Rozdział 5
Stare Znajomości
Siedziałam z Oliverem na moim łóżku, jego
kolana przyciskające do moich. Szukałam numeru do Cat, Oliver namówił
mnie do nawiązania z nią ponownego kontaktu. Osobiście sądziłam, że
chciał poznać tą ślicznotkę.
-Jesteś
pewny? Pewnie ma już nowy numer- powiedziałam, w końcu znajdując jej
numer pod imieniem Cathenna Roy. Rodzice Cat nazwali ją po jednej z
Greckich księżniczek, ale niestety ona sama niestety nie pamiętała co
było w tej księżniczce takiego wyjątkowego. Cat nienawidziła swojego
imienia, chociaż dla mnie było nawet ładne, i zawsze wszyscy wołali na
nią po prostu Cat.
-A co ci
zaszkodzi?- Spytał Oliver, podpierając się na łokciach. -Dzwoń, albo sam
to zrobię- Dodał, odgarniając swoje złote włosy na bok. Oliver okazał
się bardzo miły w moim stosunku i spędzał ze mną bardzo dużo czasu. W
końcu ktoś oprowadził mnie po domu. Byłam zaskoczona jego rozmiarem,
sądziłam, że mając ósemkę dzieci trzeba posiadać sporą liczbę pokoi, ale
do tego jeszcze zmieściła się dodatkowa sypialnia dla gości, pokój gier
(skąd dochodziły te ciągłe krzyki) i biblioteka, gdzie spędzałam dużo
czasu. Hendersonowie nadal unikali mnie jak jakąś śmiertelną zarazę,
prócz Olivera, i wcale tego nie ukrywali. Gdy chciałam obejrzeć
telewizję (wreszcie zaczęłam wychodzić z pokoju) wszyscy z chłopców,
unikając mojego wzorku, przenosili się do pokoju gier, gdzie był drugi
telewizor. Jednak to nie przeszkadzało bliźniakom i Drew by prawić mi
żarty. Nie jestem totalną dziewczyną, nie mdleję na widok igły,
lub piszczę gdy trochę błota trafi na moje ciuchy, ale zdechła żaba w
mojej szufladzie to ja już nie zniosę.
-Włącz
na głośno mówiący- powiedział Oliver, wciskając zieloną słuchawkę,
zanim zdążyłam zaprotestować. Siedzieliśmy w ciszy, słuchając sygnału
łączącego. Już myślałam, że odezwie się głos kobiety, mówiący mi, że ten
numer jest nie osiągalny, lub coś innego, ale odezwał się znajomy mi
głos.
-Halo?- Usłyszałam głos Cat z drugiej strony.
-Ugh...Hej,
um...Mówi Alex- zająknęłam się, patrząc morderczo na Olivera. Ten
wzruszył ramionami i powiedział po ciuchu 'Głośno mówiący'. Zrobiłam tak
jak kazał.
-Alex?- Spytała Cat, jednak nie był to ten głos 'O, Alex! To ty!', tylko 'Jaka Alex?'.
-Alex Darcy...- powiedziałam niepewnie. A co jak już ją nie obchodzą stare znajomości?
-Darcy?! No nie gadaj!- Cat pisnęła do słuchawki, widocznie zaskoczona. -Jezu, dziewczyno, czemu się nie odzywasz?-
-Mogła bym powiedzieć to samo- Zaśmiałam się.
-Wiesz
jaka jestem, albo jaki jest Trace. Ten geniusz zrzucił mi telefon z
schodów. Bang, rozleciał się jak jakieś kiepskie klocki lego. No
normalnie myślałam, że go uduszę, jak przyniósł mi go do pokoju-
trajkotała Cat. Cała ona, rozmawiała ze mną jakbyśmy wcale nie straciły
kontaktu, tylko wróciły z szkoły.
-To jak tam u ciebie, Alexis?- Spytała mnie Cat.
-Wszystko
tak samo...Wiesz, przeprowadzki i jeszcze raz przeprowadzki.-
Wzdychnęłam do telefonu. Oliver zajął się jednym z moich podręczników,
które przywiozłam ze sobą. Jednak wiedziałam, że słuchał każdego słowa,
które wypowiedziałyśmy.
-Ja też się
przeprowadziłam. Mieszkamy na odludziu, niedaleko Burnsville. Muszę
tylko polegać na dużym, T. Ugh, ale wiesz jak on. Samolub ma mnie gdzieś
i zawsze mi odjrzeżdża jak chce by mnie gdzieś podwiózł-
-Czekaj, Bunrsville?- Poł0żyłam się obok Olivera. Chłopak spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami.
-Mhm,
Zadupville- Odpowiedziała. Nie wierzyłam własnym uszom. Telefon do Cat
był dla mnie jak prezent na święta. Gdy skończyłam rozmowę, zaczęłam
tulić Olivera z szczęścia. Wreszcie przeprowadzka pokazywała swoje
plusy.
***
Związałam
swoje brązowe fale w wysoką kitkę i wyjęłam trochę kosmyków po obydwóch
stronach, schodząc po schodach do kuchni. Umówiłam się z Cat na
mieście, koło jednej z kafejek, ale po kilku minutowym tłumaczeniu gdzie
znajduje się ta kafejka, nadal nie wiedziałam gdzie to jest. Zapewniłam
Cat, że wiem gdzie dokładnie to jest. Wiem, kłamczucha, ale nie
chciałam jej sprawiać kłopotów. Postanowiłam sprawić kłopot najstarszemu
z Hendersonów. Znalazłam go w garażu, umazanego w niebieskiej farbie.
-Hej,
Les- powiedziałam, opierając się o zamykające się drzwi. -Mam do ciebie
prośbę- Zeszłam po schodach i stanęłam obok niego. Chłopak odgarnął
swoje czekoladowe włosy na bok, zostawiając niebieską smugę na swoim
czole.
-To zależy jaką-
odpowiedział po chwili, nadal na mnie nie patrząc. Grzebał w jakiś
kartonach, pełnych krepy, farb, jakiś puszek i innych przyborów
plastycznych.
-Podwiózł byś mnie do
kafejki Susan?- Spytałam, podając mu jedną z ścierek, która leżała na
stoliku. Les przyjął ją ode mnie i otarł w nią ręce, a następnie swoją
twarz.
-Jasne, ale wtedy musisz coś dla mnie zrobić- zgodził się, wstając z podłogi, jednym płynnym ruchem.
-Nie
będę czyścić za ciebie toalety- pokręciłam głową. O, nie. Za żadne
skarby nie będę czyścić tej toalety. To należało do chłopaków, ja miałam
robić pranie (obowiązek, który też mi nie odpowiadał, ale było to
lepsze niż toaleta). Les spojrzał na moją obrzydzoną minę i wybuchł
śmiechem, chwytając się mocno za stół.
-Nie. Nie jestem aż taki okrutny- wydusił z siebie, pomiędzy wybuchami śmiechu. Ja nie wiedziałam nic w tym śmiesznego.
-O czyżby?- Uniosłam brwi.
-Ej-
Les podniósł swoje ręce w górę, na swoją obronę. -Ja ci nic nie
zrobiłem, Alex. Nie maczam palcami w buntach Drew- podrapał się po
głowie. Podniósł jeden z pudeł i wepchnął mi go w ręce. Zrobił to dosyć
mocno i zachwiałam się lekko. Gdyby nie to, że Les złapał mnie szybko,
pewnie bym leżała na podłodze, pomiędzy stertą kolorowego papieru.
-Ej,
ej. Spokojnie, Darcy- powiedział delikatnie, nadal się uśmiechając.
Puścił mnie i wziął ode mnie pudło. -Może kartki są dla ciebie za
ciężkie? Co powiesz na kluczyki do samochodu?- Powiedział, zabierając
ode mnie pudło. Pokręcił kilka razy kluczyki na swoim palcu i mi je
rzucił.
-To co mam zrobić?- Spytałam, nadal nie wiedząc co mam dla niego zrobić.
-W
sumie to nic. Dotrzymasz mi towarzystwa, jak będę pakować te kartony-
wzruszył ramionami, idąc w stronę samochodu, gdzie stał z otwartym
bagażnikiem. -Musze je zawieść do szkoły. Jak to zrobię, podwiozę cię do
Suze- Rzucił za swoje ramie, kładąc kartony do bagażnika. Kiwnęłam
głową i zabrałam się do pracy.
Rozdział 6
Czas Na Spowiedź
-Dobra, wsiadaj- powiedział Les, zamykając bagażnik z hukiem. Pakowanie
kartonów zajęło nam jakieś pół godziny, może zajęło by dwadzieścia
minut, ale trzy razy wywaliłam się z kartonami i wszystko fruwało.
Siadłam w miejscu pasażera i zapięłam pasy. Było strasznie gorąco na
dworze, a temperatura w samochodzie była jeszcze większa.
-Poczekasz chwilę?- Les wsadził głowę w otwarte okno kierowcy i oparł łokcie na drzwiach. -Musze iść się przebrać- powiadomił mnie.
-Jasne, nie odjadę ci- zapewniłam go. Les posłał mi uśmiech i zniknął w drzwiach do kuchni. Siedziałam chwilkę, rozglądając się po samochodzie, nie było wiele do patrzenia, bo kartony zabierały tylne siedzenia i bagażnik. Les posiadał nowego Forda Fusion, produkowanego tylko w Ameryce. Hendersonowie mieli naprawdę dużo pieniędzy, jeśli mogli zafundować swojemu synowi te roczne, czarne cudo. Les wrócił ubrany w podarte dżinsy i popielatą bluzkę z napisem jakiejś kapeli, której oczywiście nie znikłam.
-Już jestem- powiedział Les, wsiadając do samochodu. Podałam mu kluczyki, które nadal trzymałam w dłoni, przez ten cały czas i Les odpalił silnik. Z głośników wydobyła się głośna muzyka, tak głośna, że szybko zakryłam uszy dłońmi. Les podskoczył w swoim fotelu i szybko wyłączył radio. Odsunęłam dłonie od swoich dzwoniących uszu.
-Przepraszam- powiedział, uśmiechając się głupio.
-Nic mi nie jest- powiedziałam, jednak chyba za głośno, bo Les odchylił głowę na bok i uśmiechnął się jeszcze szerzej. Les powiedział coś, ale ja nic nie słyszałam, miałam zablokowane uszy. Pokręciłam głową, sygnalizując, że nic nie słyszę. Les pochylił się do przodu i przyłożył ręce do mojej głowy. Jego palce powędrowały do moich uszów i zaczęły mnie za nimi masować. Jego dotyk był delikatny i ciepły, przypominało mi to o tym, gdy miałam problemy z spaniem, wtedy mama masowała mnie za uszami. Każdy ma takie słabe miejsce, gdzie przy dotyku zasypia. Moje miejsce było za uszami. Zamknęłam oczy, skupiając się na tym jednym miejscu. Czułam jak moje lewe ucho się odblokowało, po chwili przyszło prawe, ale Les nadal mnie masował.
-Okej, już jest lepiej- powiedziałam, chwytając go odruchowo za nadgarstki. Mój mózg widocznie pomyślał, że czas już do spania, miała ochotę zamknąć znowu oczy.
-Jesteś pewna?- powiedział, patrząc mi w oczy. Les miał bardzo duże oczy, raz czekoladowe, a potem zmieszane z złotą farbą. Raz po raz pojawiały się cieniutkie, zielone nitki, rozjaśniające jego oczy.
-Tak- kiwnęłam głową, puszczając jego nadgarstki. Les siadł z powrotem na swoje miejsce i przydusił na gaz. Spuściłam swoją szybę, pozwalając by zimny podmuch schłodził trochę samochód.
-To jak ci się podoba w Burnsville?- Spytał mnie Les po chwili, próbując zacząć jakąś rozmowę.
-Emmm...Jak na razie nie wiem- powiedziałam, szczerze. -Moje wycieczki były raczej limitowane do waszego domu-
-Naszego- poprawił mnie Les. Spojrzał na mnie szybko i się uśmiechnął. -To jest twój dom, tak samo jak mój, Alex.- Jego wzrok wrócił na drogę.
-Jestem raczej tylko tymczasowym utrapieniem- burknęłam, oglądając ulicę, przez którą teraz przejeżdżaliśmy. Śmiech Les'a dobiegł do moich uszów, zauważyłam, że często się śmiał. Nie zawsze w odpowiednim momencie.
-Drew sprawia, że nawet ja czuję się jak...utrapienie.- Les stanął na światłach i również otworzył swoje okno.
-Ale dla reszty nie masz wytłumaczenia- Burknęłam, przypominając, że większa liczba 'samców' w domu Hendersonów, unikała mnie. Czy to było ich hobby? Kto dłużej będzie unikać głupią Alex Darcy, aka: Żabcia? Jak tak, to Oliver już dawno przegrał.
-A żebyś wiedziała, że mam- zapewnił mnie.
-Okej, słucham- powiedziałam, obracając się w swoim siedzeniu, by na niego patrzeć.
-Hm...Tony i Jett to jeszcze dzieci i dla nich rozmawianie do dziewczyn to wielki grzech- rzekł Les, uderzając palcami o kółko. -Oliver widocznie cie lubił. Drew to pajac. Sawyer...on jest do nas wszystkich taki jest-
-Czyli raz zimny, raz ciepły? Chłopak ma poważne problemy z swoim charakterem- powiedziałam, jednak gdy słowa wyszły z moich ust od razu ich żałowałam. Nie miałam prawda tak mówić o Sawyer'rze.
-Sawyer nie zawsze był taki trudny, kiedyś...- Urwał się, marszcząc nos. Pokręcił głową, jego włosy znowu w nieładzie. -Nieważne. Beck po prostu nie wie jak się zachowywać przy dziewczynach. Nawet gdyby dziewczyna wykrzyczała mu w twarz, że go lubi, to by nie zrozumiał. Taki mądry, a za razem głupi- Powiedział, wracając do tematu.
-Vic?- Spytałam, unosząc brew. Victor był taki miły w dzień gdy przyjechałam do Burnsville, zdawało mi się, że z nim pierwszym się zaprzyjaźnię.
-Victor raczej cię nie unika. To ty go unikasz.- Zielone światło w końcu się zapaliło i Ford znowu ruszył.
-To nie prawda!- Zaprotestowałam.
-No ja nie wiem- Prychnął, uśmiechając się. -Czyli chowałaś się w swoim pokoju jak wystraszone dziecko?- Zapytał mnie.
-To nie prawda!- Powtórzyłam. Jednak wiedziałam, że ma racje. Nie sądziłam, że ktoś prócz Giny i Ben'a to zauważy.
-Czyli nie przeszkadza ci, że mieszkasz teraz w Testosteronville?- Uniósł brwi na drogę, ale było to kierowane na mnie. Zignorowałam to pytanie i wróciłam do naszego tematu.
-A może wiesz czemu Les Henderson mnie unikał?- Uśmiechnęłam się, ciekawa jego odpowiedzi. Les rzucił mi rozbawione spojrzenie. Jego uśmiech był po prostu zaraźliwy.
-Jestem onieśmielony twoją pięknością- odpowiedział po chwili. Nie mogłam powstrzymać tego, że moje policzki zaczęły się czerwienić. Chciałam to szybko ukryć, ale Les zdążył zauważyć moje rumieńce.
-Wstydzisz się prawdy?- Les zatrzymał samochód i odwrócił się do mnie.
-Często używasz takich tanich linii?- Odwróciłam jego uwagę od siebie. Dziwnie się czułam, gdy tak do mnie mówił i na mnie patrzał. Wszystko mi się przewracało w brzuchu. Nie fajnie. Oczy Les'a zaokrągliły się żartobliwie.
-Ranisz moje uczucia, Alex.- Chwycił się za serce, ocierając łzy.
-Jasne- Zaśmiałam się, wysiadając z samochodu. Nie do końca rozumiałam Les'a Hendersona.
-Poczekasz chwilę?- Les wsadził głowę w otwarte okno kierowcy i oparł łokcie na drzwiach. -Musze iść się przebrać- powiadomił mnie.
-Jasne, nie odjadę ci- zapewniłam go. Les posłał mi uśmiech i zniknął w drzwiach do kuchni. Siedziałam chwilkę, rozglądając się po samochodzie, nie było wiele do patrzenia, bo kartony zabierały tylne siedzenia i bagażnik. Les posiadał nowego Forda Fusion, produkowanego tylko w Ameryce. Hendersonowie mieli naprawdę dużo pieniędzy, jeśli mogli zafundować swojemu synowi te roczne, czarne cudo. Les wrócił ubrany w podarte dżinsy i popielatą bluzkę z napisem jakiejś kapeli, której oczywiście nie znikłam.
-Już jestem- powiedział Les, wsiadając do samochodu. Podałam mu kluczyki, które nadal trzymałam w dłoni, przez ten cały czas i Les odpalił silnik. Z głośników wydobyła się głośna muzyka, tak głośna, że szybko zakryłam uszy dłońmi. Les podskoczył w swoim fotelu i szybko wyłączył radio. Odsunęłam dłonie od swoich dzwoniących uszu.
-Przepraszam- powiedział, uśmiechając się głupio.
-Nic mi nie jest- powiedziałam, jednak chyba za głośno, bo Les odchylił głowę na bok i uśmiechnął się jeszcze szerzej. Les powiedział coś, ale ja nic nie słyszałam, miałam zablokowane uszy. Pokręciłam głową, sygnalizując, że nic nie słyszę. Les pochylił się do przodu i przyłożył ręce do mojej głowy. Jego palce powędrowały do moich uszów i zaczęły mnie za nimi masować. Jego dotyk był delikatny i ciepły, przypominało mi to o tym, gdy miałam problemy z spaniem, wtedy mama masowała mnie za uszami. Każdy ma takie słabe miejsce, gdzie przy dotyku zasypia. Moje miejsce było za uszami. Zamknęłam oczy, skupiając się na tym jednym miejscu. Czułam jak moje lewe ucho się odblokowało, po chwili przyszło prawe, ale Les nadal mnie masował.
-Okej, już jest lepiej- powiedziałam, chwytając go odruchowo za nadgarstki. Mój mózg widocznie pomyślał, że czas już do spania, miała ochotę zamknąć znowu oczy.
-Jesteś pewna?- powiedział, patrząc mi w oczy. Les miał bardzo duże oczy, raz czekoladowe, a potem zmieszane z złotą farbą. Raz po raz pojawiały się cieniutkie, zielone nitki, rozjaśniające jego oczy.
-Tak- kiwnęłam głową, puszczając jego nadgarstki. Les siadł z powrotem na swoje miejsce i przydusił na gaz. Spuściłam swoją szybę, pozwalając by zimny podmuch schłodził trochę samochód.
-To jak ci się podoba w Burnsville?- Spytał mnie Les po chwili, próbując zacząć jakąś rozmowę.
-Emmm...Jak na razie nie wiem- powiedziałam, szczerze. -Moje wycieczki były raczej limitowane do waszego domu-
-Naszego- poprawił mnie Les. Spojrzał na mnie szybko i się uśmiechnął. -To jest twój dom, tak samo jak mój, Alex.- Jego wzrok wrócił na drogę.
-Jestem raczej tylko tymczasowym utrapieniem- burknęłam, oglądając ulicę, przez którą teraz przejeżdżaliśmy. Śmiech Les'a dobiegł do moich uszów, zauważyłam, że często się śmiał. Nie zawsze w odpowiednim momencie.
-Drew sprawia, że nawet ja czuję się jak...utrapienie.- Les stanął na światłach i również otworzył swoje okno.
-Ale dla reszty nie masz wytłumaczenia- Burknęłam, przypominając, że większa liczba 'samców' w domu Hendersonów, unikała mnie. Czy to było ich hobby? Kto dłużej będzie unikać głupią Alex Darcy, aka: Żabcia? Jak tak, to Oliver już dawno przegrał.
-A żebyś wiedziała, że mam- zapewnił mnie.
-Okej, słucham- powiedziałam, obracając się w swoim siedzeniu, by na niego patrzeć.
-Hm...Tony i Jett to jeszcze dzieci i dla nich rozmawianie do dziewczyn to wielki grzech- rzekł Les, uderzając palcami o kółko. -Oliver widocznie cie lubił. Drew to pajac. Sawyer...on jest do nas wszystkich taki jest-
-Czyli raz zimny, raz ciepły? Chłopak ma poważne problemy z swoim charakterem- powiedziałam, jednak gdy słowa wyszły z moich ust od razu ich żałowałam. Nie miałam prawda tak mówić o Sawyer'rze.
-Sawyer nie zawsze był taki trudny, kiedyś...- Urwał się, marszcząc nos. Pokręcił głową, jego włosy znowu w nieładzie. -Nieważne. Beck po prostu nie wie jak się zachowywać przy dziewczynach. Nawet gdyby dziewczyna wykrzyczała mu w twarz, że go lubi, to by nie zrozumiał. Taki mądry, a za razem głupi- Powiedział, wracając do tematu.
-Vic?- Spytałam, unosząc brew. Victor był taki miły w dzień gdy przyjechałam do Burnsville, zdawało mi się, że z nim pierwszym się zaprzyjaźnię.
-Victor raczej cię nie unika. To ty go unikasz.- Zielone światło w końcu się zapaliło i Ford znowu ruszył.
-To nie prawda!- Zaprotestowałam.
-No ja nie wiem- Prychnął, uśmiechając się. -Czyli chowałaś się w swoim pokoju jak wystraszone dziecko?- Zapytał mnie.
-To nie prawda!- Powtórzyłam. Jednak wiedziałam, że ma racje. Nie sądziłam, że ktoś prócz Giny i Ben'a to zauważy.
-Czyli nie przeszkadza ci, że mieszkasz teraz w Testosteronville?- Uniósł brwi na drogę, ale było to kierowane na mnie. Zignorowałam to pytanie i wróciłam do naszego tematu.
-A może wiesz czemu Les Henderson mnie unikał?- Uśmiechnęłam się, ciekawa jego odpowiedzi. Les rzucił mi rozbawione spojrzenie. Jego uśmiech był po prostu zaraźliwy.
-Jestem onieśmielony twoją pięknością- odpowiedział po chwili. Nie mogłam powstrzymać tego, że moje policzki zaczęły się czerwienić. Chciałam to szybko ukryć, ale Les zdążył zauważyć moje rumieńce.
-Wstydzisz się prawdy?- Les zatrzymał samochód i odwrócił się do mnie.
-Często używasz takich tanich linii?- Odwróciłam jego uwagę od siebie. Dziwnie się czułam, gdy tak do mnie mówił i na mnie patrzał. Wszystko mi się przewracało w brzuchu. Nie fajnie. Oczy Les'a zaokrągliły się żartobliwie.
-Ranisz moje uczucia, Alex.- Chwycił się za serce, ocierając łzy.
-Jasne- Zaśmiałam się, wysiadając z samochodu. Nie do końca rozumiałam Les'a Hendersona.
Rozdział 7
Trochę Strachu
-To po co są te paczki?- Spytałam Les'a, otwierając bagażnik. Chłopak chwycił za jeden z cięższych kartonów.
-Tegoroczna
parada. Wiesz, świętowanie końca wakacji- powiedział Les, kierując się w
stronę budynku. Les zaparkował przy zielonym budynku z dużymi oknami i
solidnymi chodnikami, ułożonego z kolorowych cegieł. Les wytłumaczył mi,
że to jest ratusz. Kiwnęłam głową i chwyciłam za lekko podarty karton.
Pamiętałam, że Gina wspominała, że Les i Vic pomagają w jakiejś
paradzie, ale szczerze nie zwracałam uwagi. Już chciałam kierować się za
Les'em, ale moja kieszeń zaczęła wibrować. Postawiłam karton przy
samochodzie i wyjęłam komórkę z kieszeni dżinsów. Miałam jedną wiadomość
od Cat, miałyśmy się spotkać za niecałą godzinę. Otworzyłam wiadomość.
Hej,
A. Muszę przesunąć nasze spotkanie: ( Trace znowu wystawił mnie do
wiatru, a Lily jest chora i na mnie spadł obowiązek niańki -. -Mam
nadzieję, że to nie problem? :*
Przeczytałam
wiadomość i szybko wystukałam odpowiedź. Les czekał na mnie w drzwiach
ratuszu i raczej chciał szybko się pozbyć tych ciężkich kartonów.
Cześć. Nie ma sprawy. Napisz mi tylko w jaki dzień się mamy spotkać. A :) xo
Wsunęłam
telefon pośpiesznie z powrotem do swojej kieszeni i podniosłam karton.
Szybkim krokiem ruszyłam do Les'a, jego kartony wysuwały mu się z pod
ramion.
-Co jest?- Spytał, gdy byłam dosyć blisko.
-Cat nie może wyjść.- Wzruszyłam ramionami.
-To szkoda- odpowiedział, wchodząc do budynku. Jednak nie wyglądał jakby było mu smutno z tego powodu.
-Nie masz nic przeciwko, jeśli dotrzymam ci towarzystwa?- Ruszyłam za nim. W środku wszystko było bardzo elegancko.
-No nie wiem- Odpowiedział. Nie wiedziałam, czy znowu się ze mną droczy, lub mówi to na poważnie, bo nie widziałam jego twarzy.
-Pan
popularny nie miesza się z takimi osobami jak ja?- Les skręcił w prawo,
wchodząc w drzwi, które otwierały się do dużej sali, gdzie...było
wszystko. Na w prost było kilka platform, które były w różnych poziomach
robienia. Z lewej strony były stoliki z maszynami do szycia, a przy
nich kobiety w różnych wiekach. Koło nich stały stojaki z kolorowymi
strojami. Cała sala była jak fabryka karnawałowa.
-Żartowałem,
Alex- rzekł Les, gdy obydwoje postawiliśmy kartony przy jednej z
platform. Ta przedstawiała wyglądała mi na kawałek morza.
-Co
powiesz na to...-Pstryknął palcami, myśląc chwilę. -Skończymy
rozpakowywać samochód i pojedziemy nad jezioro. Tylko ty i ja?-
Uśmiechnął się. Okej, byłam zaskoczona. Miałam tylko na myśli normalne
rozpakowywanie tych kartonów.
-Nie musisz tego robić- powiedziałam.
-Ale ja chce- odpowiedział uparcie. -Zabieram cię nad jezioro i będziemy się świetnie bawić. Czy chcesz tego, czy nie, Alex-
Rozpakowaliśmy
kartony dosyć szybko. Les widocznie chciał się jak najszybciej zanurzyć
w zimnej wodzie. Słońce z godzinę, na godzinę paliło coraz więcej. Jak
skończyliśmy z ratuszem, pojechaliśmy do domu po stroje kąpielowe. Gdy
podjechaliśmy pod dom, Sawyer siedział na trawniku, przed motorem i
czyścił jakiś srebrną część.
-Yo!- Krzyknął Les, wysiadając z samochodu. Sawyer nawet nie spojrzał na niego.
-Siema-
burknął, ocierając pot z czoła. Jego skóra była lekko zaczerwieniona,
co oznaczało, że siedział na słońcu dłuższy czas i nie miał na sobie
kremu.
-Nałóż jakiś filtr, bo potem
będzie bolało- powiedziałam do niego, kierując się do domu. Sawyer
uniósł głowę i spojrzał na mnie z zmrożonymi oczami. Jednak jego
spojrzenie mnie nie ruszało, nie odwróciłam wzroku pierwsza, tylko on.
-Ej, idziesz?- Spytał Les. Stał w progu drzwi, oparty jednym ramieniem o ścianę.
-Tak, idę- odpowiedziałam, patrząc ostatni raz na Sawyera. O co mu chodziło?
Nie
byłam taka pewna czy mój wybór bikini od Kelly Brook był dobrym
wyborem, zwłaszcza, że wyglądał jak bielizna, albo to była tylko moja
opinia. Mogłam wybrać strój jedno częściowy, który leżał w mojej dolnej
szufladzie w szafie. Les spakował z sobą dwa ręczniki i jeden koc, oraz
kilka napoi. Gina, szczęśliwa, że gdzieś w końcu wychodzę z jednym z jej
synów, uszykowała nam przekąski. Widząc zaczerwienienie ciała Sawyer'a,
wzięłam butelkę filtru. Nad jeziorem było kilka rodzin. Les wytłumaczył
mi, że to jezioro jest jednym z mniej popularniejszych, ale on je
uwielbiał.
-Przyjeżdżamy tu co lato- powiedział, rozbierając swoje trampki. -Nie wiele można robić w wakacje z tak dużą rodziną-
Rozłożyłam
koc na piasku i siadłam, odczepiając zapięcie od swoich sandałów. Les w
tym samym czasie zdążył się już rozebrać. Miał na sobie ciemne brązowe
kąpielówki. Skończyłam rozbierać buty i zabrałam się za bluzkę i
spodenki. Gdy skończyłam, schowałam je do torby. Les przez cały czas
cierpliwie na mnie czekał. Patrząc na wyraz twarzy Les'a znowu pytałam
się, czy warto było ubrać te niebieskie bikini w paski.
-Wyglądasz
świetnie- powiedział, czytając mi w myślach. Uśmiechnęłam się i
ruszyłam w stronę wody. Przy brzegu było dużo dzieci, trochę dalej
pływało kilka dorosłych osób. Ogólnie nie było tłoku. Piasek był gorący
między moimi palcami, dlatego nie sądziłam, że woda będzie tak szokująco
zimna. Odskoczyłam do tyłu, gdy tylko moje stopy dotknęły wody.
-Ej,
ej. Spokojnie- powiedział Les, gdy na niego wpadłam. Chwycił mnie za
łokcie i pomógł przywrócić mi równowagę. Straszna ze mnie niezdara.
-Ja
chyba spasuję- powiedziałam, próbując wrócić na koc. Okej, nie wiem
czemu się zgodziłam na propozycję Les'a. Ja nie umiem pływać. Nigdy nie
miałam czasu na lekcje pływania.
-Co się stało?- Les mnie dogonił, obracając mnie w swoją stronę.
-Nie
mam ochoty pływać- odpowiedziałam szybko. -Wolę się poopalać- Zaśmiałam
się, nerwowo. Les kiwnął głową. Przez chwilę myślałam, że rozumie i da
mi spokój, ale on naprawdę był dobrym aktorem. W jednej chwili stałam
przed kocem, a w następnej byłam na ramieniu Les'a, niesiona do tej
niebieskiego koszmaru.
-Les, nie!- Krzyknęłam.
-Chciałaś dotrzymać mi towarzystwa, więc teraz się nie wymigasz- powiedział rozbawionym głosem. Woda sięgała już mu do pasa.
-LES!
PUŚĆ MNIE!- Wrzasnęłam, albo próbowałam. Zanim zdążyłam dojść do połowy
zdania, Les zrzucił mnie z swojego ramienia. Pochłonęła mnie woda,
niczym zimna kołdra, która się we mnie wplątała. Jak to mama mówiła?
Odbij się. Zrobiłam tak, gdy moje nogi uderzyły dno, odbiłam
się. Wynurzając się na powietrze, zaczęłam głośno kaszląc. Strasznie
paliło mnie gardło, a oczy szczypały. Owinęłam dłonie wokół szyi Les'a,
trzymając się do niego bardzo mocno. Schowałam swoją twarz w kąt jego
szyi, nadal lekko pokaszlując.
-Nie umiem pływać, Les- wydusiłam z siebie, mój głos cichy.
-Czemu
mi nie powiedziałaś?- Jego ręce były na jego bokach, robiące kółka.
-Nie, nie odpowiadaj. Powinienem sam się domyślić- powiedział złym
głosem.
-To nie twoja wina-
pokręciłam głową do jego ramienia. Les zaśmiał się cicho, gilgotałam go.
Obydwoje zaczęliśmy się śmiać, jego głowa na czubku mojej głowy.
-Ok-
powiedział Les, gdy przestaliśmy się śmiać. Ja chyba bardziej z
histerii. -Co powiesz na to, bym cię nauczył pływać, Alex? Chyba jest to
najwyższa pora- Spytał mnie, odgarniając włosy, które przykleiły się do
moich mokrych policzków.
-Z chęcią- rzekłam i mówiłam prawdę. Les uczący mnie pływania był świetnym pomysłem.
Rozdział 8
Potrzeba
Les wziął mnie na ręce jak panną młodą i
zaprowadził do brzegu. Okej, nie powiem, że mi się to nie podobało.
Les, był bardzo troskliwy i zaczynałam go coraz bardziej lubić, co wcale
nie było trudne. Nie każdy chłopak, starszy czy młodszy, z chęcią
nauczy szesnastolatkę pływać. O ile dobrze pamiętam, gdy byłam nad
jeziorem, oczywiście nie pływałam, to większość chłopaków chciało
ściągnąć staniki dziewczynom. Les siadł na brzegu, kładąc mnie na swoich
kolanach. Woda lekko uderzała o nasze nogi, lekko nas chlapiąc.
-To od czego chciała byś zacząć?- Spytał mnie, jego oddech powiewający moje włosy przy policzkach.
-Erm,
nie jestem pewna...-powiedziałam niepewnie. Starałam się ignorować
fakt, że byłam tak blisko Les'a. Okej, praktycznie dzisiaj zaczęłam
rozmawiać z nim porządnie, a już się martwię o to jak jest blisko. Byłam
świadoma faktu, że jego dłoń kojąco masowała moje kolano w kółkach.
-Co
powiesz na styl dowolny?- Odezwał się po chwili zamyślenia. -Obiecuję,
że nie dam ci się utopić- zapewnił mnie, śmiejąc się.
-Ej!-
Klepnęłam go w dłoń. -Ja tutaj zgadzam się na takie rzeczy, a ty się
naśmiewasz?- Spojrzałam na niego kontem oka. Les znowu się uśmiechał,
jakby było to jego hobby.
-Nie naśmiewam się!- Podniósł ręce do góry w swojej obronie, gdy rzuciłam mu mordercze spojrzenie.
-Serio?- Prychnęłam.
-Okej, okej. Już nie będę.- Les zrobił poker face, ale wiedziałam, że to go wiele kosztowało. Okej, chęci się liczą, nie?
-Dobra, to styl dowolny?- Spytałam, po chwili ciszy.
-Tak,
czyli kraul.- Les kiwnął głową. Bez słowa wstał, nadal trzymając mnie
na rękach, wszedł do wody, do puki sięgała mu do połowy torsu.
-Ufasz
mi?- Spytał mnie, z uniesionymi brwiami. Sama nie wiedziałam. Po tym
jak mocno trzymałam się szyi Les'a, nie byłam taka pewna. Les też to
zauważył i spojrzał na mnie z poważną miną. Wzięłam głęboki oddech.
Zachowywałam się jak dziecko. To była tylko woda? Co złego może się
stać? Mogę się utopić! Nie uśmiecha mi się na myśl tej ciemnej otchłani.
-Ugh...Erm,
ufam ci?- powiedziałam niepewnie. Nie, tak to nie powinno być. Les
pomyśli, że jestem tchórzem. -Ufam ci, Les- spróbowałam jeszcze raz, tym
razem bardziej stanowczo.
-Okej,
to teraz cię puszczę. Będziesz miała grunt, więc się nie zanurzysz.-
Powiedział, powoli mnie spuszczając, do puki nie stałam na własnych
nogach. -Nogi są jak silnik w motorówce, a dobra praca rąk zadziała jak
turbosprężarka- wytłumaczył mi. Musiałam unieść głowę do góry, by
patrzeć Les'owi w oczy. Słońce świeciło mi prosto w oczy, więc
przekryłam je dłonią. Gdy to nie podziałało, skupiłam się na patrzeniu
na jego szyję.
-Połóż się na brzuchu, ja cię będę trzymać, okej?- powiedział. Zrobiłam tak jak kazał, ręce Les'a pod moim brzuchem.
-Nogi muszą pracować na przemian, a tułów musi być skręcony...-
Słońce
zachodziło już na horyzoncie, a plażowicze powoli opuszczali plażę. Gdy
Les zaczął mi wszystko tłumaczyć, nauka poszła mi gładko. Zdarzyło mi
się kilka razy zanurzyć (Oczywiście, Les mnie ratował) lub napić wody,
ale ogólnie było dobrze i nawet mi się podobało. Pływałam sobie stylem
grzbietowym, jak na razie mój ulubiony, po jeziorze, trzymając się
blisko brzegu. Na razie nie ufałam sobie pływając na głębokiej wodzie,
było jeszcze za wcześnie. Zamknęłam oczy, dając się ponieść chwilę
wodzie. Do góry na dół, do gór...Zderzenie. Spuściłam nogi na dół i
obróciłam się do tyłu.
-Teraz
bawisz się w Alex nastoletnia tyranka?- Zaśmiał się Les, chwytając się
za brzuch. Jego ciało opaliło się przez te kilka godzin na słońcu, do
złotego koloru. Nawet jego włosy wyglądały trochę jaśniej.
-Nie- wybuchłam śmiechem.
-Mhm, jasne- powiedział Les, kręcąc głową. -To co, jedziemy do domu?-
-DREW!-
Wrzasnęłam, zasłaniając oczy dłońmi. Hendersonowie na pewno nie
wiedzieli jak to jest mieszkać z dziewczyną. A o zamkach na drzwi już
nie mówię. Na przykład w łazience nie było zamka. Przepraszam bardzo, ja
jako dziewczyna muszę czuć się bezpiecznie, gdy się kąpię. Ustaliliśmy,
że, gdy łazienka będzie zajęta, na klamce będzie położony czerwony
ręcznik. Drew widocznie postanowił tą zasadę ignorować i bez karnie
wszedł do łazienki, gdzie właśnie relaksowałam się w wannie pełnej
białej piany, by załatwić swoje sprawy. Oczywiście, wiedziałam, że
prędzej czy później to zrobi.
-Czego?-
Warknął Drew, jego nastawienie do mnie się nie zmieniło. Na szczęście
piana wszystko mi zakrywała, ale to nadal się znaczyło, że się nie
wstydziłam.
-Wyjdź!- krzyknęłam, gdy usłyszałam dźwięk rozpinania jego rozporka.
-Jak
coś ci nie pasuje, to wyjdź sama, kobieto- zaśmiał się. Ohyda, ohyda,
ohyda. I miał jeszcze tupet by przy tym gwizdać jakby nigdy nic. Okej,
muszę na serio porozmawiać z Giną o zakupieniu zamka do drzwi. A jak nie
to za każdym razem, gdy pójdę do toalety, będę robić blokadę. Było
wiele rzeczy, które potrafię znieść, ale to...Nie, to było za dużo.
Rzuciłam mordercze spojrzenie do ściany, wolałam nie patrzeć w stronę
toalety, i starając się by Drew nic nie zobaczył, owinęłam się w
ręcznik. Wyszłam z łazienki, nadal słysząc gwizdanie Drew, tak na pewno
był zadowolony. Czternastolatek wiedział jak mi zagrać na nerwach.
-Woha!- Usłyszałam za sobą. Obróciłam się szybko, spotykając zaskoczoną twarz Victora.
-Nie
mówi, że też w tym bierzesz udział? Może teraz pociągniesz mój
ręcznik?- Syknęłam w jego stronę. Nie mogłam zignorować faktu, że oczy
Victora wędrowały po moim ciele. Byłam świadoma, że mój ręcznik sięgał
mi tylko do połowy ud.
-Ja...ja,
er, ja nie wiem o co ci chodzi- zaciął się Vic, wyglądając niewygodnie.
Oderwał ode mnie oczy i spojrzał na wykładzinę. Jego policzki zrobiły
się koloru wiśniowych świeczek w moim pokoju. Pokręciłam głową i
powędrowałam do swojego pokoju. Byłam pewna, że każdy kto był teraz w
domu, usłyszał głośne trzaśniecie drzwi.
Gdy
się już uspokoiłam, ubrałam się w szare spodenki i t shirt z jakimś
napisem, który nie miał dla mnie żadnego znaczenia. Siadłam z powrotem
na łóżko. Wzięłam telefon z komody i zaczęłam pisać wiadomość to Cat.
Spotkamy się dzisiaj? :)
Jej odpowiedź przyszła do mnie natychmiast.
Jasne! Tylko gdzie?
Po chwili zastanowienia jej odpisałam.
Przyjedź do mnie ( : Zaciągnij Trace'a za ucho i niech cię przywiezie na 43 Victorian Drive.
Rozdział 9
Witaj W Domu Wariatów
-Alex, ktoś do ciebie!- Usłyszałam krzyk Tony'ego. Wyprostowałam
swoje skrzyżowane nogi, siedziałam po turecku przez dobre pół godziny,
czytając książkę na temat fotografii. Zostawiłam książkę na łóżku i
zeszłam na dół. Na korytarzu było słychać głośną, wściekłą muzykę,
która, byłam pewna, pochodziła z pokoju Sawyer'a. Na podłodze leżały
zabawki bliźniaków, różne figurki bohaterów i ciężarówki. Szerokim
łukiem minęłam niebieskie bokserki, które leżały na środku pokoju. Tony
siedział na schodach z plastikowym śrubokrętem i próbował wykręcić nim śrubki z jakiegoś kalkulatora. Gdy koło niego przeszłam, pięciolatek
uśmiechnął się do mnie z zamkniętymi oczami, ukazując braki w swoich
zębach.
-Wpuściłeś ją?- Spytałam go, schodząc z ostatnich
stopni. Wiedziałam, że to była Cat. Nikogo innego nie znałam, chyba, że harcerki sprzedające ciasteczka magicznie poznały moje imię. Tony
spojrzał na mnie, odrywając oczy od rozwalania kalkulatora i pokręcił
mocno głową. Kiwnęłam głową i ruszyłam w stronę drzwi, które były lekko
uchylone. Nawet nie zdążyłam do końca otworzyć drzwi, a miałam już Cat uwieszoną na mojej szyi.
-Hej- zaśmiałam się, próbując złapać równowagę. Przytuliłam jej z powrotem, kołysząc się z nią na boki jak małe dziecko.
-Darcy!-
pisnęła, trzymając mnie za ramiona. -Ale z ciebie laska!- Wydusiła z
siebie, uśmiechając się szeroko. -Gdzie się podziały twój aparat na
zęby?! Nie, głupia pytanie- Machnęła ręką, odrzucając moje próby na
odpowiedź. -Na serio wypiękniałaś. Te duże oczy, normalnie jak dwa
czekoladowe guziki. No i te nogi, normalnie jak dwa pasy startowe!-
Powiedziała, pokazując swoją dłonią na mnie. Nie mogłam się nie
uśmiechać na jej słowa, Cat zawsze potrafiła mi prawić komplementy, nawet
gdy nosiłam ten wielki, różowy aparat i miałam zęby jak u krokodyla.
Oczywiście Cat była tą ładniejszą z nas. Nie można powiedzieć, że nie
jest prawdziwą ślicznotką z jej czerwonymi falami, które teraz sięgały
jej za pępek. Była drobną dziewczyną z bladą cerą, dużymi malinowymi
ustami, delikatnymi rysami twarzy i zielonymi szmaragdami, oprawionymi w
parę długich rzęs.
-Spójrz na siebie. Kolesie w promilu
dwustu metrów pewnie padają na kolana, gdy cię widzą- powiedziałam,
znowu ją tuląc. -Trace już pojechał?- Spytałam ją, gdy się puściłyśmy.
Brat Cat był zawsze dla mnie ideałem brata, którego nie miałam.
-Ugh,
oczywiście, że tak- Cat wywróciła oczami. -Chwalił mi się, że ma randkę
z jakąś piękną blondynką. Pewnie jakiś pustak, ostatnio takie tylko
przyprowadza do domu.- Cat zasłoniła usta dłonią, udając wymioty. Znowu
zaczęłyśmy się śmiać z niczego. Musiałam się chwycić się za szafę na
buty, by nie stracić równowagi. Wystarczyło nam jedno spojrzenie na
siebie, by zacząć się śmiać, wtedy zazwyczaj kończyłyśmy na podłodze z
łzami w oczach. Wzięłam kilka głębokich oddechów, próbując normalnie
oddychać, ale wszystko zatrzymywało mi się w gardle i powracało z
głośnym śmiechem.
-Ok...- rzekłam, prostując się. -Haha, Cat
wstawaj- wybuchłam śmiechem. Cat siedziała na podłodze, z głową w swoich
kolanach. Jej ramiona lekko się trzęsły, sygnalizując, że nie
wytrzymała. Podeszłam do niej i podałam jej rękę, by pomóc jej wstać.
-Chodź,
napijemy się czegoś- powiedziałam, podnosząc ją na nogi. Cat kiwnęła
głową, ocierając swoje łzy. Weszłyśmy do kuchni, gdzie siedział Victor z
kanapką w dłoni.
-Hej- powiedział przez pełną buzię szynki i
chleba. Uśmiechnęłam się do niego, Cat pomachała lekko ręką i zaprowadziłam ją do stołu.
-Pomarańczowy, woda czy coś gazowanego?- Spytałam ją, wyciągając duże szklanki.
-Em...Może
być gazowany- Cat wzruszyła ramionami, rozglądając się po kuchni, ale
jej oczy co chwile lądowały w jedno miejsce, tam gdzie siedział Victor.
Nalałam nam coli do szklanek, wrzucając kilka kostek lodu. Postawiłam
szklanki na stole i siadłam obok Cat. Victor chyba zrozumiał naszą cisze
i skończył kanapkę wychodząc z kuchni. Kiedy drzwi się zamknęły, Cat
obróciła się w swoim krześle i spojrzała na mnie z wielkimi oczami.
-Ty
mieszkasz z Hendersonami?- Spytała mnie, patrząc na mnie z niedowierzaniem. Napiłam się coli, myśląc jak odpowiedzieć. -Dobra,
gadaj- powiedziała Cat, gdy nic nie powiedziałam.
-Okej...Mama
dostała jakieś ważne zlecenie, ale jest na krótki okres czasu, więc
nie warto było się znowu przeprowadzać, to znaczy przynajmniej nie we
dwie. Postanowiła mnie zostawić z jej przyjaciółką, Giną- Wzruszyłam
ramionami, ocierając palce o zimną powierzchnię szklanki.
-Czyli z bandą Greckich Bogów- Cat pokręciła głową z niedowierzaniem.
-Ta, jasne. Chyba pomocników szatanów- Zaśmiałam się krótko.
-Nuh-huh!
Wiesz, że wszystkie dziewczyny ci zazdroszczą? No może nie
wszystkie...Cała szkoła chce wiedzieć kim jesteś- poinformowała mnie
Cat. Okej, to raczej nie cieszyłam się z tego powodu, iż pewnie będę częstym powodem plotek, gdy rok szkolny się zacznie.
-To który to jest, ten co przed chwilą był w kuchni?- Spytała mnie Cat, pijąc swoją colę.
-Victor. Czwarty z Hendersonów-
-I jaki on jest?-
-Nie wiem, nie gada ze mną często.- Przyznałam prawdę.
-Szkoda, wygląda na miłego- Cat poklepała mnie po ramieniu.
-Też
tak myślałam, ale pozory chyba mylą- powiedziałam, opierając podbródek na
swojej dłoni. -Może cię przedstawię? Nie wiadomo co ci czasem zrobią,
jak pomyślą, że się włamałaś do domu- Zaśmiałam się. Zwłaszcza bliźniacy
mieli bujne wyobraźnie, a oni przy wpływie Drew byli najgroźniejsi z
całej ósemki.
Wdrapałyśmy się
na górę, gdy skończyłyśmy swoje napoje. Victor chyba ostrzegł wszystkich
chłopaków, że mam koleżankę w domu, bo w domu było cicho. Najpierw
zapukałam do Olivera, który siedział na podłodze i czytał jakieś
komiksy.
-Siema- powiedział, gdy oderwał oczy od swoich gazet. Uśmiechnął się do mnie, wstając z podłogi.
-Hej- przywitała się Cat, wpychając głowę w szparę miedzy drzwiami a ścianą.
-Erm..siema-
powtórzył Oliver, widocznie się czerwieniąc. Cat przecisnęła się przeze
mnie i podeszła do Olivera, by uścisnąć jego dłoń.
-Jestem Cat-
-Oliver- odpowiedział Henderson. Gdy zamknęłam jego drzwi, powiedziałam do Cat.
-Chyba
masz małego adoratora- zaśmiałam się, idąc dalej. Nie wiedziałam, kogo
drzwi były następne, więc zapukałam i je lekko uchyliłam.
-Spierdalaj!-
wrzasnął czternastolatek, rzucając w moją stronę piłkę bejsbolową.
Zatrząsnęłam szybko drzwi, zanim piłka zdążyła mnie uderzyć.
-To był pokój Drew- powiedziałam, uśmiechając się przepraszająco.
-Ale miły- Cat warknęła do drzwi, ciągnąc mnie za rękę do następnego pokoju.
-Może
tu nie wchodźmy?- powiedziałam, wiedząc, że to pokój Sawyer'a, po
głośnej muzyce za drzwiami. Zanim Cat zdążyła coś powiedzieć, Gina
pojawiła się na górze schodów i klasnęła w ręce, zadowolona.
-Nie
wiedziałam, że mamy gości!- Podeszła do nas, chwytając rękę Cat w swoje
dwie. -Witaj- powiedziała, między uściskami. Gina miała dzisiaj związane
włosy w wysoki kucyk, kilka kosmyków zdążyło uciec, pewnie od ciężkiej
pracy w ogródku. Nie widziałam sensu do pielęgnowania kwiatów, gdy...No
miała osiem synów, którzy grając w frisbee, sądzili, że to nic gdy
wepchną cię w błoto.
-Gina, to jest Cat- rzekłam.
-Dzień dobry, pani Henderson- przywitała się moja czerwonowłosa koleżanka.
-Mów
mi Gina, złotko.- ścisnęła jej ramię, patrząc między nas. -To co
powiedzie na grilla? Ben tylko umie serwować spaleniznę, ale Beck na
pewno ucieszy się na odpalenie naszego potwora-
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz