piątek, 27 lipca 2012

Rozdziały 20 - 24



Rozdział 20 
Zdjęcie

- Za pół godziny będą pokazy ogni- powiedział Sawyer, wieszając dwa małe lampiony na gałęziach, znajdujących się tuż nad nami. Położyłam się na kocu, opierając się na łokciach.
- Kto powiesił tutaj tą huśtawkę?- spytałam, wskazując głową w jej stronę. Nie było w niej nic ślicznego, tylko kawałek drewna przywiązany dwoma sznurami, które pewnie były kiedyś białe.  Sawyer usiadł obok mnie, krzyżując swoje długie nogi w kostkach.
- Rodzicie taty- odpowiedział, patrząc na obiekt naszej rozmowy. - Dziadek przyprowadził tu babcię na randkę i zrobili tą huśtawkę- wzruszył ramionami, uśmiechając się. - Gdy skończyli, wygrawerowali swoje imiona na siedzeniu- dodał. Wstałam z koca i kucnęłam przed huśtawką. W prawym rogu w nierównych literach były imiona dziadków Sawyer'a.
- Finn i Lisa- przeczytałam na głos, przelatując palcami po imionach. Uśmiechnęłam się. Było to takie romantyczne. Kolejny napis zwrócił moją uwagę. - Ben też tu przyprowadził Ginę?- spytałam Sawyer'a, patrząc na niego za ramię. Chłopak uniósł brwi w geście zaskoczenia. Wstał i podszedł, zaglądając przez moje ramie.
- Nie zauważyłem tego- powiedział, marszcząc nos. - Chociaż pamiętam, że mama kiedyś o takim czymś wspominała...
- Ale ty nie zwracałeś uwagi- skończyłam za niego, śmiejąc się.
- Staram się unikać tych wszystkich opowieści z ich życia- wyjaśnił na swoją obronę. Siedliśmy z powrotem na kocu, patrząc na migające światła Burnsville.
- Czemu?- spytałam, obracając głowę w jego stronę. Sawyer milczał przez chwilę.
- Nie mam pojęcia, Alex- odpowiedział w końcu, wzdychając. W tym momencie zadzwonił jego telefon . Uniosłam brwi.
- Jesteś pewny, że nas nie szukają?- zapytałam, gdy Sawyer zaczął szukać telefonu w swoich kieszeniach.
- Nie- westchnął, wyjmując swój lśniący blackberry. Spojrzał na ekran, zastanawiając się, czy odebrać. Po chwili zastanowienia przyłożył telefon do ucha. Postanowiłam nie podsłuchiwać jego rozmowy, więc zaczęłam wsłuchiwać się w muzykę, która grała cicho z radia. Po plecach przeszły mi ciarki, gdy  poczułam zimny powiew wiatru na moich odkrytych ramionach. Teraz, gdy słońce już zaszło, było czuć jak temperatura spada.
- Alex?- usłyszałam głos Sawyer’a, który wyrwał mnie z rozmyślań.
- Hmmm?
- Chodź tu- powiedział. Słuchając muzyki nie zauważyłam, że skończył rozmawiać przez telefon. Nie raz naprawdę potrafię się całkowicie wyłączyć.
- Jest ci zimno- stwierdził. W mojej nieuwadze nie zauważyłam, że Sawyer wyciągnął kolejny koc.
- No może trochę- przytaknęłam mu. Chłopak rozłożył materiał i przykrył się nim. Usiadłam obok niego, kładąc głowę na jego ramieniu. Brunet okrył mnie drugą warstwą koca, przytulając mnie do siebie.
- Jutro jest impreza u Rayne’a. Chciałabyś ze mną pójść?- spytał po chwili.
„Kto to Rayne?” zmarszczyłam czoło, zastanawiając się kim jest.” Rayne, Rayne, Rayne…” poznałam go w klubie, gdy Sawyer mnie tam zabrał. Rude włosy i piegi na nosie. Był tam jeszcze Caleb, ale nie mogłam go dopasować do twarzy, które ujrzałam odkąd przyjechałam do Burnsville.
- Jasne- odpowiedziałam, przypominając sobie, że Sawyer czeka na moją odpowiedź. Wtuliłam się w niego, rozglądając się po raz setny w widok przed nami. Zauważyłam jakieś zdjęcie, które leżało tuż koło moich stóp. Pochyliłam się do przodu, chwytając fotografię, która zapewne przeznaczona była na paszport.
- Kto to?- spytałam, pokazując Sawyer’owi zdjęcie. Chłopak spojrzał na nie, a jego oczy zaokrągliły się jak dwie monety.
- Nikt ważny- odpowiedział, próbując mi je zabrać . Zerwałam się na równe nogi, uciekając od niego. Spojrzałam jeszcze raz na zdjęcie, cofając się do tyłu.
- Alex, to nie śmieszne- powiedział, wstając.
- Zgadzam się- mruknęłam, zagryzając wargę. Na zdjęciu był chłopak z włosami koloru słomy. Miał bladą karnację i kolorowy aparat na zęby.
- Alex- powtórzył Sawyer. Cofnęłam się jeszcze dalej. Nie wyglądał mi na nikogo, kogo znałam. Dopiero, gdy mój wzrok powędrował na jego oczy. Te blade, duże, niebieskie oczy. Ten chłopczyk na zdjęciu to był Sawyer!
- Aww!- Pisnęłam, zanim zdążyłam się powstrzymać.
- Śmiej się ile chcesz.- Warknął, zaciskając zęby. Nawet w takim świetle, widziałam jak jego policzki zaczynają się czerwienić.
- Ile lat miał ten przystojniak?- spytałam w końcu, nie wiedząc czemu się wstydził.
- Sześć. Możesz mi je oddać?- Sawyer wystawił swoją dłoń. Dopiero teraz do mnie dotarło, że nasze role się obróciły. Tym razem to on się rumienił. Drugi raz tego dnia. Przy jego bladej karnacji, zaczerwienione policzki były jak neonowe światło. Zamiast oddać mu zdjęcie, podeszłam do niego, stanęłam na palcach i pocałowałam go  wzdłuż linii jego szczęki. Następnie przyłożyłam swoje wargi do jego policzka, czując jego ciepło.
- Wiesz, na pierwszy rzut oka, nie powiedziałabym, że to ty- rzekłam, przyciskając twarz do jego szyi.
- Czemu?- spytał. Spojrzałam na niego spod swoich rzęs. Patrzył na mnie z uniesionymi brwiami. Takie łatwe pytanie, a już nasze role zmieniły się do ich dawnego stanu.
- No...No wiesz- wzruszyłam ramionami.
- Nie, nie wiem, Alex- odpowiedział Saw, a kąciki jego ust uniosły się ku górze. Moje policzki zaczęły palić, oznajmiając wizytę rumieńca.
- Wiesz- odparłam.
„Wiesz, że jesteś tak przystojny, że nawet ja nie mogę tego przyznać.” zamiast mu tego powiedzieć, stanęłam na palcach, objęłam go wokół szyi i pocałowałam. Do trzech razy sztuka, tym razem ja. Sawyer wydał z siebie pomruk zadowolenia i chwycił mnie za biodra, przybliżając do siebie.
- Powiesz mi potem- stwierdził. Zaśmiałam się w jego usta i kiwnęłam głową, chociaż nie miałam takiego zamiaru


Rozdział 21 
Gina 

Ella zamruczała na moich kolanach, próbując zwrócić moją uwagę. Pogłaskałam kotkę po jej rudej główce, przewracając stronę w książce wolną dłonią. Oliver leżał obok mnie, skoncentrowany na swojej konsoli. Lubiłam z nim spędzać czas, chociaż nie zawsze do siebie rozmawialiśmy, nam to pasowało.
-Idę na dół- oznajmiłam po chwili, odkładając książkę na  bok. Ella wskoczyła na brzuch Olivera, obracając się kilka razy dookoła położyła się na wybranym miejscu i zamknęła oczy. Oliver uniósł wzrok i spojrzał na Ellę, zirytowany.
-Pięknie. Czy ona nie widzi różnicy między poduszką, a czyimś brzuchem?- westchnął. Spojrzał na mnie pytająco, czekając na jakąś pomoc.
-Jestem pewna, że dojdziecie do porozumienia- zaśmiałam się, otwierając okno, by wpuścić trochę świeżego powietrza. Oliver spojrzał na mnie morderczo, po czym wrócił do swojej konsoli, kompletnie ignorując rudą kulkę sierści na jego brzuchu.
-Zaraz wrócę- powiedziałam, wychodząc z pokoju. Godzina była jeszcze wczesna, prawie jedenasta, ale większość Hendersonów spędzała ten dzień na dworze, lub na mieście, gdzie cały karnawał nadal grał. Dlatego, gdy szłam w stronę schodów, usłyszałam jak ktoś kaszle w łazience. Podeszłam do otwartych drzwi, marszcząc czoło.
-Nic ci nie jest, Gina?- Spytałam, widząc ją siedzącą na podłodze obok ubikacji.
-Nie, nic się nie stało- odpowiedziała, wstając z podłogi. Wyglądała na strasznie bladą, co powodowało, że czarne cienie pod jej oczami były bardzo widoczne.
-Pewnie zjadłam coś niedobrego- zapewniła mnie, pukając sobie usta wodą z kranu.
-Powinnaś się położysz. Wyglądasz okropnie- powiadomiłam ją, opierając się o ścianę. Gina uniosła głowę z nad umywalki i spojrzała na mnie w lustro. Na jej ustach pojawił się słaby uśmiech, który nie docierał ani trochę do jej oczów.
-Czterdziestoletnia kobieta nie koniecznie chce to słyszeć- odpowiedziała, podciągając nosem. -Mam ósemkę synów, a od ani jednego wczoraj nie usłyszałam, że wyglądam ślicznie. Zapomniałam ich wytresować, sama widzisz po ich zachowaniu. Przynajmniej jest jeszcze Ben.- Oblała sobie twarz wodą, wcierając w nią dłońmi. Nie patrząc na mnie, chwyciła za puszysty, biały ręcznik i wytarła sobie nim twarz. Tutaj nie mogłam zaprzeczyć, jej synowie byli jak banda nie opanowanych małp.
-Masz rację, odpuszczę sobie dzisiaj i pójdę się położyć- powiedziała, mijając mnie w drzwiach. -Mogłabyś powiedzieć to Benowi? Chłopcy chcieli ze mną iść na tą karuzelę z dinozaurami, ale pewnie jak nawet ją zobaczę, to sama jakiegoś dinozaura z siebie wyduszę-
-Nie ma sprawy- Gina ścisnęła lekko moją dłoń, uśmiechnęła się wdzięcznie i poszła do swojej sypialni.


Rozdział 22 
U Rayne'a Część 1 

Mimo tego, że protestowałam, Sawyer i tak nalegał, abyśmy pojechali jego motorem. Czułabym się bezpieczniej w wannie pełnej piranii. Nie rozumiem jak Sawyer może mieć odwagę jeździć na takim czymś. Nie kręciła mnie ta niebezpieczna prędkość, ani wiatr w włosach. Gdy jechaliśmy do domu Rayne'a, miałam ochotę wskoczyć w ognisko, było mi tak zimno. Miałam na sobie tylko spodenki z ciemnego dżinsu i błękitną bluzkę, która spadała mi z jednego ramiona. Sawyer zaparkował między dwoma samochodami i pomógł mi zejść.
- Wow- mruknęłam, patrząc na willę przed sobą. - Rayne jest...
- Nadziany- skończył za mnie Sawyer, chwytając moją dłoń. Kiwnęłam głową, idąc za nim w stronę głośnej muzyki. Przed wjazdem do domu stało tyle aut, że zaczęłam się zastanawiać jak potem wszyscy wyjadą. Na przednim ogródku stało kilka osób z czerwonymi kubkami, niektórzy byli oparci o brązowe ściany domu, wtuleni.
- Siema- powiedział Rayne, zjawiając się w drzwiach domu.  Sawyer przywitał się z swoim przyjacielem. Organizator imprezy zdjął swoje okulary przeciw słoneczne, patrząc na mnie z jedną rudą uniesioną brwią.
- Nie sądziłem, że cię tu zobaczę- przyznał, obejmując mnie w uścisku.
- Co masz na myśli?- spytałam. Rayne spojrzał na Sawyer'a, który stał za mną i potem znowu na mnie.
- Nie, nic- uśmiechnął się. Miałam ochotę spytać się go, o co mu chodziło, ale Rayne musiał to zobaczyć w moich oczach i zaczął się kierować w stronę innych gości.
- Napijcie się czegoś, Caleb dzisiaj ma pełne ręce roboty. Zobaczymy się potem- powiedział szybko, zakładając z powrotem swoje okulary. - Chantelle, kochanie! Świetnie wyglądasz!- krzyknął do blondynki, która rozmawiała z swoją koleżanką.
- O co mu chodziło?- Zwróciłam się do Sawyer'a .Ten jednak wzruszył  tylko ramionami i kazał mi wejść do środka. Po korytarzu było widać, że matka Rayne'a ma bardzo dobry gust. Długie, śnieżnobiałe firany, mięciutkie wykładziny i ciemne meble świetnie zgrywały się z jasnymi ścianami. Sawyer poprowadził mnie do salonu. Caleb stał za barem, rozmawiając z rudowłosą dziewczyną, która śmiała się z tego co powiedział.
- Hej, Sawyer i... koleżanka, której imię zapomniałem- przywitał się Caleb, zauważając bruneta.
- Alex- podpowiedział Sawyer, opierając się o blat baru.
- Wiedziałem.- Chłopak uśmiechnął się. Sawyer chciał mu coś powiedzieć, ale zatrzymał się i odwzajemnił jego uśmiech.
- Ja bym ją na twoim miejscu pilnował, Saw. Zaraz jacyś kretyni będą ją podrywać. Z takimi nogami to się nie dziwię.- Zaśmiał się Caleb, puszczając mi oko. - To co chcecie?-
- Dla mnie cola z lodem- powiedziałam, zakrywając trochę twarz włosami, by nie zauważyli moich rumieniących się policzków.
- Piwo, tylko w butelce.- Sawyer zignorował komentarz przyjaciela.
- Ten chłopak przez ciebie zwariuje- Caleb zwrócił się do mnie, a ja zdążyłam zauważyć w jego oczach rozbawienie, zanim zaczął nalewać nasze napoje.
- Nie prawda.- Westchnęłam, wywracając oczami.
- Jako jego dziewczyna jest to twój obowiązek- zażartował.
- Zamkniesz się już?- wtrącił Sawyer, ale na jego ustach był namalowany mały uśmiech. Czyli tylko mnie to nie śmieszyło? Świetnie. Wzięłam swój napój, rzucając szybkie dzięki do Caleba i zaczęłam iść na dwór. Sawyer dogonił mnie w połowie drogi.
- Przepraszam za niego- powiedział, zanim przyłożył butelkę piwa do swoich ust.
- Nic się nie stało.
- Caleb ma to do siebie, że potrafi każdego zdenerwować- dodał Sawyer. Wyszliśmy na dwór, gdzie większość imprezy się znajdowała. Ogródek był gigantyczny z basenem na samym środku. Dużo osób siedziało na brzegu, rozmawiając z swoimi kolegami. Kilka osób było w wodzie, większość chłopaków, którzy straszyli dziewczyny, lub próbowali im rozebrać część ich stroju kąpielowego. Trochę dalej był dach z patio, gdzie mieściła się mała scena na której kapela grała jedną z letnich piosenek. Cały parkiet był zapełniony tańczącymi ciałami. Po całym ogródku były rozsadzone stoliki, na niektórych stały chłodzone napoje.
- Sawyer!- spojrzeliśmy oboje w stronę basenu, gdzie wołał go młodszy chłopak w czerwonych kąpielówkach. Jego włosy były ułożone sporą ilością żelu.
- Kto to?- spytałam, patrząc na blondyna. Sawyer napił się swojego piwa i zaczął iść w jego stronę. Gdy był dość blisko, chłopak rzucił się na niego, w próbie powalenia go na ziemię.
- Kurde, nigdy się nie udaje- mruknął, gdy Sawyer nawet nie drgnął.
- A co się dziwisz, Jess. Sawyer jest jak ściana- zaśmiał się chłopak, który był w basenie. Jego oczy powędrowały do mnie i uśmiechnął się, ukazując dwa dołki. - A ty piękna, co tutaj robisz?- spytał mnie, kładąc ręce na brzegu i położył na nich brodę.
- Jest ze mną, Mason- powiadomił go Sawyer, czochrając włosy Jessie'go. Chłopak wziął krok do tyłu i zaczął poprawiać sobie włosy.
- Nie fajnie, Saw. Psujesz mi mój styl- prychnął, mrużąc oczy.
- Ciekawe jaki- Mason wybuchł śmiechem. Chłopak miał czarne włosy, które były dokładnie obcięte, blisko jego głowy. Brunet był przystojny, nie można powiedzieć, że nie. Jego oczy były koloru intensywnej zieleni, ale to była jedyna rzecz, która była powodem, że przyciągał wzroki dziewczyn. Poruszał się z taką leniwą manierą. Jego rzęsy były długie i miałam wrażenie, że przez nie powieki mu lekko spadają, jakby był niewyspany.
- Jessie, co ja ci mówiłam?- usłyszałam głos za swoimi plecami.Dziewczyna była w wieku Sawyera z platynowymi włosami, obciętymi do jej łopatek. Machała tak mocno biodrami, że myślałam, że zaraz jej się połamią. Po tym jak chodziła było widać, że wie jaki efekt ma na mężczyznach. Wysokie policzki, pełne, czerwone usta, twarz w kształcie serca i zielone oczy, które oprawiały pomalowane rzęsy. Jej niewiarygodnie chude ciało tuliła skórzana spódniczka i ciemny filetowy gorset. Z swoimi czarnymi szpilkami wyglądała jak egzotyczny kwiat pośród innych gości Rayne’a.
- To, że nie masz używać tyle żelu- odpowiedziała, kładąc czerwone paznokcie na swoje prawe biodro.  – Wyglądasz jakbyś miał trawnik na głowie- westchnęła.
- Daj dzieciakowi spokój- wtrącił Sawyer. Dziewczyna na niego spojrzała i na jej czerwonych ustach pojawił się radosny uśmiech.
- No kogo my tu mamy- zamruczała, wystawiając ręce w jego stronę. Sawyer bezmyślnie wszedł w jej ramiona, okrążając rękoma jej biodra i kładąc brodę na jej ramieniu.
- Myślałam, że cię nigdy nie zobaczę- powiedziała, gdy ją puścił. Wzięła krok do tyłu, patrząc na niego od dołu do góry.
- Nawzajem- zaśmiał się chłopak. Mason był w basenie, Jessie to ten z ułożonymi włosami. A kim była ona? Sawyer mi o niej nie opowiadał. W tym momencie blondynka zwróciła się w moją stronę.
- O, nie zauważyłam cię- powiedziała, odwracając się w moją stronę. Mało wiarygodne, zgadłam, patrząc na uśmiech, który nie wyglądał mi na przyjacielski.
- To Alex, dziewczyna Sawyera- wtrącił Mason, zanim zdążyłam się odezwać. Czemu wszyscy myślą, że jestem jego dziewczyną? Przyprowadził mnie tutaj jako kolega, prawda? Chyba. Ale przyjaciele nie całują się w usta. Przynajmniej, nikt mnie o tym nie poinformował. Ignorując Masona, podałam dłoń w stronę dziewczyny. Ona zamiast ją przyjąć, weszła w moją przestrzeń i objęła mnie, dając mi całusa w policzek.
- Cześć. Jestem Willow albo Will, jak wolisz.
- Alex. Nie jestem dziewczyną Sawyer’a- odparłam, odzyskując swoją przestrzeń.
- Ależ oczywiście, że nie jesteś- zaśmiała się, jakby to był jakiś żart. – No, ale jesteś inna niż te wszystkie... dziewczyny- mruknęła, spoglądając na Sawyer’a kątem oka. Jak zwykle nie wiedziałam o co chodzi, ale to nie była pora na wypytywanie bruneta.
- Ej, Alex!- Mason zwrócił moją uwagę.
- Tak?
- Co powiesz na pływanie? Woda jest wspaniała!- krzyknął uradowany, uśmiechając się zapraszająco. Bez zastanowienia pokręciłam głową.
- Czemu nie?- spytał, unosząc brwi w zaskoczeniu.
- Nie mam stroju- wytłumaczyłam mu.
- Ale to nie problem. W bieliźnie też się da.- Machnął ręką, jakby mój powód był idiotyczny, dalej mnie nakłaniając.
- Nie, dziękuję- zaśmiałam się, czując się niezręcznie. Nie byłam raczej na tyle odważna by pływać w swojej bieliźnie, nie przy takiej liczbie osób. Nawet, gdybym była tylko z jedną osobą, nie zrobiłabym tego. Wstydzę się.
- Oj, no nie bądź taka- Mason zrobił smutną minę. Zanim jednak zdążyłam znowu mu odmówić, ktoś chwycił mnie za biodra i uniósł mnie do góry, prowadząc do krawędzi basenu.
- Puść mnie- powiedziałam spokojnie. Wcale się nie zdziwiłam, że był to Sawyer. Lubił się droczyć. Ale naprawdę nie sądziłam, że wrzuci mnie do tego basenu. Myliłam się. Mój krzyk został pochłonięty przez wodę, gdy ten mnie puścił. Teraz naprawdę byłam wdzięczna za lekcje pływania Les’a. Zamiast wynurzyć się z wody, panikując, odepchnęłam się od dna i podpłynęłam do krawędzi. Otarłam oczy, unosząc głowę.
- Saw, nie fajnie- zacmokał Mason. Zignorowałam jego rozbawiony wyraz twarzy i zaczęłam wychodzić z basenu. Moje spodenki ważyły tonę, a niebieska bluzka przylegała mi do pleców. Kiedy Sawyer wrzucił mnie do wody, zgubiłam swoje japonki. Nie obchodziło mnie to. Ominęłam Sawyer’a szerokim łukiem, biegnąc w stronę domu. Nie wiedziałam czy być na niego zła, czy zaskoczona. Wiem, że nie wiedział, że jestem początkującym pływakiem, ale powiedziałam, że ma mnie puścić. Pewnie nie widział w tym żadnego problemu, że nie mam kostiumu i postanowił zaoszczędzić mi wchodzenia do basenu. Tak, jasne. Pokręciłam głową, idąc przez korytarz. Zamyślona nie zauważyłam gdzie idę i zanim zdążyłam się zorientować, zahaczyłam o kogoś.
- Ej, ej- Rayne chwycił mnie za ramiona, śmiejąc się. – Gdzie ci się tak śpieszy?- spytał.
- Emm..- zaczęłam, nie wiedząc co dalej powiedzieć.
-Jesteś cała mokra- uniósł brwi, zdając sobie z tego sprawę.
- Tak, wrzucili mnie do basenu- odparłam, ocierając twarz, ale ta czynność okazała się do niczego, gdyż ręce też miałam mokre.
- No, stało się. Nie możemy cofnąć czasu. Następnym razem bij zanim cię puszczą- poradził mi.
- Mogę się jakoś wysuszyć?- spytałam, rozglądając się po korytarzu. Kilka osób rzuciło mi współczujące spojrzenia, a potem wrócili do swoich zajęć.
- Jasne. Łazienka jest u góry, czwarte drzwi na lewo, a jeśli ta zajęta to pierwsze na prawo. W szafkach są czyste ręczniki i suszarka- kiwnął głową, prowadząc mnie w stronę schodów. – Idź się wysuszyć, a ja ci przyniosę coś do przebrania.
- Dzięki- powiedziałam.
- Nie ma sprawy. A teraz idź, wyglądasz jak siedem nieszczęść- Rayne popchnął mnie lekko na schody.
- A co z podłogą? Ktoś może się poślizgnąć- Zatrzymałam się, patrząc na posadzkę.
- Załatwię to- odpowiedział. – Idź, zanim sam cię tam zaniosę.
- Ok, ok- odparłam, chwytając się czarnej poręczy. Zaczęłam iść powoli po krętych schodach, omijając przy tym osoby, które na nich stały. Wpierw sprawdziłam czy łazienka po prawej jest zajęta. Na szczęście nie była. Nie chciałam zostawiać mokrych odcisków moich stóp na wykładzinie. Podeszłam do umywalki i puściłam ciepłą wodę, by zmyć makijaż, który mi spływał po policzkach. Rayne miał rację, wyglądałam jak siedem nieszczęść, mimo że nałożyłam minimalną dawkę makijażu. Złożyłam razem ręce i położyłam je pod strumień wody, a następnie oblałam sobie twarz, wcierając swoje czarne oczy. Włożyłam korek, by trochę ciepłej wody naleciało do umywalki. Kątem oka zauważyłam, że ktoś wszedł do łazienki. Nie zamknęłam drzwi.
- Alex, przepraszam cię. Zachowałem się jak głupek- zaczął Sawyer, podchodząc bliżej mnie. Spuściłam wzrok na strumień letniej wody. Brunet położył rękę na umywalkę, opierając się bokiem.
- Powinienem cię wtedy puścić, ale wiesz...- nie zdążył dokończyć, gdyż skorzystałam z  chwili jego nieuwagi, włożyłam rękę do wody i skierowałam falę wody w jego stronę. Sawyer odskoczył, ale zanim zdążył to zrobić, ochlapałam jego twarz i małą część jego koszulki w paski. Wybuchłam śmiechem, patrząc na jego wyraz twarzy. Wyglądał jak niezadowolony kot. Mój śmiech przeobraził się w pisk, gdy chłopak odpłacił mi tym samym. Odskoczyłam, patrząc na niego z otwartymi ustami.
- To nie fair- mruknęłam, kręcąc głową. Ochlapałam go jeszcze raz, ale Sawyer był tym razem przygotowany i odsunął się w porę, by woda z mojej dłoni uderzyła w ścianę. Zaśmiał się i ochlapał mnie jeszcze raz. Zamknęłam oczy, ocierając wodę z mojej twarzy. Sawyer chwycił mnie za biodra i przyciągnął do siebie.
- Poddaję się- powiedział, uśmiechając się. Wziął kosmyk moich włosów i założył je za moje prawe ucho.
- Nie, nie wolno- przekręciłam głowę na bok, próbując dosięgnąć umywalki. Sawyer to zauważył i chwycił moją rękę, splatając swoje palce w moje.
- Przepraszam- wyszeptał mi w ucho. Jego usta powędrowały do mojego prawego policzka, składając na nim małe pocałunki. Nie powinien tak robić, zwłaszcza gdy przepraszał. Nie mogłam się wtedy skupić, ani być na niego zła. W sumie to nawet nie byłam. Może trochę zaskoczona, ale na pewno nie zła.
- Przeprosiny przyjęte- odpowiedziałam, zamykając oczy. Jego wargi powędrowały do moich ust, ale zanim zdążył mnie pocałować, przerwało nam pukanie w drzwi. Sawyer warknął cicho, niezadowolony, że ktoś nam przeszkadza. Wywróciłam oczami i spojrzałam za jego ramię.
-Przyniosłem coś suchego- Rayne położył rzeczy na krawędzi wanny, idąc do wyjścia od tyłu. –Możecie kontynuować- powiedział, uśmiechając się. Sawyer przyłożył swoje czoło do mojego, śmiejąc się cicho.
- To możemy kontynuować?- spytał.
- O, nie, nie- odparłam, wykręcając się z jego objęć. – Jestem mokra i muszę się przebrać, więc wynocha- wskazałam na drzwi, ale z trudem. Sawyer widocznie nie chciał iść, bo oparł się o ścianę i skrzyżował ręce.
- Ok, poczekam.
- Nie, musisz wyjść.
- Nie chce mi się.
- Sawyer, wyjdź- wydusiłam z siebie, biorąc rzeczy, które przyniósł mi Rayne. Chłopak pokręcił tylko głową, robiąc mi na złość.
- Bo zacznę się rozbierać- powiedziałam, patrząc na niego z udawaną powagą. Sawyer w odpowiedzi wzruszył ramionami, jakby go nic to nie obchodziło. Nie wiem czemu nagle miałam taką odwagę, ale zrobiłam to.
- Dobra- prychnęłam. Chwyciłam za bluzkę, podnosząc ją pomału do góry. Mokry materiał odkleił się od mojego brzucha, spoczywając w moich paznokciach. Nienawidziłam ściągać mokrych ciuchów. Złapałam wzrok Sawyer’a, który uniósł brwi. Ani rusz. Podniosłam koszulkę jeszcze wyżej, nad pępek. I jeszcze trochę. Pomału, aż nie dotarłam do linii mojego stanika. Sawyer nie ruszył ani jednego mięśnia. Podniosłam ją jeszcze wyżej. Teraz już zwątpiłam. Sądziłam, że wyjdzie z łazienki już dawno. A co jak nie? No to teraz miałam. Podniosłam dalej koszulkę, pokazując czerwony materiał mojego stanika.
- Dobra, już idę- Sawyer odepchnął się szybko od ściany. W samą porę. Zamknął za sobą drzwi, zakluczyłam je, by nikt znowu nie wszedł i zaczęłam zrzucać z siebie te mokre ubrania.


Rozdział 22 
U Rayne'a Część 2 


Gdy skończyłam się przebierać, złożyłam swoje mokre rzeczy w kostkę. Na korytarzu czekał na mnie Rayne.
- Może zabiorę ci te ubrania do suszarni?- zaproponował. - Chyba, że nie przeszkadza ci to co masz na sobie?
Wygładziłam przód sukienki swoimi dłońmi. Różowy nie był koniecznie moim kolorem.
- Nie, jest ok- uśmiechnęłam się.
- Ok. Jak czegoś będziesz potrzebowała, to tylko powiedz.
- Jasne. Dzięki, Rayne.
- To co? Idziemy na dół?- spytał, podając mi dłoń. Zaśmiałam się, chwytając ją. - Te ciuchy trzeba włożyć w jakąś siatkę, nie sądzisz?- wskazał na mokre ubrania. Kiwnęłam głową, schodząc po zimnych schodach. Zatrzymałam się, patrząc na swoje stopy.
- Jestem bez butów- zmarszczyłam czoło. Rayne zahaczył swój łokieć o moje ramię.
- Znajdziemy je. Chyba, że lubisz się w roli kopciuszka?.
- Kopciuszek zgubił tylko jeden pantofelek- odpowiedziałam, kręcąc głową. On poczochrał mi włosy, idąc dalej. Westchnęłam i ruszyłam za nim. Większość osób zdecydowało się wyjść na zewnątrz, by oglądać mecz koszykówki. Moje japonki leżały przy szafie na buty.  Gospodarz powiedział mi, że zobaczy się ze mną później i poszedł dołączyć do gry. Znalazłam sobie miejsce do siedzenia, gdzie było mniej tłoczno, ale nadal widziałam co dzieje się na boisku. Przytuliłam swoje kolana do mojej klatki piersiowej, opierając na nich podbródek. Nie do końca wiedziałam co się dzieje. Caleb był sędzią, wywnioskowałam, gdy zobaczyłam czarny gwizdek w jego ustach. Były dwie drużyny po pięć zawodników każda. Jessie i Mason grali razem w jednej drużynie z Caspianem, Afroamerykaninem, który był bardzo wysoki. Stevie, chłopak z koszulką AC/DC i Zed, palący papierosa, również byli w ich drużynie. W drugiej natomiast grał Sawyer, Rayne, Brad i Vincent, którzy  byli bliźniakami oraz Greg w dżokejce.
- Trudno powiedzieć, kto wygra, prawda?- Willow usiadła obok mnie po turecku, patrząc na boisko.
- Nie mam pojęcia- odpowiedziałam szczerze. Will musiała wziąć to jako zaproszenie, więc zaczęła mi mówić, kto jak gra.
- ...Mój brat jest ok, chociaż powinien się trzymać piłki nożnej. Jest za niski na koszykówkę- wytłumaczyła mi, kładąc się na swoim brzuchu.
- Który to?- spytałam. Blondynka oparła łokcie o ziemię, jej oczy wędrowały za ruchami graczy.  Po chwili do mnie dotarło, kto jest jej bratem.
- Jessie?
- No chyba tak bardzo się nie różnimy, prawda?- dziewczyna zaśmiała się w odpowiedzi, rzucając swoje włosy za ramię. Miała rację. Włosy Jessie'go były lekko ciemniejsze, ale posiadał takie same wysokie policzki i parę oczów. Tak jak Willow, był na chudej stronie.
- Może pójdziemy gdzieś indziej?- Will wskazała na niebo, na którym roiło się od szarych chmur.
- Będzie padać?- mój głoś był zawiedziony. Nie lubiłam deszczu, psuło mi to humor. - Chyba nie będą grali w taką pogodę?
- Oczywiście, że tak. Nawet tornado nie wywali ich z tego boiska. Chodź- Willow podała mi dłoń, którą przyjęłam. Poszłyśmy na patio, które miało poddasze. Siadłyśmy w kącie, przy metalowym stoliku. Kapela którą wynajął Rayne właśnie szukała ochotników na karaoke.
- Moja koleżanka chce zaśpiewać!- Szmaragdowo oka podniosła swoją dłoń, wskazując na mnie.
- Co?- spytałam, patrząc na nią z niedowierzaniem. - Nie! Ja nie umiem śpiewać- wysyczałam do niej przez zęby. Ona w odpowiedzi uśmiechnęła się zadowolona i kazała mi iść na scenę. Posyłając jej mordercze spojrzenie, wstałam z krzesła i poszłam do kapeli, by im wyjaśnić, że nie będę śpiewać. Kilka osób krzyknęło mi zachętę po drodze, co wcale mi nie pomagało. Scena niestety nie miała schodów z przodu, więc nie miałam jak wejść. Mój problem został rozwiązany gdy chłopak, który stał na przodzie, chwycił mnie za biodra i z pomocą lidera kapeli wciągnął mnie na scenę.
- Ja nie mam zamiaru śpiewać- powiedziałam do chłopaka, zanim nawet mnie puścił.
- Hej, spokojnie- poklepał mnie po plecach, ustawiając mikrofon do mojego wzrostu. Gdy był zadowolony, zwrócił się do mnie - Jesteś nieśmiała?
- Raczej nie chcę nikogo ogłuszyć- skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej, unosząc brwi. On wyczytał moje zdenerwowanie i uśmiechnął się sympatycznie. Miał około dziewiętnaście lat, włosy koloru piasku na plaży, silną szczękę i inteligentne szare oczy. Jego twarz zdobił kilku dniowy zarost.
- Koleżanka mnie zgłosiła- wytłumaczyłam mu, próbując się wymigać od śpiewania przed tym tłumem ludzi.
- Zauważyłem- zgodził się ze mną. - A teraz co byś chciała zaśpiewać?- spytał, jakby nie słyszał co przed chwilą mówiłam. Zerknęłam w stronę Willow, która położyła swoje nogi wygodnie na krześle, na którym przed chwilą siedziałam. Zauważając moje spojrzenie, podniosła kciuki w górę. Wszystko przewracało mi się w żołądku z nerwów. Nie miałam tyle odwagi, by wejść na scenę i zacząć śpiewać. Mam dosyć ładny głos, ale staram się unikać śpiewania jak ognia. Mama nie raz nalegała mnie do zapisania się na lekcje śpiewania lub jakieś musicale, a ja zawsze kręciłam z niechęcią głową. Ten talent marnował się na mnie. Gdybym mogła, oddałabym to osobie, która lubi stać na scenie przed grupą ludzi.
- Nie będę śpiewać- pokręciłam głową, przygryzając swoją dolną wargę.
- Jak masz na imię?
- Alex
- Ok, Alex. Jestem Corey- podał mi swoją dłoń. Przyjęłam ją. - Zaśpiewam z tobą. Co o tym sądzisz?- zaproponował.
- Ale...- zaczęłam. - Ok, zaśpiewam- westchnęłam, pocierając oczy. Uśmiech Corey'a rozpromieniał, docierając do jego pochmurnych oczu.
- Świetnie. Masz jakieś propozycje?
Zastanowiłam się chwilę nad piosenką, którą byśmy mogli obydwoje zaśpiewać. Podeszłam do chłopaka i wyszeptałam mu nazwę piosenki w ucho. Blondyn kazał mi poczekać i poszedł powiedzieć reszcie kapeli co chcę zaśpiewać. Po chwili wrócił z drugim mikrofonem i postawił go obok mojego.
- Gotowa?-
- Tak- zacisnęłam wargi, odpowiadając mu. Zanim zaczęłam myśleć co wyrabiam, z głośników wypłynął początek piosenki.
Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam śpiewać do mikrofonu:

Till now, I always got by on my own
I Never really cared until I met you.
And now it chills me to the bone,
How do I get you alone?

Corey chwycił za swój mikrofon i patrząc na mnie zaczął rapować. Przy pierwszej linii wskazując na mnie, powiedział:
This one is for you girl
Wszyscy zaczęli się kołysać do piosenki i ja też. Uniosłam ręce do góry, machając lekko biodrami z zamkniętymi oczami. Gdy była moja kolej, otworzyłam oczy i zaczęłam śpiewać.

When you said I could move on and go,
you said I'm weak and it shows,
I couldn't go on without you.
Now I'm sitting in this house alone,
wondering why I left home,
And I'm hopping that you know that...

Corey uniósł ręce do góry, klaszcząc do refrenu, a widownia razem z nim.

Till now, I always got by on my own
I Never really cared until I met you.
And now it chills me to the bone,
How do I get you alone?

Zaczął padać deszcz. Wielkie krople uderzały o dach. Zwróciłam swoją głowę w stronę boiska, gdzie Sawyer nadal grał w koszykówkę. Wszyscy uciekli pod skrycie, tylko dwie drużyny i Caleb zostali na dworze.

The phone call, can you stop the free fall?
Can you be the reason I can see beyond the lies if I keep holding on ?
I hear you, can you stop the screaming?
Did you stop believing?
I can feel you letting go, can't be alone tonight...

Zaśpiewałam całą piosenkę z uśmiechem na ustach. Moja trema zniknęła szybko, gdy zaczęłam śpiewać. Słowa wypływały z moich ust do mikrofonu z łatwością. Skończyłam ostatnią linię piosenki i zapadła cisza. Było tylko słychać krople deszczu, które spadały z nieba. Po sekundzie ciszy zostało to zamienione na głośne oklaski. Nawet Willow wstała z swojego krzesła.
- Śpiewała dla was Alex- Corey powiedział do mikrofonu i spytał o kolejnych ochotników. Tym razem kilka dłoni pojawiło się w tłumie. Chłopak położył dłoń na moich plecach i zaprowadził mnie na tył sceny.
- I ty nie umiesz śpiewać, dziewczyno?- spytał mnie, patrząc na mnie z niedowierzaniem.
- Po prostu się wstydzę.
- Nawet tego nie zauważyłem- przyznał, przelatując dłonią przez swoje włosy. - Alex, dasz mi swój numer telefonu?- spytał, przerzucając swój ciężar z nogi na nogę. Po chwili zastanowienia podałam mu go. Corey pożegnał się ze mną i wrócił do prowadzenia karaoke. Zeszłam po małych schodach z sceny, gdzie czekał na mnie Sawyer. Przez deszcz nie było na nim ani jednej suchej nitki.
- Karma?- uniosłam brwi. Brunet podniósł bezradnie dłonie.
- Mi to nie przeszkadza- zaśmiał się, opierając się o belkę, która podtrzymywała dach.
- Kto wygrał?
- A jak myślisz? Moje ręce są przeznaczone do narzędzi, a nie piłki do kosza- wystawił rękę w moją stronę. - Zatańczysz ze mną?- spytał. Na twarzy miałam wymalowany szok, bo Sawyer wstał i zaczął mnie ciągnąć na parkiet.
- Ale ja jeszcze nie powiedziałam, że chcę!- krzyknęłam przez muzykę. Chłopak zignorował mnie, znalazł wolne miejsce do tańczenia i przyciągnął mnie do siebie. Moje oczy zaokrągliły się i odskoczyłam od niego. Przód mojej sukienki był lekko wilgotny.
- Chyba nie przeszkadza ci trochę wody?- Sawyer wplótł swoje palce w moje, przyciskając swój nos do mojego czoła.  Objęłam go w szyi, ruszając się w rytm muzyki.


Rozdział 23 
Nieoczekiwany Obrót Spraw

- Powinniśmy tu być?- spytałam Sawyer'a, który przyprowadził mnie do sypialni Rayne'a. Było już grubo po północy i impreza nadal trwała. Niektórzy jechali do domu, ale na ich miejsce przyjeżdżali inni imprezowicze. Pokój właściciela wyglądał przeciętnie, w porównaniu do reszty domu. Kilka zdjęć, biurko z laptopem i obrotowym krzesłem, szafa i łóżko.
- No, nie wiem- Saw uśmiechnął się w moją stronę. - Powinniśmy?
Spuściłam swój wzrok, próbując się nie uśmiechać. W środku rozmowy między mną a Calebem, wyszeptał mi do ucha, że chce mi coś pokazać. Ale co mi chciał pokazać? Gdy się go o to spytałam, powiedział, że zobaczę. Byłam zaskoczona, gdy wprowadził mnie do pokoju Rayne'a. Czemu mnie tutaj przyprowadził?
- Jeszcze nie tutaj- powiedział, otwierając drzwi na balkon.  Wyszłam za nim, zamykając je za sobą. Podeszłam do poręczy i oparłam się o nią, unosząc głowę do góry.
- wow- westchnęłam, patrząc na niebo. Tak dawno nie patrzałam na gwiazdy, a na balkonie wydawało mi się, że są jeszcze większe, niż zawsze. Wyglądały jak tysiące małych światełek.
- Stąd widok jest lepszy- zawołał Sawyer. Odwróciłam się w stronę drzwi, ale tam go nie było. Zmarszczyłam czoło, rozglądając się dokoła. W końcu spojrzałam w górę, na dach i tam siedział.
- Co ty wyprawiasz?- spytałam, patrząc na niego z niedowierzaniem.
- Chodź do mnie- poklepał miejsce obok siebie.
- Nie, dziękuję, jak na razie nie mam myśli samobójczych- położyłam dłonie na biodrach, kręcąc głową. Sawyer jednak nie brał „nie” za odpowiedź. Wyciągnął rękę w moją stronę, patrząc na mnie wyczekująco.
- Złapię cię jak spadniesz- zapewnił mnie. Widząc moją niepewną minę, dodał - Ale na pewno się tak nie stanie.
W końcu wzięłam się w garść i spytałam go jak wejść na dach. On kazał mi chwycić jego dłoń i wsadzić nogę w część ściany w której była dziura. Ściągnęłam swoje japonki zanim to zrobiłam, nie nadawały się do wspinaczki. Chwyciłam mocno jego dłonie i wsadzając jedną stopę w ubytek w ścianie, uniosłam się do góry.
- I co, takie trudne?- spytał, gdy siadłam wygodnie na miejscu obok niego. Wzruszyłam ramionami, machając nogami, które zwisały mi w dół.
- Słyszałem jak dzisiaj śpiewałaś- Sawyer zerknął na mnie. Zagryzłam dolną wargę, patrząc na niebo, kiwnęłam lekko głową.
- Strasznie fałszujesz- kontynuował. Otworzyłam buzię, wyrażając tym samym szok, jaki wywołały te słowa.
- Caleb skręcał się z bólu na boisku, jak śpiewałaś. Jessie chciał nawet sobie odciąć uszy.
Szturchnęłam go w ramię, zdając sobie sprawę, że żartuje.
- Bardzo śmieszne- wywróciłam oczami, śmiejąc się razem z nim.  Zadrżałam lekko, czując zimne powietrze na mojej skórze. Sukienka, którą dał mi Rayne, nie zapewniała mi ciepła. Objęłam swoje ramiona i potarłam o nie lekko swoimi dłońmi, próbując się ogrzać. Chłopak tego nie przeoczył i ściągnął swoją czarną bluzę, zarzucając ją na moje ramiona.
- Nie musiałeś- powiedziałam, owijając się w jego bluzie. Przycisnęłam swoją twarz do materiału, uśmiechając się na jego gest. Kilka tygodni temu nie powiedziałabym, że jest zdolny do takich rzeczy. Ale jednak się myliłam, nie powinnam oceniać go na pierwszy rzut oka.
 
- Kogoś szukasz?- Corey podszedł do mnie, z rękami  w kieszeniach.
- Sawyer'a- odpowiedziałam, rozglądając się za nim. Nigdzie go nie widziałam, tylko masa nieznanych mi twarzy. Kiedy zeszliśmy z powrotem na dół, dwójka chłopaków zaczęła go ciągnąć w stronę dworu, mówiąc, że musi coś zobaczyć. Próbowałam za nimi iść, ale trudno to robić w domu pełnym ludzi i szybko ich zgubiłam. Od kilku minut go szukałam, ale zaginął po nim ślad.
- Tego bruneta z którym tańczyłaś wcześniej?- spytał mnie blondyn, przeczesując dłonią swoje włosy. Kiwnęłam głową, zaciskając usta w cienką linię. Corey zauważył moje niezadowolenie i położył dłoń na moim ramieniu.
- Będę musiał z nim pogadać. Takiej pięknej dziewczyny nie zostawia się samej- jeden kącik ust uniósł się w górę. Zaśmiałam się, wywracając oczami.
- Nigdy nic nie wiadomo. Może się zjawić się jakiś inny chłopak, któremu spodobała się ta ślicznotka i ją mu odbije- kontynuował, patrząc na mnie z roześmianymi oczami.
- Mało prawdopodobne.
- Ej, stoję tu, nie skreślaj mnie tak szybko- skrzyżował ręce na swoim torsie, kręcąc głową.
- Nawet nie wpadło mi to do głowy- uniosłam brwi. Chłopak pstryknął palcami, jakby coś mu się przypomniało.
- Nie miałem przedtem czasu cię o coś zapytać- zaczął powoli.
- O co?- spytałam. Corey przybliżył się do mnie i chwycił kosmyk moich włosów. Nie odsunęłam się, jak powinnam zrobić, spojrzałam tylko na niego pytająco.
- Mam dla ciebie pewną propozycję- powiedział, patrząc mi prosto w oczy. -Myślałaś kiedyś o śpiewaniu w kapeli?
Pokręciłam przecząco głową, czekając by kontynuował.
- Chciałbym byś dołączyła do mojej kapeli, Alex- założył kosmyk moich włosów za moje ucho.
- Nie...-zaczęłam, ale on mi przerwał.
- Ej, nie musisz mi teraz odpowiadać. Przemyśl to. Naprawdę przydałaby się nam wokalistka- wtrącił, próbując mnie przekonać.
- Alex, musimy już jechać- Sawyer chwycił mnie za rękę, rzucając blondynowi spojrzenie, którego nie przeoczyłam.
- Zadzwonię- powiedział Corey, śmiejąc się. Rzucił mi szybkie pożegnanie i odszedł. Dałam się Sawyer'owi poprowadzić do motoru.
- Co to było?- spytałam go, kładąc dłonie na biodrach. Sawyer rzucił mi jeden z kasków, wyciągając kluczyki z swoich kieszeni.
- Masz się z nim nie spotykać- odpowiedział chłodno, szukając odpowiedniego kluczyka.
- Słucham?- spytałam, niedokładnie rozumiejąc, co właśnie usłyszałam. Brunet odwrócił się w moją stronę.
- Nie chcę byś się z nim spotykała. Nie lubię go- powtórzył, zaciskając zęby.
- Ale to jest mój wybór z kim się spotykam- zmarszczyłam czoło.
- Nie, z nim się nie spotkasz.
- Nie będziesz za mnie decydował, Sawyer- warknęłam, zirytowana jego słowami.
- Masz się trzymać od niego z daleka- naciskał ze złością. To mnie wzięło.
- Od kiedy decydujesz z kim się spotykam? Jakoś nie pamiętam, bym ci na to pozwoliła!- Wrzasnęłam, zwracając uwagę kilku osób dookoła nas.
- Alex, nie dyskutuj ze mną. Wsiadaj na motor- Sawyer chwycił mnie za rękę, ale mu się wyrwałam.
- Nie, do póki mi tego nie wytłumaczysz, bo nie rozumiem.
- Ale co?- warknął, spuszczając swoją dłoń.
- Dlaczego się mnie czepiasz, skoro i tak nie jesteśmy parą?- spytałam, tym razem próbując nie krzyczeć.
- Nie o to chodzi...- zaczął, unikając odpowiedzi, ale mu przerwałam.
- Tak, o to chodzi. Nie jesteśmy parą, rozumiesz? To znaczy, że nie decydujesz z kim się przyjaźnię, ani co robię. To jest mój wybór, ok?
- Jeśli się z nim spotkasz, to on tego pożałuje- powiedział, groźnym tonem. Wybuchłam śmiechem na jego słowa.
- Jesteś zazdrosny- powiedziałam, w końcu to rozumiejąc.
- Nie mam powodu by być zazdrosny- prychnął, ale wiem, że uderzyłam w sedno. Rozzłościło mnie to jeszcze bardziej i zanim dokładnie wiedziałam, gdzie się kieruję, odchodziłam od motoru. Kłótnia o taką głupotę? Niewypowiedziane słowa paliły mój język, ale mnie to nie obchodziło. Szłam dalej, od głośnej muzyki, japonki uderzające o moje pięty. Cały dzień prysnął jak mydlana bańka.
- Alex!- krzyknął Sawyer, podjeżdżając do mnie. Zeskoczył z motoru i chwycił mnie za ramiona. -Wsiadaj na motor, jedziemy do domu- powiedział, jego głos był cichy. Pokręciłam mocno głową, zaciskając swoje zęby. Nie chciałam nigdzie z nim jechać.
- Pójdę pieszo- odwróciłam głowę w przeciwną stronę, unikając jego wzroku.
- Nie bądź głupia, to za daleko- zacisnął swoje ręce na moich ramionach. Próbowałam się wykręcić od jego uścisku, ale było to na nic.
- Jak masz mnie ograniczać, to ja dziękuję- rozpoczęłam kłótnię od nowa.
- Nie spotkasz się z nim. To moje ostatnie słowa.
- No i bardzo dobrze. Nie chcę nic od ciebie więcej słyszeć i dla twojej wiadomości, spotkam się z nim. Obiecuję ci to- rzuciłam złośliwie. Sawyer pociągnął mnie za rękę.
- Jeżeli chcesz żeby stracił wszystkie zęby, to proszę bardzo- odpowiedział, a złość była widoczna w jego oczach.
- Nie, odejdź ode mnie- wyszeptałam, wyrywając się. Odeszłam kilka kroków, kręcąc głową. Jego groźba wisiała między nami jak wielka chmura dymu. Sawyer zrozumiał co powiedział i zaczął próbować mnie chwycić, ale od niego uciekłam.
- Proszę cię, Alex. Jedźmy do domu.
- Nie, nigdzie z tobą nie jadę- powiedziałam, zaciskając ręce w pięści.
- Wsiadaj na motor- powtórzył, ale ja nie ustępowałam.
- Powiedziałam, że nie! Nie dociera do ciebie?!- wrzasnęłam, wybuchając. - Nie wsiądę na ten głupi motor, więc zrób mi przysługę i zostaw mnie w spokoju. Nie chcę z tobą rozmawiać, rozumiesz?!
Sawyer cofnął swoją dłoń, która próbowała mnie chwycić i odwrócił się do mnie plecami. Stałam tak, patrząc na jego spięte plecy, oddychając ciężko od krzyczenia. Po chwili wsiadł na swój motor, odpalając silnik.
- Miłego spaceru- odpowiedział, zanim odjechał. Nie mogę opisać co zobaczyłam w jego oczach. Tak bardzo przypominały mi chłopaka, którego zobaczyłam w salonie, tego pierwszego dnia. Lodowate oczy, które patrzały na mnie jakby mnie wcale nie znały. Zakryłam usta swoją dłonią, czując łzy napływające do moich oczu. Siadłam na krawędzi chodnika, chowając twarz w dłoniach. Przełknęłam głośno ślinę, próbując powstrzymać łzy. Nie, nie będę płakać. Nie mam przez co. To była tylko głupia kłótnia, wszystko będzie dobrze. Nie jesteśmy nawet parą, sama o tym dobrze wiem. Ale dlaczego czułam, jakby ktoś mi ściskał serce?

Rozdział 24 
Wyjaśnienia

Przyłożyłam telefon Sawyer'a do swojego ucha, słuchając jak łączy mnie z Les'em. Znalazłam jego komórkę w kieszeni bluzy, którą mi dał. Miał rację, na piechotę nie wrócę do domu, jest zdecydowanie za daleko. Dlatego zadzwoniłam do pierwszej osoby, która wpadła mi do głowy.
- Halo?- usłyszałam zaspany głos po drugiej stronie. Z pewnością to nie był Les.
- Caroline?- spytałam.
- Alex? Cześć- powiedziała, ziewając głośno. Obudziłam ją, to było oczywiste. Ale dlaczego ona odebrała telefon Les'a o pierwszej w nocy?
- Wiem, że to nie jest odpowiednia pora, ale nie mam jak wrócić do domu.
- Jaki adres?- dziewczyna zapytała od razu, gdy skończyłam mówić. Obróciłam się, szukając najbliższej tabliczki z nazwą ulicy.
- Trzydzieści osiem Charles Drive w Sherfield- po chwili szukania znalazłam potrzebną mi informację.
- Ok. Będę tam za jakieś pół godziny.
Zanim zdążyłam jej podziękować, rozłączyła się. Nawet nie spytała mnie się co robię po za domem o takiej godzinie. Schowałam Blackberry z powrotem do bluzy. Moja złość zniknęła, czułam tylko kujący smutek, który nie chciał odejść. Przysunęłam kolana do swojej klatki piersiowej, patrząc na paragon leżący na ulicy. Dlaczego był taki zazdrosny? Dopiero co poznałam Corey'a, tylko rozmawialiśmy. Nie miał żadnego powodu by tak się zachowywać. Tak, to mnie najbardziej denerwowało. Nie byliśmy parą, on o tym dobrze wiedział, ale i tak zachowywał się jak skończony dupek. Kilka pocałunków i jedna randka oznaczają, że jestem jego własnością? Nie, nie sądzę. Nie jestem na tyle głupia, by pozwalać się tak komuś pomiatać. Zacisnęłam mocno zęby. Czy on chce mnie ograniczyć? Może zaraz zabroni mi się odzywać do swojego brata, bo też będzie zazdrosny? Pokręciłam mocno głową, przesadzam.
Po kilkunastu minutach odwróciłam głowę w stronę nadjeżdżającego samochodu. Srebrny Jeep zatrzymał się po drugiej stronie ulicy. Wstałam z krawężnika. Caroline wyszła z samochodu z założonymi rękoma i podeszła do mnie. Widząc jak wygląda, byłam pewna, że ją obudziłam.  Jej krótkie włosy były poczochrane, a ubrania wybrane w pośpiechu.
- Dzięki, że przyjechałaś- powiedziałam. Dziewczyna wzruszyła ramionami, zakładając kosmyk włosów za ucho.
- Nie ma to jak być obudzonym o pierwszej w nocy- zaśmiała się. - Chodź. Na pewno jakiś bar jest otwarty- objęła mnie ramieniem i zaczęła prowadzić do samochodu.
- Car, nie trzeba.
Blondynka pokręciła głową, uśmiechając się lekko. Westchnęłam i wsiadłam do samochodu.
 
Caroline miała rację, kilka barów było otwartych. Siadłyśmy na przeciwko siebie, na starych kanapach z czerwonej skóry. Całe pomieszczenie wyglądało jak wyciągnięte z lat siedemdziesiątych. Przy długim barze, na wysokim krześle siedział starszy mężczyzna z kubkiem kawy .
- Co się stało między tobą a Sawyer'em?- Caroline podparła swój podbródek o zaciśniętą dłoń, patrząc na mnie uważnie.
- Nic...
- Mnie nie oszukasz, Alex. Nie zostawiłby cię, gdyby coś się nie stało- naciskała.
- Pokłóciliśmy się i tyle- spuściłam wzrok, wpatrując się w solniczkę. Poczułam rękę na swoim ramieniu.
- O co poszło?- ścisnęła lekko moje ramie. Zacisnęłam zęby. Po chwili wszystko jej opowiedziałam. Wyleciało ze mnie wszyściutko, a na końcu wybuchłam płaczem. Kogo ja oszukiwałam? Kochałam go, a teraz prawdopodobnie to wszystko przepadło. Zniknęło zanim zdążyło się zacząć. W tak krótkim czasie to uczucie do Sawyer'a zaczęło kwitnąć. Tylko kiedy? Do mojego płaczu dołączyła czkawka. Zasłoniłam twarz dłońmi, chowając ją przed światem. Głupia kłótnia i durna zazdrość. Czemu to akurat musiało wszystko zniszczyć?
- Hej, nie płacz- dziewczyna usiadła obok mnie, obejmując mnie. Odsunęła dłonie od mojej twarzy i podała mi chusteczkę. Otarłam nią oczy, pociągając lekko nosem.
- Dzięki- mruknęłam, gdy pozwoliła mi się do niej przytulić. Głaskała me włosy, czekając aż się uspokoję. W końcu zabrakło mi łez, by móc dalej płakać. Poczekałam aż policzki mi się wysuszyły i odsunęłam się od Caroline.
- Lepiej?- spytała, patrząc na mnie troskliwie.
- Tak- kiwnęłam głową. Nie znałam dziewczyny Les’a zbyt długo, wymieniłyśmy ze sobą zaledwie kilka zdań, a jednak była dla mnie jak starsza siostra. Nie musiała tutaj przyjeżdżać i wysłuchiwać moich użalań, ale to zrobiła.
Rudowłosa kobieta w różowym stroju kelnerki, podeszła do naszego stolika z małym notesem i długopisem. Była mocno wymalowana, ale miała miłą twarz.
- Na co macie ochotę, cukiereczki?- spytała, opierając się biodrem o kanapę, na której siedziała Caroline kilka minut temu. Blondynka spojrzała na mnie pytająco.
- Poproszę jedną kawę z mlekiem i herbatę- dziewczyna zwróciła się do pracownika baru. Kobieta zanotowała nasze zamówienie.
- Jeśli skończą się chusteczki to wołajcie- powiedziała z uśmiechem, zanim odeszła. Nie przeoczyła moich zaczerwienionych oczu. Caroline zaśmiała się, kręcąc głową. Musiałabym wypłakać dwa wiadra, by zużyć całe pudełko chusteczek.
- Sawyerowi przejdzie- wróciła do naszej rozmowy.
- Skąd wiesz?- spytałam ją z powątpiewaniem.
- Nie dziwię się, że chce mieć cię tylko dla siebie. Jesteś pierwszą dziewczyną, do której coś czuje- wytłumaczyła mi. - Boi się, że na plan wejdzie jakiś inny chłopak i on nie będzie miał szans.
- Ale...
- Alex, zobaczysz. Ta zazdrość jest tylko chwilowa. Daj mu trochę czasu, a on zrozumie, że takie zachowanie jest nie na miejscu.
- Mówisz jakbyś kiedyś to widziała- powiedziałam, marszcząc czoło.
- Doświadczyłam tego na własnej skórze- odparła, wzruszając ramionami. - Kiedyś miałam kolegę z którym spędzałam dużo czasu. Les był bardzo zazdrosny i kiedyś się z nim spotkał i zrobił mu awanturę. Możesz sobie wyobrazić jak był zaskoczony, gdy Anthony powiedział mu, że jest gejem- zaśmiała się, kończąc krótką historię.
- Les zazdrosny?- Spytałam, zaskoczona. Wybuchłam śmiechem, gdyż to wcale nie było podobne do Les'a.
- I to bardzo. Po tym zrobiło mu się wstyd i nie odzywał się do mnie przez tydzień- odpowiedziała.
- Skąd wiedziałaś, że się odezwie?
- Faceci zawsze muszą się oswoić z swoim błędem, a potem dopiero przepraszają. Mi wtedy przyniósł piękny bukiet róż. Anthony do dzisiaj mu to wypomina.
- Nie wiem czy Sawyer tak zrobi. Nakrzyczałam na niego i kazałam mu się do mnie nie zbliżać- westchnęłam.
- Uwierz mi, jeśli mu na tobie zależy, to nie będzie go to obchodziło.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz