzwi są zamknięte i wsiadłam do samochodu. Blondynka miała założone okulary przeciw słoneczne i sukienkę w grochy, która sięgała jej przed kolana. 
- Hej- uśmiechnęła się do mnie, jadąc w stronę centrum. 
- Cześć. Jakie plany na dzisiaj?- otworzyłam trochę okno, wpuszczając chłodzące powietrze do środka. Klimatyzacja w taką pogodę nie wystarczała. 
- Hm... Co powiesz na coś zimnego?- spytała mnie. 
- Jasne. 
Caroline zaparkowała niedaleko centrum i poszłyśmy kawałek na pieszo. Zaprowadziła mnie do baru, gdzie podawali wszelkiego rodzaju napoje chłodzące.  Przez całą drogę mówiła jak opętana. 
- Podziwiam ją. Tyle dzieci i jeszcze jedno? Ja sobie nie wyobrażam z jednym, a co dopiero z dziewiątką- zaśmiała się. - Świetnie sobie radzi. Wczoraj przywiozłam jej całą skrzyknę mandarynek. Zanim pojechałam była już zjedzona, taki ma apetyt. No, ale Oliver się też do nich dobrał. Tak w ogóle, to pyta się kiedy przyjedziesz? Widać, że dzieciak za tobą strasznie tęskni. Pewnie teraz czuje się dziwnie, bez ciebie w domu- Caroline nawet nie dała mi wtrącić słowa. Weszłyśmy do lokalu. Poczułam się głupio, że wcale się nie odezwałam do Olivera. Przecież to on pomógł mi się zadomowić u Hendersonów, a teraz tak po prostu go olewałam. Postanowiłam jutro spędzić z nim trochę czasu. Blondynka opowiadała mi dalej o tym co znowu nabroili bliźniacy, ale urwała w pół zdania. 
- O, zobacz. Jaka niespodzianka- powiedziała, zaskoczona. Spojrzałam na nią pytająco, a ona wskazała w stronę baru, gdzie stał Les. - Nie miałam pojęcia, że tutaj będzie. 
Jednak jej wyraz twarzy był trochę podejrzany. Nie była dobrą aktorką i wyczułam, że coś tu nie gra. 
- Co powiesz na to, że ja pójdę nam coś zamówić, a ty znajdziesz nam jakiś stolik?- spytała mnie, kierując się w stronę swojego chłopaka. - Najlepiej na dworze. Tutaj jest za duszno- dodała. Dałam jej iść i zrobiłam tak, jak mnie poprosiła. Nie byłam ani trochę zaskoczona, gdy zobaczyłam Sawyer'a siedzącego w jednym z stolików. Brunet uniósł brwi pytająco. Wzruszyłam ramionami i wślizgnęłam się na miejsce naprzeciwko niego. 
- Czy ty wiesz, o co chodzi?- spytałam go, zerkając w ich stronę. Sawyer założył ręce za głowę, obracając swoją twarz w stronę słońca. Jego blada cera nabrała trochę koloru przez te kilka tygodni. 
- Mam tylko jedno wytłumaczenie- odparł, uśmiechając się blado. 
- Jakie? 
- Oni nadal myślą, że jesteśmy skłóceni... 
- Ale my nie jesteśmy- wtrąciłam. 
- My to wiemy, ale oni nie- rzekł, mrużąc lekko oczy. 
- I co to ma do tego?- podparłam swój łokieć o próg stoliku, patrząc na niego z wielkim znakiem zapytania, wypisanym na mojej twarzy. 
- A bardzo dużo- zaśmiał się brunet. Na jego nosie były założone czarne okulary, więc nie widziałam jego oczów. 
- Czyli?- nadal nie rozumiałam o co mu chodzi. Sawyer spojrzał w ich stronę, jakby sprawdzając czy nie patrzą i przybliżył swoją twarz do mojej. - To jest ich marna próba pogodzenia nas dwojga- wytłumaczył mi. Zaczęłam się śmiać, było to dla mnie takie idiotyczne. 
- Powiem im, że jest to nie potrzebne- powiedziałam po chwili, gdy mój śmiech ustał. 
- Albo...- dodał Sawyer, zatrzymując się na chwilę. Spuścił trochę swoje okulary z nosa, na tyle bym mogła zobaczyć szatański błysk w jego błękitnych oczach. - Będziemy udawać, że nadal do siebie nie rozmawiamy. 
- Nie wiem... 
- Dawaj, Alex. Będzie zabawnie, jestem tego pewny. Dajmy im trochę się potrudzić. Co ci szkodzi?- spytał mnie, a uśmiech zakwitnął na jego ustach. Spojrzałam w jego rozbawione oczy. Co mi szkodziło? Pomysł był nawet dobry, a zwodzenie Caroline i Les'a mogło by nawet przynieść niezły ubaw nam obu. 
- Ok, niech ci będzie- odparłam po chwili. Sawyer uśmiechnął się łobuzersko i musnął szybko moje wargi, widząc, że jego brat jest już przy kasie. Blondynka usiadła obok mnie i posadziła przede mną dużą szklankę z zimnym szejkiem czekoladowym. Po ich uśmiechach widziałam, że Sawyer miał rację. To wszystko było ustawione, by nas pogodzić. Oni nadal myśleli, że jesteśmy skłóceni od imprezy u Rayne'a. Nikomu nie mówiłam, że wszystko jest już między nami w porządku. 
- To Sawyer... Co planujesz robić po skończeniu szkoły?- Caroline zwróciła się do Sawyera, próbując zacząć jakąś rozmowę, po chwili niezręcznej ciszy. Czekając na jego odpowiedź, napiła się swojego koktajlu. 
- Bandytą, to chyba oczywiste- powiedział Les, kręcąc głową na swojego brata. Sawyer odłożył butelkę piwa na stół i rzucił mu mordercze spojrzenie. Zaszokowała mnie jego opinia o swoim młodszym bracie. 
- Dzięki- odpowiedział, jego głos ociekał sarkazmem. - Masz rację. Planuję okraść bank na następny rok. Chętny?- wziął łyk piwa, patrząc na niego uważnie. 
- Les, jestem pewna, że Sawyer ma inne plany... niż trafienie do więzienia, prawda?- Caroline zaśmiała się, pewnie żałując, że zaczęła ten temat. 
- Jak na razie chcę tylko dołączyć do gangu motocyklistów.- Wyraz twarzy był dla mnie nie do odczytania. Widocznie postanowił ciągnąć dalej ten temat. Dziewczyna siedząca obok mnie, zwróciła się jednak do mnie, widząc bezpieczniejszą osobę na celowniku. 
- A ty, Alex? Zostaniesz tutaj i założysz rodzinę? 
- Ciekawe z kim- wtrącił Sawyer, drwiącym głosem. Dopiero po chwili przypomniałam sobie, że to jest tylko część tego żartu. 
- Na pewno znajdzie się jakiś chłopak, na której będzie mu zależało- zapewniła go dwudziestolatka. Nie mogłam nie przeoczyć nacisku na "mu', jaki postawiła Caroline. 
- Masz rację. Jest nawet jeden...- Zaczęłam, udając niepewną, czekając na ich reakcję. Wzrok obydwojga zaczął wędrować między mną a brunetem. Wzięłam łyk swojego szejka. 
- A kto to taki?- spytała mnie, rzucając Les'owi tryumfalne spojrzenie. Zaczęłam machać słomką w swoim napoju. Zagryzając wargę, spojrzałam na Sawyer'a spod swoich rzęs. Patrzałam tak na niego przez chwilę, czekając, aż będą mieli pewność i oparłam się o ławkę. 
- Poznałam go kilka dni temu. Nazywa się Tom- powiedziałam w końcu. Miałam ochotę uderzyć się w czoło za imię, które wymyśliłam. Jednak oni nie widzieli w tym nic nadzwyczajnego. Ich zawiedzenie było dla mnie oczywiste. 
- Ah...- Les podrapał się po głowie, przeprowadzając rozmowę wzrokową z Caroline. - Jaki on jest? 
- Pracuje u mechanika. Jest bardzo zabawny i utalentowany. Zabrał mnie na świetną kolację w tej restauracji... Sergio? Tak, chyba tak się nazywała. Było to takie romantycznie- zaczęłam trajkotać, udamawiając jak najbardziej zachwyconą wymyślonym chłopakiem. Les i Caroline w końcu się poddali i odciągnęli temat od nas, ale wiedziałam, że na tym nie dadzą sobie spokoju. Gdy oni próbowali nas zainteresować ich historiami z przed lat, poczułam jak mój telefon wibruje w mojej kieszeni. Wyjęłam go i spojrzałam na wyświetlacz. Wiadomość od Sawyer'a. 
 
Od: Sawyer (1(309)133 - ****) 
Tom, mechanik, utalentowany, restauracja? Mam być zazdrosny? (; 
___________________________ 
Od: Alex (1(309)111 - ****) 
Jasne. Bądź zazdrosny o mojego wymyślonego chłopaka : > 
___________________________ 
Od: Sawyer (1(309)133 - ****) 
Świetnie ci idzie ; ) 
___________________________ 
Od: Alex (1(309)111 - ****) 
Tobie też, bandyto. 
___________________________ 
Od: Sawyer (1(309)133 - ****) 
A daj spokój. Les posyła mi spojrzenia. 
  
Po jakimś czasie postanowiliśmy przejść się po głównej ulicy, gdzie było zaskakująco dużo ludzi. W środku spaceru rozmowa zwróciła się znowu na mnie i Sawyer'a. W pewnym momencie, padła nawet opinia Sawyer'a na temat mojego całowania. Nie miałam pojęcia, że mam usta jak u wielbłąda. No, ale nie ma to jak prawda prosto w oczy. Caroline wyglądała na bardzo zawiedzioną, a Les wyglądał na bardzo zmęczonego. Przez cały czas miałam ochotę wybuchnąć śmiechem. Byłam wdzięczna, że Les i Caroline szli z przodu, bo gdy tłum zrobił się większy, zostałam tylko z Sawyer'em. Brunet zaciągnął mnie w cień jednego z sklepów. Położył dłonie na moich policzkach i zniżył swoje usta do moich. Jego wargi smakowały miętą, przez gumę, którą żuł przez ostatnie pół godziny i lekką nutką piwa. Wplotłam dłoń w jego ciemne włosy, stając na palcach. Chłopak owinął jedną rękę wokół mojego biodra, drugą odgarniając włosy z mojej twarzy. Całe moje ciało mrowiło z zadowolenia. Sawyer otarł swój nos o mój. Musnęłam delikatnie jego wargi, śmiejąc się. 
- Całuję jak wielbłąd?- spytałam go, opierając swoje czoło o jego ramię. On chwycił mój podbródek w swoją dłoń i pocałował ponownie. 
- Hm... Na pewno nie jak wielbłąd- westchnął po chwili, jego oddech drażnił moje wargi. 
- Będą nas szukać- powiedziałam, patrząc za moje ramię. - Chodź- chwyciłam go za rękę, wtapiając się w tłum. Gdy zauważyłam Caroline i Les'a, puściłam jego dłoń, pamiętając co postanowiliśmy w knajpce. 
- Tu jesteśmy!- zawołała do nas. Sawyer poszedł przede mną, a ja postarałam się, by byliśmy jak najdalej od siebie. Para stała między grupą ludzi, którzy słuchali śpiewania i grania dziewczyny na schodach do ratuszu. Jej włosy były koloru słomy z niebieskimi pasemkami. Jej twarz była okrągła i pogodna, z radosnymi niebieskimi oczami. 
- To jest Pattie, prawda?- Caroline spytała bruneta. Chłopak kiwnął głową, klaszcząc razem z tłumem. Dziewczyna nie mogła mieć więcej niż trzynaście lat. Po uśmiechach na twarzach ludzi dokoła mnie, wiedziałam, że śpiewa tu często. Miała bardzo piękny i głośny głos. Gdy skończyła śpiewać, sama zaczęłam krzyczeć, by zaśpiewała jeszcze raz, była taka dobra. Po kilku piosenkach Les zaproponował byśmy poszli coś zjeść. Poszliśmy do małej restauracji, niedaleko ratuszu. Mieli nawet parkiet i po jedzeniu, Caroline zachciała tańczyć. Gdy żaden z chłopaków nie chciał wstać, chwyciła mnie i zaciągnęła do tańca. 
- Alex?- spytała mnie w środku drugiej piosenki. 
- Tak? 
- Jak tam między tobą a Sawyer'em? 
Obróciłam się dokoła, machając biodrami w rytm muzyki. Kątem oka widziałam, że Les i Sawyer rozmawiają ze sobą o czymś zabawnym. 
- Bez zmiany- odparłam, wzruszając obojętnie ramionami. 
- A ten Tom? 
Przez chwilę byłam zmylona. Zmarszczyłam czoło, myśląc o co jej chodzi. Caroline spojrzała na mnie pytająco, widząc mój wyraz twarzy. Uśmiechnęłam się pomału. 
- Jutro jedziemy na piknik. Rodzice Toma mają stajnie niedaleko miasta- odpowiedziałam, wymyślając kolejne kłamstwo. Caroline pogodziła się z taką odpowiedzią. Ciekawe, jak daleko mogła bym iść, zanim by się skapnęła, że to wszystko to żart. Trochę głupio się czułam, że tak jej robię, po tym jak mi pomogła, ale nie mogłam zniszczyć planów Sawyer'a. Gdy wróciliśmy do stolika, chłopcy byli już pijani. 
- Pamiętasz jak Jett wpadł tyłkiem do twojego pojemnika z czarną farbą?- Les spytał Sawyer'a, który śmiał się tak mocno, że musiał zamknąć oczy. 
- Albo jak ten ekologiczny robot, który zrobił Beck, wciągnął całą biżuterię mamy. 
- I moje kluczyki od domu- dodała Caroline, siadając obok swojego chłopaka. Brązowooki objął jej ramie i pocałował w policzek, szepcząc coś śmiesznego, bo po chwili zaczęła się śmiać.


Rozdział 29 
Lista

- Gdzie się wybierasz, kotku? 
Uniosłam swój wzrok na twarz mamy, która siedziała w salonie. Stukała szybko na klawiaturze laptopa, który leżał na jej kolanach. Zgadywałam, że odpisywała na kolejny mail. Wślizgnęłam stopę w drugi sandał i zapięłam, próbując utrzymać równowagę na jednej nodze. 
- Idę do Olivera.- Włożyłam klucze od domu do swojej tylnej kieszeni. Mama odłożyła laptop na stolik i wstała z kanapy. 
- Pojadę z tobą. Miałam jechać później do Giny, ale jak już idziesz to cię podwiozę- powiedziała, próbując doprowadzić swoje włosy do ładu. Po chwili się poddała i pozwoliła im rozlać się w brązowych falach na jej plecach. 
- Nie musisz.- Pokręciłam głową, idąc do drzwi. Gdy mama coś postanowi, to nic nie zmieni jej zdania. Słyszałam jak ubiera buty za moimi plecami i szuka kluczyków od samochodu w swojej torebce. 
- Gdzie one są...- wyszeptała  pod nosem. Spojrzałam za swoje ramie, widząc jak wysypuje wszystko z torebki na panele. Było tam wszystko. Stare paragony, szminka, krem do rąk, niezjedzone słodycze. 
- Mamo, może sprawdź w kuchni?- spytałam po chwili, opierając się o ścianę. Mama uniosła wzrok, myśląc czy moja propozycja może być dobra. Po chwili wzruszyła swoimi małymi ramionami i wstała z podłogi. 
- Masz rację, równie dobrze mogę tam sprawdzić.- Otarła swoje kolana z niewidzialnego brudu i poszła do kuchni. Uklękłam i pozbierałam wszystkie wysypane rzeczy, wkładając je z powrotem do torebki.  Po chwili wróciła z kluczykami w dłoni. 
- Ja kiedyś zginę bez ciebie- zaśmiała się, zamykając drzwi od domu. 
  
Wiedziałam, że kiedyś nadejdzie czas na rozmowę na temat mojego związku. Miałam  nadzieję, że będę mogła jej unikać jak najdłużej. Mama jednak postanowiła porozmawiać o tym w drodze do domu Hendersonów. 
- To...- Zaczęła niepewnie, próbując zebrać odpowiednie słowa. - Gina mówiła mi, że...Ty i Sawyer zbliżyliście się bardzo do siebie. 
- No... Chyba- odpowiedziałam, marszcząc czoło. Zastanawiałam się czy czasem nie wie o tym, że wkradł się do mojego pokoju w środku nocy i zabrał mnie na randkę. Może teraz postanowiła ze mną o tym porozmawiać? 
- Sądziłam, że lubisz takich chłopców jak Les czy Beck. A nie... No... Sawyer'a- mówiła dalej, odrywając wzrok od drogi. Miałam ochotę schować twarz w swoje dłonie. O co jej chodziło? Nigdy przedtem nie miałam chłopaka. To był mój pierwszy związek. 
- A co w nim złego?- spytałam, podpierając swój łokieć o otwartą szybę. Zacisnęłam swoje usta w cienką linię, czekając na jej odpowiedź. 
- Wydaje mi się, że to taki zbój.- Stanęłyśmy na światłach. Mama na chwile położyła swoje dłonie na kolana. 
- Fajną masz opinię o synu swojej przyjaciółki- zaśmiałam się. 
- Nie o to chodzi, Alex. Jestem pewna, że Sawyer to dobry chłopak. 
- Przed chwilą mówiłaś co innego. 
- Wiesz, nie wychodzi mi to- westchnęła, poddając się. Skinęłam głową, zgadzając się z nią. Mama nie miała wprawy w takich rzeczach. Nigdy nie musiała mi dawać takich kazań, bo nie było takiej potrzeby. 
- Może kiedyś...- Położyłam dłoń na jej ramieniu. 
  
Wpierw poszłam poszukać Olivera na podwórku, ale znalazłam tam tylko bliźniaków, bawiących się z synem sąsiadów. Przywitałam się z nimi i ruszyłam do domu. W drzwiach spotkałam się z Caroline. 
- Cześć- uśmiechnęłam się do niej, wchodząc do środka. 
- Hej- odwróciła się do mnie. - Myślałam, że jesteś dziś umówiona.- Dzisiaj miała na sobie strój kąpielowy, czerwone spodenki i japonki. Zmarszczyłam czoło, zastanawiając się o co jej chodzi. Nie byłam dzisiaj z nikim umówiona. Dopiero po chwili dotarło do mnie o co jej chodzi. Przypomniał mi się wczorajszy wieczór i uderzyłam dłonią o swoje czoło. 
- Ah, tak! Tom źle się dzisiaj poczuł i przełożyliśmy randkę- powiedziałam szybko. Les, który pojawił się obok swojej dziewczyny, objął ją i spojrzał na mnie pytająco. 
- Rozumiem. Oby szybko wyzdrowiał- odparła blondynka, sympatia samoistnie napływała do jej głosu. Pożegnałam się z nimi i wznowiłam szukanie Olivera. Po sprawdzeniu całego dołu, poszłam do jego pokoju. Zapukałam jeden raz i otworzyłam drzwi. Chłopak siedział na swoim łóżku, pisząc coś w małym zeszycie. Miał słuchawki w uszach. Pewnie nie usłyszał, jak wchodziłam. Podeszłam do niego jak najciszej i spojrzałam przez jego ramie na kartkę, na której pisał. 
- Co to?- spytałam. Brunet odskoczył ode mnie, robiąc okrągłe oczy jak dwa talerze. 
- Przestraszyłaś mnie!- wrzasnął, chwytając się za serce. Wybuchłam śmiechem, widząc jego wyraz twarzy. 
- Nie było słuchać tak głośno muzyki- rzekłam, próbując złapać oddech. Położyłam dłonie na biodrach, zagryzając swoją wargę, by powstrzymać ponowny napad śmiechu. - To co to jest?- spytałam ponownie i skinęłam głową na jego zeszyt. Dwunastolatek spuścił na niego wzrok. 
- Nic takiego.- Próbował udawać obojętnego, ale zauważyłam w jaki sposób trzymał ten zeszyt. 
- W takim razie mogę zerknąć?- usiadłam na jego łóżku po turecku, chwytając za jedną z kartek. Chłopak pokręcił mocno głową.- Czemu? 
W odpowiedzi wzruszył ramionami. Uniosłam ręce do góry, sygnalizując, że nie będę dalej się dopytywać. Ale ciekawość mnie zżerała i gdy nie uważał zerknęłam na otwartą stronę. Nie było to ładne z mojej strony, ale nie mogłam się powstrzymać. Przeczytałam do góry nogami. Lista rzeczy, które Oliver chce zrobić w życiu. Nie spodziewałam się tego. Myślałam, że będzie to raczej jakieś wypracowanie, którego się wstydził, ale było to coś większego. Przeczytałam pierwszą linię. Pojechać na mecz Lakers. Rozglądając się po jego pokoju, zauważyłam, że jest ich wielkim fanem. Przy takiej wielkiej rodzinie raczej trudno pojechać na mecz aż do Los Angeles. Z Burnsville był to niezły kawał drogi. 
- Idziemy na dwór?- spytał mnie. Oderwałam wzrok od kartki i uśmiechnęłam się do niego. 
- Czemu nie?- zeszliśmy na dół. Wpierw wstąpiliśmy do kuchni po coś zimnego do picia. Mama i Gina właśnie wychodziły na taras, by wypić kawę. Oliver poszedł do lodówki po dwie puszki coli i rzucił mi jedną. Ledwo ją złapałam. O mało nie wyślizgnęła mi się z rąk. 
- Może my też zagramy, Jen?- Gina zwróciła się do mojej mamy. Usłyszałam niezadowolonego syna obok mnie. Uderzył się w czoło dłonią, kręcąc głową. 
- Katastrofa- powiedział pod nosem. Otworzyłam swoją puszkę i wzięłam łyk, patrząc na reakcję mamy. 
- Lepiej nie, bo jeszcze sobie krzywdę zrobicie- wtrącił Oliver, próbując zmienić zdanie Giny. Kobieta jednak już postanowiła i namawiała teraz swoją przyjaciółkę. 
- Jak dobrze, że się o mnie troszczysz, synku.- Brunetka rozczochrała jego włosy, całując go w policzek. Wywróciłam oczami, śmiejąc się z niego. 
- Tylko przygotujcie się na przegraną. 
Graliśmy tylko dziesięć minut, dlatego, że Gina była w ciąży. Odradzałam jej fizycznego wysiłku, ale wytłumaczyła mi, że jej to nie zaszkodzi. W sumie to miała racje. Kobieta, która urodziła ośmiorga synów musi być twarda. Ku mojemu i Olivera zaskoczeniu, przegraliśmy.
- Życzę powodzenia z myciem naczyń- powiedziałam do niego. Umówił się z swoją rodzicielką, że przegrany będzie mył naczynia przez miesiąc. Ja byłam bardzo kiepska w piłkę nożną, albo Gina i mama były bardzo dobre. W ciągu gry, zdarłam sobie kolano i obydwa łokcie. Zignorowałam to przez cały mecz. 
- Przyda mi się- odparł chłopak i spojrzał na moje rany. - W szafce pod zlewem jest apteczka. Pomóc ci to opatrzyć? 
- Nie, nie trzeba. Dam sobie radę, a ty odpocznij. 
Po moich myślach nadal krążyło to, co przeczytałam niedawno. Chciałam jakoś mu pomóc. Byłam ciekawa czy ktoś jeszcze o tym wiedział. Po jego wyrazie twarzy, gdy go przyłapałam, zgadywałam, że nie. Weszłam do kuchni, krzywiąc się lekko na każdym zginaniu kolana. Strasznie mnie piekło. Podeszłam do zlewu i schyliłam się trochę, otwierając drzwi od szafki. 
- Czegoś szukasz?- usłyszałam za sobą. Obróciłam się gwałtownie i uderzyłam lewym łokciem o zlew. Ryknęłam z nagłego bólu, czując jak krew powoli spływa mi po ręce. Zacisnęłam mocno zęby, oddychając powoli. Sawyer wyglądał jak wystraszony kot. 
- Co ci się stało? 
- Nic, to nic- wymusiłam uśmiech. 
- No właśnie widzę jak smarujesz umywalkę na czerwono- pokręcił głową. Podszedł do mnie, położył dłonie ma moich biodrach i posadził na blacie. - Jeździłaś po betonie na nartach czy co? 
- Nie. 
- Tak to wygląda.- Wyjął apteczkę z szafki i położył ją obok mnie. 
- Graliśmy tylko w piłkę- wytłumaczyłam mu. Brunet kiwnął głową, myjąc ręce. 
- Wiem. Krzyki mamy mnie obudziły.- Wytarł ręce ręcznikiem papierowym, po czym otworzył apteczkę. Widać było, że dopiero wstał i raczej nie był zadowolony nagłą pobudką. Miał cienie pod oczami, a jego czarne włosy odstawały na wszystkie strony. Musiał znowu pracować nad motorem do późna. Ile można pracować nad jedną maszyną? Był ubrany w dżinsy, które leżały nisko na jego biodrach i rozpięta koszulę w kratkę. Ziewając, wyjął wodę utlenioną i chusteczkę. 
- Coś ci się podoba?- uśmiechnął się łobuzersko, unosząc jedną brew. 
- Nie- prychnęłam. Jednak moje policzki zaczęły się rumienić, dlatego, że mnie przyłapał na patrzeniu na jego nagi tors. 
- Ok, to może zaboleć- powiedział, kładąc jedną dłoń pod moje kolano. Czułam się jak małe dziecko. Najbardziej bolał mnie lewy łokieć. Sawyer obmył mi kolano i nałożył na nie plaster. Następnie zajął się za mój prawy łokieć. Przez cały czas patrzyłam na jego twarz. 
- Wystawiasz język, gdy jesteś skupiony- zauważyłam. 
- Nie prawda.- Zerknął na mnie i szybko go schował. Postanowiłam go o to nie dręczyć i wzruszyłam tylko ramionami. Po chwili znowu widziałam jego skupienie. Skończył z prawym łokciem i przeszedł na lewy. Zmarszczył czoło, widząc, że ma tutaj więcej roboty. 
- No, nieźle sobie przywaliłaś.- Pokręcił głową, biorąc czystą chusteczkę. Zacisnęłam ręce w pięści, czując palący ból. Zagryzłam dolną wargę, zatrzymując przekleństwa dla siebie. 
- Jeszcze chwilę- wyszeptał Sawyer, spoglądając na mnie. - Będziesz miała siniaka- rzekł, gdy skończył. Podziękowałam mu i gdy skończył chować wszystko do apteczki, poszliśmy do reszty. 
  
Wieczorem wykąpałam się i wrzuciłam brudne ciuchy do pralki. We włosach znalazłam nawet małe kawałki trawy. Oliver i jego lista nie dały mi spokoju. Weszłam do swojego pokoju, usiadłam na łóżku, włączyłam laptop i weszłam na główną stronę Lakers. Kliknęłam na nadchodzące mecze i zaczęłam przeglądać różne daty. Zaczęłam stukać palcami o jeden z klawiszy, myśląc. Po chwili chwyciłam za swój telefon i zaczęłam pisać wiadomość. 
Od: Alex (1(309)111 - ****) 
Co myślisz o wycieczce do Los Angeles?
 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz