piątek, 27 lipca 2012

Rozdziały 5 - 9



Rozdział 5 
Stare Znajomości

Siedziałam z Oliverem na moim łóżku, jego kolana przyciskające do moich. Szukałam numeru do Cat, Oliver namówił mnie do nawiązania z nią ponownego kontaktu. Osobiście sądziłam, że chciał poznać tą ślicznotkę. 
-Jesteś pewny? Pewnie ma już nowy numer- powiedziałam, w końcu znajdując jej numer pod imieniem Cathenna Roy. Rodzice Cat nazwali ją po jednej z Greckich księżniczek, ale niestety ona sama niestety nie pamiętała co było w tej księżniczce takiego wyjątkowego. Cat nienawidziła swojego imienia, chociaż dla mnie było nawet ładne, i zawsze wszyscy wołali na nią po prostu Cat.
-A co ci zaszkodzi?- Spytał Oliver, podpierając się na łokciach. -Dzwoń, albo sam to zrobię- Dodał, odgarniając swoje złote włosy na bok. Oliver okazał się bardzo miły w moim stosunku i spędzał ze mną bardzo dużo czasu. W końcu ktoś oprowadził mnie po domu. Byłam zaskoczona jego rozmiarem, sądziłam, że mając ósemkę dzieci trzeba posiadać sporą liczbę pokoi, ale do tego jeszcze zmieściła się dodatkowa sypialnia dla gości, pokój gier (skąd dochodziły te ciągłe krzyki) i biblioteka, gdzie spędzałam dużo czasu. Hendersonowie nadal unikali mnie jak jakąś śmiertelną zarazę, prócz Olivera, i wcale tego nie ukrywali. Gdy chciałam obejrzeć telewizję (wreszcie zaczęłam wychodzić z pokoju) wszyscy z chłopców, unikając mojego wzorku, przenosili się do pokoju gier, gdzie był drugi telewizor. Jednak to nie przeszkadzało bliźniakom i Drew by prawić mi żarty. Nie jestem totalną dziewczyną, nie mdleję na widok igły, lub piszczę gdy trochę błota trafi na moje ciuchy, ale zdechła żaba w mojej szufladzie to ja już nie zniosę. 
-Włącz na głośno mówiący- powiedział Oliver, wciskając zieloną słuchawkę, zanim zdążyłam zaprotestować. Siedzieliśmy w ciszy, słuchając sygnału łączącego. Już myślałam, że odezwie się głos kobiety, mówiący mi, że ten numer jest nie osiągalny, lub coś  innego, ale odezwał się znajomy mi głos. 
-Halo?- Usłyszałam głos Cat z drugiej strony. 
-Ugh...Hej, um...Mówi Alex- zająknęłam się, patrząc morderczo na Olivera. Ten wzruszył ramionami i powiedział po ciuchu 'Głośno mówiący'. Zrobiłam tak jak kazał. 
-Alex?- Spytała Cat, jednak nie był to ten głos 'O, Alex! To ty!', tylko 'Jaka Alex?'. 
-Alex Darcy...- powiedziałam niepewnie. A co jak już ją nie obchodzą stare znajomości?
-Darcy?! No nie gadaj!- Cat pisnęła do słuchawki, widocznie zaskoczona. -Jezu, dziewczyno, czemu się nie odzywasz?- 
-Mogła bym powiedzieć to samo- Zaśmiałam się. 
-Wiesz jaka jestem, albo jaki jest Trace. Ten geniusz zrzucił mi telefon z schodów. Bang, rozleciał się jak jakieś kiepskie klocki lego. No normalnie myślałam, że go uduszę, jak przyniósł mi go do pokoju- trajkotała Cat. Cała ona, rozmawiała ze mną jakbyśmy wcale nie straciły kontaktu, tylko wróciły z szkoły. 
-To jak tam u ciebie, Alexis?- Spytała mnie Cat. 
-Wszystko tak samo...Wiesz, przeprowadzki i jeszcze raz przeprowadzki.- Wzdychnęłam do telefonu. Oliver zajął się jednym z moich podręczników, które przywiozłam ze sobą. Jednak wiedziałam, że słuchał każdego słowa, które wypowiedziałyśmy. 
-Ja też się przeprowadziłam. Mieszkamy na odludziu, niedaleko Burnsville. Muszę tylko polegać na dużym, T. Ugh, ale wiesz jak on. Samolub ma mnie gdzieś i zawsze mi odjrzeżdża jak chce by mnie gdzieś podwiózł- 
-Czekaj, Bunrsville?-  Poł0żyłam się obok Olivera. Chłopak spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami.  
-Mhm, Zadupville- Odpowiedziała. Nie wierzyłam własnym uszom. Telefon do Cat był dla mnie jak prezent na święta. Gdy skończyłam rozmowę, zaczęłam tulić Olivera z szczęścia. Wreszcie przeprowadzka pokazywała swoje plusy. 

***

Związałam swoje brązowe fale w wysoką kitkę i wyjęłam trochę kosmyków po obydwóch stronach, schodząc po schodach do kuchni. Umówiłam się z Cat na mieście, koło jednej z kafejek, ale po kilku minutowym tłumaczeniu gdzie znajduje się ta kafejka, nadal nie wiedziałam gdzie to jest. Zapewniłam Cat, że wiem gdzie dokładnie to jest. Wiem, kłamczucha, ale nie chciałam jej sprawiać kłopotów. Postanowiłam sprawić kłopot najstarszemu z Hendersonów. Znalazłam go w garażu, umazanego w niebieskiej farbie. 
-Hej, Les- powiedziałam, opierając się o zamykające się drzwi. -Mam do ciebie prośbę- Zeszłam po schodach i stanęłam obok niego. Chłopak odgarnął swoje czekoladowe włosy na bok, zostawiając niebieską smugę na swoim czole. 
-To zależy jaką- odpowiedział po chwili, nadal na mnie nie patrząc. Grzebał w jakiś kartonach, pełnych krepy, farb, jakiś puszek i innych przyborów plastycznych. 
-Podwiózł byś mnie do kafejki Susan?- Spytałam, podając mu jedną z ścierek, która leżała na stoliku. Les przyjął ją ode mnie i otarł w nią ręce, a następnie swoją twarz. 
-Jasne, ale wtedy musisz coś dla mnie zrobić- zgodził się, wstając z podłogi, jednym płynnym ruchem. 
-Nie będę czyścić za ciebie toalety- pokręciłam głową. O, nie. Za żadne skarby nie będę czyścić tej toalety. To należało do chłopaków, ja miałam robić pranie (obowiązek, który też mi nie odpowiadał, ale było to lepsze niż toaleta). Les spojrzał na moją obrzydzoną minę i wybuchł śmiechem, chwytając się mocno za stół. 
-Nie. Nie jestem aż taki okrutny- wydusił z siebie, pomiędzy wybuchami śmiechu. Ja nie wiedziałam nic w tym śmiesznego. 
-O czyżby?- Uniosłam brwi. 
-Ej- Les podniósł swoje ręce w górę, na swoją obronę. -Ja ci nic nie zrobiłem, Alex. Nie maczam palcami w buntach Drew- podrapał się po głowie. Podniósł jeden z pudeł i wepchnął mi go w ręce. Zrobił to dosyć mocno i zachwiałam się lekko. Gdyby nie to, że Les złapał mnie szybko, pewnie bym leżała na podłodze, pomiędzy stertą kolorowego papieru. 
-Ej, ej. Spokojnie, Darcy- powiedział delikatnie, nadal się uśmiechając. Puścił mnie i wziął ode mnie pudło. -Może kartki są dla ciebie za ciężkie? Co powiesz na kluczyki do samochodu?- Powiedział, zabierając ode mnie pudło. Pokręcił kilka razy kluczyki na swoim palcu i mi je rzucił. 
-To co mam zrobić?- Spytałam, nadal nie wiedząc co mam dla niego zrobić.
-W sumie to nic. Dotrzymasz mi towarzystwa, jak będę pakować te kartony- wzruszył ramionami, idąc w stronę samochodu, gdzie stał z otwartym bagażnikiem. -Musze je zawieść do szkoły. Jak to zrobię, podwiozę cię do Suze- Rzucił za swoje ramie, kładąc kartony do bagażnika. Kiwnęłam głową i zabrałam się do pracy. 


Rozdział 6 
Czas Na Spowiedź 

-Dobra, wsiadaj- powiedział Les, zamykając bagażnik z hukiem. Pakowanie kartonów zajęło nam jakieś pół godziny, może zajęło by dwadzieścia minut, ale trzy razy wywaliłam się z kartonami i wszystko fruwało. Siadłam w miejscu pasażera i zapięłam pasy. Było strasznie gorąco na dworze, a temperatura w samochodzie była jeszcze większa.
-Poczekasz chwilę?- Les wsadził głowę w otwarte okno kierowcy i oparł łokcie na drzwiach. -Musze iść się przebrać- powiadomił mnie.
-Jasne, nie odjadę ci- zapewniłam go. Les posłał mi uśmiech i zniknął w drzwiach do kuchni. Siedziałam chwilkę, rozglądając się po samochodzie, nie było wiele do patrzenia, bo kartony zabierały tylne siedzenia i bagażnik. Les posiadał nowego Forda Fusion, produkowanego tylko w Ameryce. Hendersonowie mieli naprawdę dużo pieniędzy, jeśli mogli zafundować swojemu synowi te roczne, czarne cudo. Les wrócił ubrany w podarte dżinsy i popielatą bluzkę z napisem jakiejś kapeli, której oczywiście nie znikłam.
-Już jestem- powiedział Les, wsiadając do samochodu. Podałam mu kluczyki, które nadal trzymałam w dłoni, przez ten cały czas i Les odpalił silnik. Z głośników wydobyła się głośna  muzyka, tak głośna, że szybko zakryłam uszy dłońmi. Les podskoczył w swoim fotelu i szybko wyłączył radio. Odsunęłam dłonie od swoich dzwoniących uszu.
-Przepraszam- powiedział, uśmiechając się głupio.
-Nic mi nie jest- powiedziałam, jednak chyba za głośno, bo Les odchylił głowę na bok i uśmiechnął się jeszcze szerzej. Les powiedział coś, ale ja nic nie słyszałam, miałam zablokowane uszy. Pokręciłam głową, sygnalizując, że nic nie słyszę. Les pochylił się do przodu i przyłożył ręce do mojej głowy. Jego palce powędrowały do moich uszów i zaczęły mnie za nimi masować. Jego dotyk był delikatny i ciepły, przypominało mi to o tym, gdy miałam problemy z spaniem, wtedy mama masowała mnie za uszami. Każdy ma takie słabe miejsce, gdzie przy dotyku zasypia. Moje miejsce było za uszami. Zamknęłam oczy, skupiając się na tym jednym miejscu. Czułam jak moje lewe ucho się odblokowało, po chwili przyszło prawe, ale Les nadal mnie masował.
-Okej, już jest lepiej- powiedziałam, chwytając go odruchowo za nadgarstki. Mój mózg widocznie pomyślał, że czas już do spania, miała ochotę zamknąć znowu oczy.
-Jesteś pewna?- powiedział, patrząc mi w oczy. Les miał bardzo duże oczy, raz czekoladowe, a potem zmieszane z złotą farbą. Raz po raz pojawiały się cieniutkie, zielone nitki, rozjaśniające jego oczy.
-Tak- kiwnęłam głową, puszczając jego nadgarstki. Les siadł z powrotem na swoje miejsce i przydusił na gaz. Spuściłam swoją szybę, pozwalając by zimny podmuch schłodził trochę samochód.
-To jak ci się podoba w Burnsville?- Spytał mnie Les po chwili, próbując zacząć jakąś rozmowę.
-Emmm...Jak na razie nie wiem- powiedziałam, szczerze. -Moje wycieczki były raczej limitowane do waszego domu-
-Naszego- poprawił mnie Les. Spojrzał na mnie szybko i się uśmiechnął. -To jest twój dom, tak samo jak mój, Alex.- Jego wzrok wrócił na drogę.
-Jestem raczej tylko tymczasowym utrapieniem- burknęłam, oglądając ulicę, przez którą teraz przejeżdżaliśmy. Śmiech Les'a dobiegł do moich uszów, zauważyłam, że często się śmiał. Nie zawsze w odpowiednim momencie.
-Drew sprawia, że nawet ja czuję się jak...utrapienie.- Les stanął na światłach i również otworzył swoje okno.
-Ale dla reszty nie masz wytłumaczenia- Burknęłam, przypominając, że większa liczba 'samców' w domu Hendersonów, unikała mnie. Czy to było ich hobby? Kto dłużej będzie unikać głupią Alex Darcy, aka: Żabcia? Jak tak, to Oliver już dawno przegrał.
-A żebyś wiedziała, że mam- zapewnił mnie.
-Okej, słucham- powiedziałam, obracając się w swoim siedzeniu, by na niego patrzeć.
-Hm...Tony i Jett to jeszcze dzieci i dla nich rozmawianie do dziewczyn to wielki grzech- rzekł Les, uderzając palcami o kółko. -Oliver widocznie cie lubił. Drew to pajac. Sawyer...on jest do nas wszystkich taki jest-
-Czyli raz zimny, raz ciepły? Chłopak ma poważne problemy z swoim charakterem- powiedziałam, jednak gdy słowa wyszły z moich ust od razu ich żałowałam. Nie miałam prawda tak mówić o Sawyer'rze.
-Sawyer nie zawsze był taki trudny, kiedyś...- Urwał się, marszcząc nos. Pokręcił głową, jego włosy znowu w nieładzie. -Nieważne. Beck po prostu nie wie jak się zachowywać przy dziewczynach. Nawet gdyby dziewczyna wykrzyczała mu w twarz, że go lubi, to by nie zrozumiał. Taki mądry, a za razem głupi- Powiedział, wracając do tematu.
-Vic?- Spytałam, unosząc brew. Victor był taki miły w dzień gdy przyjechałam do Burnsville, zdawało mi się, że z nim pierwszym się zaprzyjaźnię.
-Victor raczej cię nie unika. To ty go unikasz.- Zielone światło w końcu się zapaliło i Ford znowu ruszył.
-To nie prawda!- Zaprotestowałam.
-No ja nie wiem- Prychnął, uśmiechając się. -Czyli chowałaś się w swoim pokoju jak wystraszone dziecko?- Zapytał mnie.
-To nie prawda!- Powtórzyłam. Jednak wiedziałam, że ma racje. Nie sądziłam, że ktoś prócz Giny i Ben'a to zauważy.
-Czyli nie przeszkadza ci, że mieszkasz teraz w Testosteronville?- Uniósł brwi na drogę, ale było to kierowane na mnie. Zignorowałam to pytanie i wróciłam do naszego tematu.
-A może wiesz czemu Les Henderson mnie unikał?- Uśmiechnęłam się, ciekawa jego odpowiedzi. Les rzucił mi rozbawione spojrzenie. Jego uśmiech był po prostu zaraźliwy.
-Jestem onieśmielony twoją pięknością- odpowiedział po chwili. Nie mogłam powstrzymać tego, że moje policzki zaczęły się czerwienić. Chciałam to szybko ukryć, ale Les zdążył zauważyć moje rumieńce.
-Wstydzisz się prawdy?- Les zatrzymał samochód i odwrócił się do mnie.
-Często używasz takich tanich linii?- Odwróciłam jego uwagę od siebie. Dziwnie się czułam, gdy tak do mnie mówił i na mnie patrzał. Wszystko mi się przewracało w brzuchu. Nie fajnie. Oczy Les'a zaokrągliły się żartobliwie.
-Ranisz moje uczucia, Alex.- Chwycił się za serce, ocierając łzy.
-Jasne- Zaśmiałam się, wysiadając z samochodu. Nie do końca rozumiałam Les'a Hendersona.


Rozdział 7 
Trochę Strachu

-To po co są te paczki?- Spytałam Les'a, otwierając bagażnik. Chłopak chwycił za jeden z cięższych kartonów. 
-Tegoroczna parada. Wiesz, świętowanie końca wakacji- powiedział Les, kierując się w stronę budynku. Les zaparkował przy zielonym budynku z dużymi oknami i solidnymi chodnikami, ułożonego z kolorowych cegieł. Les wytłumaczył mi, że to jest ratusz. Kiwnęłam głową i chwyciłam za lekko podarty karton. Pamiętałam, że Gina wspominała, że Les i Vic pomagają w jakiejś paradzie, ale szczerze nie zwracałam uwagi. Już chciałam kierować się za Les'em, ale moja kieszeń zaczęła wibrować. Postawiłam karton przy samochodzie i wyjęłam komórkę z kieszeni dżinsów. Miałam jedną wiadomość od Cat, miałyśmy się spotkać za niecałą godzinę. Otworzyłam wiadomość. 
 
Hej, A. Muszę przesunąć nasze spotkanie: ( Trace znowu wystawił mnie do wiatru, a Lily jest chora i na mnie spadł obowiązek niańki -. -Mam nadzieję, że to nie problem? :*
 
Przeczytałam wiadomość i szybko wystukałam odpowiedź. Les czekał na mnie w drzwiach ratuszu i raczej chciał szybko się pozbyć tych ciężkich kartonów. 
 
Cześć. Nie ma sprawy. Napisz mi tylko w jaki dzień się mamy spotkać. A :) xo
 
Wsunęłam telefon pośpiesznie z powrotem do swojej kieszeni i podniosłam karton. Szybkim krokiem ruszyłam do Les'a, jego kartony wysuwały mu się z pod ramion. 
-Co jest?- Spytał, gdy byłam dosyć blisko. 
-Cat nie może wyjść.- Wzruszyłam ramionami. 
-To szkoda- odpowiedział, wchodząc do budynku. Jednak nie wyglądał jakby było mu smutno z tego powodu. 
-Nie masz nic przeciwko, jeśli dotrzymam ci towarzystwa?- Ruszyłam za nim. W środku wszystko było bardzo elegancko. 
-No nie wiem- Odpowiedział. Nie wiedziałam, czy znowu się ze mną droczy, lub mówi to na poważnie, bo nie widziałam jego twarzy. 
-Pan popularny nie miesza się z takimi osobami jak ja?- Les skręcił w prawo, wchodząc w drzwi, które otwierały się do dużej sali, gdzie...było wszystko. Na w prost było kilka platform, które były w różnych poziomach robienia. Z lewej strony były stoliki z maszynami do szycia, a przy nich kobiety w różnych wiekach. Koło nich stały stojaki z kolorowymi strojami. Cała sala była jak fabryka karnawałowa. 
-Żartowałem, Alex- rzekł Les, gdy obydwoje postawiliśmy kartony przy jednej z platform. Ta przedstawiała wyglądała mi na kawałek morza. 
-Co powiesz na to...-Pstryknął palcami, myśląc chwilę. -Skończymy rozpakowywać samochód i pojedziemy nad jezioro. Tylko ty i ja?- Uśmiechnął się. Okej, byłam zaskoczona. Miałam tylko na myśli normalne rozpakowywanie tych kartonów. 
-Nie musisz tego robić- powiedziałam. 
-Ale ja chce- odpowiedział uparcie. -Zabieram cię nad jezioro i będziemy się świetnie bawić. Czy chcesz tego, czy nie, Alex- 

Rozpakowaliśmy kartony dosyć szybko. Les widocznie chciał się jak najszybciej zanurzyć w zimnej wodzie. Słońce z godzinę, na godzinę paliło coraz więcej. Jak skończyliśmy z ratuszem, pojechaliśmy do domu po stroje kąpielowe. Gdy podjechaliśmy pod dom, Sawyer siedział na trawniku, przed motorem i czyścił jakiś srebrną część. 
-Yo!- Krzyknął Les, wysiadając z samochodu. Sawyer nawet nie spojrzał na niego. 
-Siema- burknął, ocierając pot z czoła. Jego skóra była lekko zaczerwieniona, co oznaczało, że siedział na słońcu dłuższy czas i nie miał na sobie kremu. 
-Nałóż jakiś filtr, bo potem będzie bolało- powiedziałam do niego, kierując się do domu. Sawyer uniósł głowę i spojrzał na mnie z zmrożonymi oczami. Jednak jego spojrzenie mnie nie ruszało, nie odwróciłam wzroku pierwsza, tylko on. 
-Ej, idziesz?- Spytał Les. Stał w progu drzwi, oparty jednym ramieniem o ścianę. 
-Tak, idę- odpowiedziałam, patrząc ostatni raz na Sawyera. O co mu chodziło?


Nie byłam taka pewna czy mój wybór bikini od Kelly Brook był dobrym wyborem, zwłaszcza, że wyglądał jak bielizna, albo to była tylko moja opinia. Mogłam wybrać strój jedno częściowy, który leżał w mojej dolnej szufladzie w szafie. Les spakował z sobą dwa ręczniki i jeden koc, oraz kilka napoi. Gina, szczęśliwa, że gdzieś w końcu wychodzę z jednym z jej synów, uszykowała nam przekąski. Widząc zaczerwienienie ciała Sawyer'a, wzięłam butelkę filtru. Nad jeziorem było kilka rodzin. Les wytłumaczył mi, że to jezioro jest jednym z mniej popularniejszych, ale on je uwielbiał. 
-Przyjeżdżamy tu co lato- powiedział, rozbierając swoje trampki. -Nie wiele można robić w wakacje z tak dużą rodziną- 
Rozłożyłam koc na piasku i siadłam, odczepiając zapięcie od swoich sandałów. Les w tym samym czasie zdążył się już rozebrać. Miał na sobie ciemne brązowe kąpielówki. Skończyłam rozbierać buty i zabrałam się za bluzkę i spodenki. Gdy skończyłam, schowałam je do torby. Les przez cały czas cierpliwie na mnie czekał. Patrząc na wyraz twarzy Les'a znowu pytałam się, czy warto było ubrać te niebieskie bikini w paski. 
-Wyglądasz świetnie- powiedział, czytając mi w myślach. Uśmiechnęłam się i ruszyłam w stronę wody. Przy brzegu było dużo dzieci, trochę dalej pływało kilka dorosłych osób. Ogólnie nie było tłoku. Piasek był gorący między moimi palcami, dlatego nie sądziłam, że woda będzie tak szokująco zimna. Odskoczyłam do tyłu, gdy tylko moje stopy dotknęły wody. 
-Ej, ej. Spokojnie- powiedział Les, gdy na niego wpadłam. Chwycił mnie za łokcie i pomógł przywrócić mi równowagę. Straszna ze mnie niezdara. 
-Ja chyba spasuję- powiedziałam, próbując wrócić na koc. Okej, nie wiem czemu się zgodziłam na propozycję Les'a. Ja nie umiem pływać. Nigdy nie miałam czasu na lekcje pływania. 
-Co się stało?- Les mnie dogonił, obracając mnie w swoją stronę. 
-Nie mam ochoty pływać- odpowiedziałam szybko. -Wolę się poopalać- Zaśmiałam się, nerwowo. Les kiwnął głową. Przez chwilę myślałam, że rozumie i da mi spokój, ale on naprawdę był dobrym aktorem. W jednej chwili stałam przed kocem, a w następnej byłam na ramieniu Les'a, niesiona do tej niebieskiego koszmaru. 
-Les, nie!- Krzyknęłam. 
-Chciałaś dotrzymać mi towarzystwa, więc teraz się nie wymigasz- powiedział rozbawionym głosem. Woda sięgała już mu do pasa. 
-LES! PUŚĆ MNIE!- Wrzasnęłam, albo próbowałam. Zanim zdążyłam dojść do połowy zdania, Les zrzucił mnie z swojego ramienia. Pochłonęła mnie woda, niczym zimna kołdra, która się we mnie wplątała. Jak to mama mówiła? Odbij się. Zrobiłam tak, gdy moje nogi uderzyły dno, odbiłam się. Wynurzając się na powietrze, zaczęłam głośno kaszląc. Strasznie paliło mnie gardło, a oczy szczypały. Owinęłam dłonie wokół szyi Les'a, trzymając się do niego bardzo mocno. Schowałam swoją twarz w kąt jego szyi, nadal lekko pokaszlując. 
-Nie umiem pływać, Les- wydusiłam z siebie, mój głos cichy. 
-Czemu mi nie powiedziałaś?- Jego ręce były na jego bokach, robiące kółka. -Nie, nie odpowiadaj. Powinienem sam się domyślić- powiedział złym głosem. 
-To nie twoja wina- pokręciłam głową do jego ramienia. Les zaśmiał się cicho, gilgotałam go. Obydwoje zaczęliśmy się śmiać, jego głowa na czubku mojej głowy. 
-Ok- powiedział Les, gdy przestaliśmy się śmiać. Ja chyba bardziej z histerii. -Co powiesz na to, bym cię nauczył pływać, Alex? Chyba jest to najwyższa pora- Spytał mnie, odgarniając włosy, które przykleiły się do moich mokrych policzków. 
-Z chęcią- rzekłam i mówiłam prawdę. Les uczący mnie pływania był świetnym pomysłem.


Rozdział 8 
Potrzeba

Les wziął mnie na ręce jak panną młodą i zaprowadził do brzegu. Okej, nie powiem, że mi się to nie podobało. Les, był bardzo troskliwy i zaczynałam go coraz bardziej lubić, co wcale nie było trudne. Nie każdy chłopak, starszy czy młodszy, z chęcią nauczy szesnastolatkę pływać. O ile dobrze pamiętam, gdy byłam nad jeziorem, oczywiście nie pływałam, to większość chłopaków chciało ściągnąć staniki dziewczynom. Les siadł na brzegu, kładąc mnie na swoich kolanach. Woda lekko uderzała o nasze nogi, lekko nas chlapiąc. 
-To od czego chciała byś zacząć?- Spytał mnie, jego oddech powiewający moje włosy przy policzkach. 
-Erm, nie jestem pewna...-powiedziałam niepewnie. Starałam się ignorować fakt, że byłam tak blisko Les'a. Okej, praktycznie dzisiaj zaczęłam rozmawiać z nim porządnie, a już się martwię o to jak jest blisko. Byłam świadoma faktu, że jego dłoń kojąco masowała moje kolano w kółkach. 
-Co powiesz na styl dowolny?- Odezwał się po chwili zamyślenia. -Obiecuję, że nie dam ci się utopić- zapewnił mnie, śmiejąc się. 
-Ej!- Klepnęłam go w dłoń. -Ja tutaj zgadzam się na takie rzeczy, a ty się naśmiewasz?- Spojrzałam na niego kontem oka. Les znowu się uśmiechał, jakby było to jego hobby. 
-Nie naśmiewam się!- Podniósł ręce do góry w swojej obronie, gdy rzuciłam mu mordercze spojrzenie. 
-Serio?- Prychnęłam. 
-Okej, okej. Już nie będę.- Les zrobił poker face, ale wiedziałam, że to go wiele kosztowało. Okej, chęci się liczą, nie? 
-Dobra, to styl dowolny?- Spytałam, po chwili ciszy. 
-Tak, czyli kraul.- Les kiwnął głową. Bez słowa wstał, nadal trzymając mnie na rękach, wszedł do wody, do puki sięgała mu do połowy torsu. 
-Ufasz mi?- Spytał mnie, z uniesionymi brwiami. Sama nie wiedziałam. Po tym jak mocno trzymałam się szyi Les'a, nie byłam taka pewna. Les też to zauważył i spojrzał na mnie z poważną miną. Wzięłam głęboki oddech. Zachowywałam się jak dziecko. To była tylko woda? Co złego może się stać? Mogę się utopić! Nie uśmiecha mi się na myśl tej ciemnej otchłani.
-Ugh...Erm, ufam ci?- powiedziałam niepewnie. Nie, tak to nie powinno być. Les pomyśli, że jestem tchórzem. -Ufam ci, Les- spróbowałam jeszcze raz, tym razem bardziej stanowczo. 
-Okej, to teraz cię puszczę. Będziesz miała grunt, więc się nie zanurzysz.- Powiedział, powoli mnie spuszczając, do puki nie stałam na własnych nogach. -Nogi są jak silnik w motorówce, a dobra praca rąk zadziała jak turbosprężarka- wytłumaczył mi. Musiałam unieść głowę do góry, by patrzeć Les'owi w oczy. Słońce świeciło mi prosto w oczy, więc przekryłam je dłonią. Gdy to nie podziałało, skupiłam się na patrzeniu na jego szyję. 
-Połóż się na brzuchu, ja cię będę trzymać, okej?- powiedział. Zrobiłam tak jak kazał, ręce Les'a pod moim brzuchem. 
-Nogi muszą pracować na przemian, a tułów musi być skręcony...- 

Słońce zachodziło już na horyzoncie, a plażowicze powoli opuszczali plażę. Gdy Les zaczął mi wszystko tłumaczyć, nauka poszła mi gładko. Zdarzyło mi się kilka razy zanurzyć (Oczywiście, Les mnie ratował) lub napić wody, ale ogólnie było dobrze i nawet mi się podobało. Pływałam sobie stylem grzbietowym, jak na razie mój ulubiony, po jeziorze, trzymając się blisko brzegu. Na razie nie ufałam sobie pływając na głębokiej wodzie, było jeszcze za wcześnie. Zamknęłam oczy, dając się ponieść chwilę wodzie. Do góry na dół, do gór...Zderzenie. Spuściłam nogi na dół i obróciłam się do tyłu. 
-Teraz bawisz się w Alex nastoletnia tyranka?- Zaśmiał się Les, chwytając się za brzuch. Jego ciało opaliło się przez te kilka godzin na słońcu, do złotego koloru. Nawet jego włosy wyglądały trochę jaśniej.
-Nie- wybuchłam śmiechem. 
-Mhm, jasne- powiedział Les, kręcąc głową. -To co, jedziemy do domu?-

-DREW!- Wrzasnęłam, zasłaniając oczy dłońmi. Hendersonowie na pewno nie wiedzieli jak to jest mieszkać z dziewczyną. A o zamkach na drzwi już nie mówię. Na przykład w łazience nie było zamka. Przepraszam bardzo, ja jako dziewczyna muszę czuć się bezpiecznie, gdy się kąpię. Ustaliliśmy, że, gdy łazienka będzie zajęta, na klamce będzie położony czerwony ręcznik. Drew widocznie postanowił tą zasadę ignorować i bez karnie wszedł do łazienki, gdzie właśnie relaksowałam się w wannie pełnej białej piany, by załatwić swoje sprawy. Oczywiście, wiedziałam, że prędzej czy później to zrobi. 
-Czego?- Warknął Drew, jego nastawienie do mnie się nie zmieniło. Na szczęście piana wszystko mi zakrywała, ale to nadal się znaczyło, że się nie wstydziłam. 
-Wyjdź!- krzyknęłam, gdy usłyszałam dźwięk rozpinania jego rozporka. 
-Jak coś ci nie pasuje, to wyjdź sama, kobieto- zaśmiał się. Ohyda, ohyda, ohyda. I miał jeszcze tupet by przy tym gwizdać jakby nigdy nic. Okej, muszę na serio porozmawiać z Giną o zakupieniu zamka do drzwi. A jak nie to za każdym razem, gdy pójdę do toalety, będę robić blokadę. Było wiele rzeczy, które potrafię znieść, ale to...Nie, to było za dużo. Rzuciłam mordercze spojrzenie do ściany, wolałam nie patrzeć w stronę toalety, i starając się by Drew nic nie zobaczył, owinęłam się w ręcznik. Wyszłam z łazienki, nadal słysząc gwizdanie Drew, tak na pewno był zadowolony. Czternastolatek wiedział jak mi zagrać na nerwach. 
-Woha!- Usłyszałam za sobą. Obróciłam się szybko, spotykając zaskoczoną twarz Victora. 
-Nie mówi, że też w tym bierzesz udział? Może teraz pociągniesz mój ręcznik?- Syknęłam w jego stronę. Nie mogłam zignorować faktu, że oczy Victora wędrowały po moim ciele. Byłam świadoma, że mój ręcznik sięgał mi tylko do połowy ud. 
-Ja...ja, er, ja nie wiem o co ci chodzi- zaciął się Vic, wyglądając niewygodnie. Oderwał ode mnie oczy i spojrzał na wykładzinę. Jego policzki zrobiły się koloru wiśniowych świeczek w moim pokoju. Pokręciłam głową i powędrowałam do swojego pokoju. Byłam pewna, że każdy kto był teraz w domu, usłyszał głośne trzaśniecie drzwi.  

Gdy się już uspokoiłam, ubrałam się w szare spodenki i t shirt z jakimś napisem, który nie miał dla mnie żadnego znaczenia. Siadłam z powrotem na łóżko. Wzięłam telefon z komody i zaczęłam pisać wiadomość to Cat. 
 
Spotkamy się dzisiaj? :) 
 
Jej odpowiedź przyszła do mnie natychmiast. 
 
Jasne! Tylko gdzie?
 
Po chwili zastanowienia jej odpisałam. 
 
Przyjedź do mnie ( : Zaciągnij Trace'a za ucho i niech cię przywiezie na 43 Victorian Drive.
 


Rozdział 9
Witaj W Domu Wariatów 


-Alex, ktoś do ciebie!- Usłyszałam krzyk Tony'ego. Wyprostowałam swoje skrzyżowane nogi, siedziałam po turecku przez dobre pół godziny, czytając książkę na temat fotografii. Zostawiłam książkę na łóżku i zeszłam na dół. Na korytarzu było słychać głośną, wściekłą muzykę, która, byłam pewna, pochodziła z pokoju Sawyer'a. Na podłodze leżały zabawki bliźniaków, różne figurki bohaterów i ciężarówki. Szerokim łukiem minęłam niebieskie bokserki, które leżały na środku pokoju. Tony siedział na schodach z plastikowym śrubokrętem i próbował wykręcić nim śrubki z jakiegoś kalkulatora. Gdy koło niego przeszłam, pięciolatek uśmiechnął się do mnie z zamkniętymi oczami, ukazując braki w swoich zębach. 
-Wpuściłeś ją?- Spytałam go, schodząc z ostatnich stopni. Wiedziałam, że to była Cat. Nikogo innego nie znałam, chyba, że harcerki sprzedające ciasteczka magicznie poznały moje imię. Tony spojrzał na mnie, odrywając oczy od rozwalania kalkulatora i pokręcił mocno głową. Kiwnęłam głową i ruszyłam w stronę drzwi, które były lekko uchylone. Nawet nie zdążyłam do końca otworzyć drzwi, a miałam już Cat uwieszoną na mojej szyi. 
-Hej- zaśmiałam się, próbując złapać równowagę. Przytuliłam jej z powrotem, kołysząc się z nią na boki jak małe dziecko. 
-Darcy!- pisnęła, trzymając mnie za ramiona. -Ale z ciebie laska!- Wydusiła z siebie, uśmiechając się szeroko. -Gdzie się podziały twój aparat na zęby?! Nie, głupia pytanie- Machnęła ręką, odrzucając moje próby na odpowiedź. -Na serio wypiękniałaś. Te duże oczy, normalnie jak dwa czekoladowe guziki. No i te nogi, normalnie jak dwa pasy startowe!- Powiedziała, pokazując swoją dłonią na mnie. Nie mogłam się nie uśmiechać na jej słowa, Cat zawsze potrafiła mi prawić komplementy, nawet gdy nosiłam ten wielki, różowy aparat i miałam zęby jak u krokodyla. Oczywiście Cat była tą ładniejszą z nas. Nie można powiedzieć, że nie jest prawdziwą ślicznotką z jej czerwonymi falami, które teraz sięgały jej za pępek. Była drobną dziewczyną z bladą cerą, dużymi malinowymi ustami, delikatnymi rysami twarzy i zielonymi szmaragdami, oprawionymi w parę długich rzęs. 
-Spójrz na siebie. Kolesie w promilu dwustu metrów pewnie padają na kolana, gdy cię widzą- powiedziałam, znowu ją tuląc. -Trace już pojechał?- Spytałam ją, gdy się puściłyśmy. Brat Cat był zawsze dla mnie ideałem brata, którego nie miałam. 
-Ugh, oczywiście, że tak- Cat wywróciła oczami. -Chwalił mi się, że ma randkę z jakąś piękną blondynką. Pewnie jakiś pustak, ostatnio takie tylko przyprowadza do domu.- Cat zasłoniła usta dłonią, udając wymioty. Znowu zaczęłyśmy się śmiać z niczego. Musiałam się chwycić się za szafę na buty, by nie stracić równowagi. Wystarczyło nam jedno spojrzenie na siebie, by zacząć się śmiać, wtedy zazwyczaj kończyłyśmy na podłodze z łzami w oczach. Wzięłam kilka głębokich oddechów, próbując normalnie oddychać, ale wszystko zatrzymywało mi się w gardle i powracało z głośnym śmiechem. 
-Ok...- rzekłam, prostując się. -Haha, Cat wstawaj- wybuchłam śmiechem. Cat siedziała na podłodze, z głową w swoich kolanach. Jej ramiona lekko się trzęsły, sygnalizując, że nie wytrzymała. Podeszłam do niej i podałam jej rękę, by pomóc jej wstać. 
-Chodź, napijemy się czegoś- powiedziałam, podnosząc ją na nogi. Cat kiwnęła głową, ocierając swoje łzy. Weszłyśmy do kuchni, gdzie siedział Victor z kanapką w dłoni. 
-Hej- powiedział przez pełną buzię szynki i chleba. Uśmiechnęłam się do niego, Cat pomachała lekko ręką i zaprowadziłam ją do stołu. 
-Pomarańczowy, woda czy coś gazowanego?- Spytałam ją, wyciągając duże szklanki. 
-Em...Może być gazowany- Cat wzruszyła ramionami, rozglądając się po kuchni, ale jej oczy co chwile lądowały w jedno miejsce, tam gdzie siedział Victor. Nalałam nam coli do szklanek, wrzucając kilka kostek lodu. Postawiłam szklanki na stole i siadłam obok Cat. Victor chyba zrozumiał naszą cisze i skończył kanapkę wychodząc z kuchni. Kiedy drzwi się zamknęły, Cat obróciła się w swoim krześle i spojrzała na mnie z wielkimi oczami. 
-Ty mieszkasz z Hendersonami?- Spytała mnie, patrząc na mnie z niedowierzaniem. Napiłam się coli, myśląc jak odpowiedzieć. -Dobra, gadaj- powiedziała Cat, gdy nic nie powiedziałam. 
-Okej...Mama dostała jakieś ważne zlecenie, ale jest na krótki okres czasu, więc nie warto było się znowu przeprowadzać, to znaczy przynajmniej nie we dwie. Postanowiła mnie zostawić z jej przyjaciółką, Giną- Wzruszyłam ramionami, ocierając palce o zimną powierzchnię szklanki. 
-Czyli z bandą Greckich Bogów- Cat pokręciła głową z niedowierzaniem. 
-Ta, jasne. Chyba pomocników szatanów- Zaśmiałam się krótko. 
-Nuh-huh! Wiesz, że wszystkie dziewczyny ci zazdroszczą? No może nie wszystkie...Cała szkoła chce wiedzieć kim jesteś- poinformowała mnie Cat. Okej, to raczej nie cieszyłam się z tego powodu, iż pewnie będę częstym powodem plotek, gdy rok szkolny się zacznie. 
-To który to jest, ten co przed chwilą był w kuchni?- Spytała mnie Cat, pijąc swoją colę.
-Victor. Czwarty z Hendersonów- 
-I jaki on jest?- 
-Nie wiem, nie gada ze mną często.- Przyznałam prawdę. 
-Szkoda, wygląda na miłego- Cat poklepała mnie po ramieniu. 
-Też tak myślałam, ale pozory chyba mylą- powiedziałam, opierając podbródek  na swojej dłoni. -Może cię przedstawię? Nie wiadomo co ci czasem zrobią, jak pomyślą, że się włamałaś do domu- Zaśmiałam się. Zwłaszcza bliźniacy mieli bujne wyobraźnie, a oni przy wpływie Drew byli najgroźniejsi z całej ósemki. 


Wdrapałyśmy się na górę, gdy skończyłyśmy swoje napoje. Victor chyba ostrzegł wszystkich chłopaków, że mam koleżankę w domu, bo w domu było cicho. Najpierw zapukałam do Olivera, który siedział na podłodze i czytał jakieś komiksy. 
-Siema- powiedział, gdy oderwał oczy od swoich gazet. Uśmiechnął się do mnie, wstając z podłogi.
-Hej- przywitała się Cat, wpychając głowę w szparę miedzy drzwiami a ścianą. 
-Erm..siema- powtórzył Oliver, widocznie się czerwieniąc. Cat przecisnęła się przeze mnie i podeszła do Olivera, by uścisnąć jego dłoń. 
-Jestem Cat- 
-Oliver- odpowiedział Henderson. Gdy zamknęłam jego drzwi, powiedziałam do Cat. 
-Chyba masz małego adoratora- zaśmiałam się, idąc dalej. Nie wiedziałam, kogo drzwi były następne, więc zapukałam i je lekko uchyliłam.
-Spierdalaj!- wrzasnął czternastolatek, rzucając w moją stronę piłkę bejsbolową. Zatrząsnęłam szybko drzwi, zanim piłka zdążyła mnie uderzyć. 
-To był pokój Drew- powiedziałam, uśmiechając się przepraszająco. 
-Ale miły- Cat warknęła do drzwi, ciągnąc mnie za rękę do następnego pokoju. 
-Może tu nie wchodźmy?- powiedziałam, wiedząc, że to pokój Sawyer'a, po głośnej muzyce za drzwiami. Zanim Cat zdążyła coś powiedzieć, Gina pojawiła się na górze schodów i klasnęła w ręce, zadowolona. 
-Nie wiedziałam, że mamy gości!- Podeszła do nas, chwytając rękę Cat w swoje dwie. -Witaj- powiedziała, między uściskami. Gina miała dzisiaj związane włosy w wysoki kucyk, kilka kosmyków zdążyło uciec, pewnie od ciężkiej pracy w ogródku. Nie widziałam sensu do pielęgnowania kwiatów, gdy...No miała osiem synów, którzy grając w frisbee, sądzili, że to nic gdy wepchną cię w błoto. 
-Gina, to jest Cat- rzekłam. 
-Dzień dobry, pani Henderson- przywitała się moja czerwonowłosa koleżanka. 
-Mów mi Gina, złotko.- ścisnęła jej ramię, patrząc między nas. -To co powiedzie na grilla? Ben tylko umie serwować spaleniznę, ale Beck na pewno ucieszy się na odpalenie naszego potwora- 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz